Więc, tak jakby ten rozdział nie jest już taki zły jak ostatni i napisałam ok. 600 słów więcej, niż możecie tutaj przeczytać, ale stwierdziłam, że byłoby wam za dobrze i pojawią się one w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że się wam spodoba!
______________________________________
Następnego dnia Harry i Louis jedzą razem śniadanie w ciszy,
uśmiechając się do siebie lekko znad talerzy, a potem brunet idzie do pracy, a
Tommo wraca do spania, bo cóż, wciąż ma mnóstwo czasu do rozpoczęcia się zajęć
na uczelni. Harry nie może zrozumieć dlaczego wstał on o tak katorżniczej porze
tylko po to, by zjeść z nim ten głupi posiłek, ale nie narzeka. Całuje go mocno
na do widzenia obejmując go w talii i wychodzi.
Tego dnia jest czwartek, więc nie ma zbyt dużego ruchu.
Harry robi co ma robić, a potem siedzi oparty o ladę, grając w Candy Crush.
Tego dnia Mahogany nie ma w pracy, więc chłopak siedzi tylko z Dylanem, który czyta
Buszującego w zbożu, leżąc na jednej
z wolnych kanap i opychając się rogalikiem, za który nie zapłacił. W całej
kawiarni są tylko jacyś dwaj mężczyźni w średnim wieku, którzy już zamówili,
więc w sumie Harry nie dziwi mu się.
Około pierwszej, kiedy chłopak obsługuje jakąś starszą
panią, nadużywającą słowa kochaneczku,
rozdzwania się jego komórka. Brunet marszczy brwi i szybko kończy realizować
zamówienie, odbierając telefon nawet bez uprzedniego spojrzenia na numer. To
pewnie Louis dzwoni spytać czy zamówić chińszczyznę na obiad, czy sami coś
ugotują. Albo coś w tym stylu. To może być również Nick, ale Harry przecież
wytłumaczył mu, że teraz spotykają się rzadziej, bo sprawy między nim, a
Louisem układają się coraz lepiej i po prostu nie może widywać się z nim tak
często. Wywiązała się między nimi spora kłótnia, ale potem pogodzili się
jednak. Może to on?
Jednak w słuchawce słychać zdecydowanie Irlandzki akcent, a
jedyny Irlandczyk, którego zna i który mógłby do niego zadzwonić o tak dziwnej
porze, prawdopodobnie wyjechał do jakiegoś kraju, którego nazwy
dziewięćdziesiąt dziewięć procent europejczyków nie jest w stanie wymówić,
więc…
- Cześć, Harry. Tu Niall – mówi blondyn szybko wyrzucając z
siebie słowa. Oddycha trochę zbyt szybko, by można było to uznać za normalne. –
Słuchaj mnie uważnie, dobrze? – pyta, ale nie czeka na odpowiedź. – Dzisiaj o
czternastej przyjdzie do ciebie do pracy chłopak i da ci klucz. To klucz do
mojego mieszkania. Schowaj go w bezpiecznym miejscu i nie mów o tym nikomu. Zwłaszcza
Louisowi albo Nickowi. Nikomu. Kiedy będziesz miał wolny czas… - przerywa na
chwilę, wzdychając. – Dużo wolnego czasu, wtedy pójdź do mojego mieszkania.
Będą tam trzy pudła. Wszystkie są twoje, ale nie zabieraj ich do siebie.
Przejrzyj je, a potem już należą do ciebie. Będziesz wiedział co zrobić. Tylko
masz nie mówić o tym nikomu, zrozumiałeś?
Nie. Harry nie zrozumiał. Jego nogi są jak z waty, jego
serce bije zbyt szybko i po prostu nie rozumie nic. Gdzieś w głębi duszy
wiedział, że Niall do niego zadzwoni, ale szczerze mówiąc nie chciał. Chłopak
mówił mu dziwne, absurdalne rzeczy, ale z jakiegoś dziwnego powodu ufał mu. Nie
wierzył w jego słowa, ale czuł, że mówi on prawdę. Nieważne jak absurdalnie to
brzmiało.
- Ja… chyba tak, ale nie znam twojego adresu – duka.
- Będzie w liście razem z kluczem. Tylko będziesz musiał
użyć wyjścia awaryjnego z domu, bo do głównego potrzebny jest kod.
Zapamiętałeś? – pyta.
- Um, chyba tak.
- Dobrze – mówi i rozłącza się natychmiastowo.
Okay. Więc jedyne co Harry zrozumiał, to że w mieszkaniu
Nialla jest coś ważnego i, że on ma to przejrzeć i nic nikomu o tym nie mówić.
I jeszcze coś o jakimś typku spod ciemnej gwiazdy z którym ma się spotkać o
czternastej. Czyli za mniej niż godzinę. Och. Chyba powinien zacząć się
martwić.
Typek spod ciemnej gwiazdy nie wygląda na, cóż, typka spod
ciemnej gwiazdy. To chłopak w wieku około dwudziestu lat. Ma na sobie kurtkę z
jasnego dżinsu, a jego farbowane blond włosy poprzeplatane są w dodatku różnymi
pastelowymi kolorami. Nie pasemkami, tylko jakby ktoś pomalował jego włosy
kolorowymi dziecięcymi farbkami, bez żadnego uporządkowania. Jakkolwiek dziwnie
to brzmi, wygląda to naprawdę ładnie. Zwłaszcza z delikatnym wiankiem. Ma
zmarszczone brwi i poważną minę, jakby usiłował stworzyć wrażenie groźnego i
poważnego. Cóż, Harry i tak podejrzewa, że jeśli chodzi o jego charakter, to
nie jest on nazbyt pesymistyczny. Żaden pesymista nie mógłby nosić wianka we
włosach.
- Ty jesteś Harry? – pyta chłopak, a jego głos jest jakby
lekko obniżony, chociaż Harry podejrzewa, że normalnie nie wyróżnia się on
niczym spośród innych głosów chłopaków w jego wieku.
I cóż, jakkolwiek idiotyczne jest to, co robi Harry, śmieje
się. Naprawdę parska serdecznym śmiechem na to, jak ten blady farbowany chłopak
próbuje zachowywać się jak czarny charakter z gangsterskich filmów.
Zielonooki zagryza wargę nie mogąc powstrzymać uśmiechu i
mruczy ciche przepraszam, ale drugi
chłopak też uśmiecha się lekko, cmokając i patrząc w dół, na swoje z pewnością
hipsterskie buty. Pewnie są białe, żeby pasowały do wianka (ma rację, bo
obserwuje je, kiedy blondyn wychodzi).
- Więc to ty, prawda?
- Tak, to ja.
- Okay – chłopak oblizuje wargi i sięga do swojej tylnej
kieszeni (słabe miejsce, przebiega
przez myśli Harry’ego), by wyjąć czerwoną wizytówkową kopertę. Kładzie ją na
ladzie, przesuwając lekko w stronę bruneta, który kiwa lekko głową w
zrozumieniu, natychmiast chowając ją pod ladę. – Miło było poznać – blondyn
uśmiecha się ostatni raz, po czym odwraca się i wychodzi.
Harry wyciąga kopertę spod lady i otwiera ją. Jest
zaklejona, a w środku znajduje się niewielki srebrny klucz i karteczka z
wypisanym na nim eleganckim, fikuśnym pismem adresem. Chłopak wsuwa te rzeczy z
powrotem do koperty i wkłada ją do przedniej kieszeni swoich spodni.
Przez resztę dnia wypala ona dziurę w jego dżinsach.
Kiedy wraca do domu nie ma już w nim Louisa, więc chowa
kopertę pomiędzy The Perks Of Being A
Wallflower a trzecią część Harry’ego Pottera w swojej biblioteczce, zamyka
drzwi i idzie piętro wyżej, by spotkać się z szatynem.
Louis uczy się, co nie powinno dziwić Harry’ego, zważając na
to, że studiuje. Niebieskooki przepisuje jakieś notatki do swojego dużego
kolorowego brulionu. Połowa tych notatek to jakieś skomplikowane rysunki,
których brunet nie zrozumiałby nawet za milion lat, ale szatyn przerysowuje je
skrzętnie, marszcząc przy tym brwi.
Harry podchodzi do niego i składa czuły pocałunek na jego
ustach. Louis zapomina o nauce.
Tego wieczora leżą na sobie, Louis na Harrym, serce przy
sercu. Jest idealnie i nikt nie może oskarżyć bruneta o zastanawianie się czym
oni właściwie są. Harry ma chłopaka, do którego nadal coś czuje i z którym jest
już naprawdę, naprawdę długo. Louis ma narzeczonego, który się nad nim znęca,
ale i tak nie chce od niego odejść. Oboje czują się dobrze w swoim
towarzystwie, uwielbiają spędzać ze sobą czas, całować się, ale nie rozmawiają
o swoich uczuciach.
Harry nie chce przerywać komfortowej ciszy, ale to robi.
- Czym my właściwie jesteśmy, Lou? – pyta delikatnym, przyciszonym
głosem, który brzmi trochę jak krzyk w dotychczas cichym pokoju.
Odpowiada mu cisza. Louis nadal oddycha spokojnie i Harry
zaczyna podejrzewać, że nie usłyszał pytania lub postanowił je zignorować.
- Nie wiem - odpowiada szatyn w końcu lekko ochrypłym głosem.
- Ale chciałbym, żebyśmy byli… czymś.
- Jesteśmy czymś.
- Czym? – pyta chłopak po prostu, z lekką nutką
zainteresowania w głosie, jakby pytał dlaczego Harry nie lubi pić mleka albo
coś równie przyziemnego.
- Nie wiem, po prostu… Podobasz mi się. Naprawdę dobrze
czuję się w twoim towarzystwie – Harry czuje, jak chłopak uśmiecha się w jego
szyję. – Zawsze potrafisz poprawić mi humor. Jesteś śliczny, naprawdę śliczny i
dobrze gotujesz i… Nie wiem. Chciałbym być z tobą, ale to niemożliwe. Ty masz
swojego chłopaka, a ja mam narzeczonego i tej przeszkody nie bardzo da się
przeskoczyć.
Harry na te słowa podnosi się gwałtownie, siadając na
kanapie. Podsuwa Louisa tak, by usiadł na jego biodrach, twarzą do niego.
Chłopak patrzy w dół, ale brunet palcem wskazującym unosi jego brodę, zmuszając
go do spojrzenia mu w oczy.
- Dlaczego tak mówisz? Ty możesz odejść od Zayna, ja mogę
odejść od mojego chłopaka, możemy być razem. To nie jest nie do pokonania.
- Nie możemy Harry. Twój chłopak utrzymuje ciebie, a Zayn
utrzymuje mnie. Ty jeszcze mógłbyś sobie jakoś poradzić, znaleźć lepszą pracę,
utrzymać się jakoś z pensji, masz przecież własne malutkie mieszkanie – mówi
płaczliwym tonem, szybko wyrzucając z siebie słowa. – Ale ja nie mam. Nie mam
mieszkania, nie mam pieniędzy, nie mam już nawet własnego konta. W dodatku
studiuję i nie mam jak pójść do pracy, nawet na pół etatu. Mógłbym się
zatrudnić w jakimś barze, pracować na nocną zmianę, ale kiedy miałbym spać? Już
i tak przesypiam pięć godzin dziennie – dodaje z goryczą, a Harry nie wie co
powiedzieć.
Serce bije mocno w jego piersi, którą rozsadza zmartwienie.
Nienawidzi, kiedy Louis jest smutny. I wie, że mógłby to wszystko naprawić,
mógłby powiedzieć, że to on jest tym Haroldem, tym kolesiem, który odziedziczył
jego spadek i którego tak bardzo nie lubi. I mogliby żyć razem, być razem i
mieszkać razem w którejś z tych wielkich willi albo kupić jakieś bardziej
nowoczesne mieszkanie w centrum miasta które byłoby ich i tylko ich i uwolnić
się od Zayna i żyć długo i szczęśliwie, a potem adoptować dziecko albo dwa i
zamieszkać w wielkim domu jednorodzinnym z ogrodem i zestarzeć się wspólnie i
wychowywać wnuki.
- Czemu? – pyta w końcu po kilku minutach ciszy, kiedy
orientuje się, że jego myśli odbiegły zbyt daleko.
- Czemu co? – chłopak bawi się swoimi palcami na podołku.
- Czemu przesypiasz tylko pięć godzin dziennie?
- Studia, nauka, sprzątanie domu, od czasu do czasu Zayn, ty…
Och. Ty. Harry
czuje się jak ostatni kretyn. Jak mógł tego nie zauważyć? Jak mógł nie
zauważyć, że Louis ma wielkie wory pod oczami od niewysypiania się przez niego?
Jak mógł nie zauważyć, że kiedy spał z nim w jednym łóżku, w pewnym sensie
zmuszając go do spania, ten budził się zawsze bardziej wypoczęty, uśmiechnięty
i zdrowszy? Jak mógł być takim idiotą?
- O mój Boże – wydusza z siebie w końcu. – Tak bardzo cię
przepraszam, że niczego nie zauważyłem. Byłem taki głupi, przepraszam – mówi gorączkowo,
szybko zagarniając twarz Louisa w swoje dłonie, ale szatyn tylko marszczy brwi.
- Za co?
- Za to, że przeze mnie się nie wysypiasz. Zabieram twój
czas, przeze mnie musisz się uczyć do późna, oglądamy razem filmy, a ty
kładziesz się tak późno spać i wstajesz wcześnie, żeby zdążyć na zajęcia –
papla bez ładu, a Louis nie ma pojęcia o co mu chodzi. Kiedy orientuje się,
całe powietrze ucieka z jego płuc.
- Harry – przerywa mu ostrym głosem. – Nawet nie waż się tak
myśleć – dodaje cieplej, patrząc mu w oczy. – Sprawiasz, że każdy mój dzień
jest lepszy, okay? Nigdy nie potrzebowałem dużo snu, naprawdę. Zazwyczaj spałem
około sześciu godzin. Po prostu ostatnio mam dosyć ciężko na studiach i muszę
dużo się uczyć. To nie ma nic wspólnego z tobą – uśmiecha się lekko, kładąc
jedną dłoń na tej większej, należącej do Harry’ego, która nadal spoczywa na
boku jego głowy, wsuwając palce w przestrzenie pomiędzy palcami tego drugiego. –
Wiem, że już raz to dzisiaj powiedziałem, ale powtórzę to jeszcze raz.
Uwielbiam spędzać z tobą czas, dobrze? To jedna z niewielu moich rozrywek w
ciągu dnia i nawet nie waż mi się jej zabierać.
Harry także się uśmiecha, kiwając lekko głową.
- Lou? – pyta delikatnie.
- Tak?
- Kocham cię.
Nie wie dokładnie czemu to mówi. Może to jest ten moment, ta
chwila, ten dzień, miesiąc, rok. Nie wie. Ale też nie uważa, by był jakiś
wyznacznik tego, kiedy powinno się to powiedzieć. Trzeba to czuć. A on właśnie
to czuje. I przez chwilę ma wrażenie, jakby jego serce miało zaraz wyskoczyć z
piersi i ulecieć, a potem jest panika, że nie powinien tego mówić, że to za
wcześnie, nie ten moment i nie ta chwila, ale jego rozmyślania przerywa cichy
głos i usta usta usta.
- Ja ciebie też.
Harry przerywa pocałunek, ale nie odsuwa się, pozwalając ich
wargom swobodnie ocierać się, kiedy mówią.
- Będziesz moim chłopakiem?
- A kiedy nim nie byłem?
Brunet myśli, że może jego uśmiech przełamał jego twarz na
pół. Ale nie może go to mniej obchodzić.
-
Harry przetrzymuje kopertę pomiędzy książkami do soboty.
Okłamuje Louisa, że bierze dodatkową zmianę w kawiarni i wyjmuje kluczyk i
karteczkę z adresem.
Mieszkanie Nialla znajduje się w bogatej dzielnicy, w
apartamentowcu podobnym do jego. Nie, że go to dziwi, wręcz przeciwnie, tak
właściwie. Harry wchodzi schodami na trzecie piętro i jeszcze raz sprawdza
adres. Szybko orientuje się które drzwi są tymi właściwymi i otwiera je
kluczykiem, który przekręca w zamku drżącymi palcami. Wyciąga go i wchodzi do
środka, samemu nie wiedząc czemu zachowując się cicho, stąpając delikatnie i
wstrzymując oddech, jakby był złodziejem, intruzem. Staje na podłodze z jasnego
drewna i przygryza wargę. Szczerze mówiąc nie wiedział, czego oczekiwał. Po
jego lewej stronie jest korytarz prowadzący prawdopodobnie do salonu, a po
prawej biała pusta toaletka. Nad nią wisi lustro, a własne odbicie chłopaka
patrzy na niego z przerażeniem. Naprzeciwko znajdują się drzwi do kuchni, które
są otwarte. Za nimi widać meble kuchenne w odcieniu bladego beżu, jakąś wysepkę
i stołki barowe dopasowane do koloru blatów. Harry kieruje się do salonu, gdzie
ogromne okna bez zasłon wpuszczają mnóstwo słońca. Znajdują się tu dwie
wyglądające na wygodne kanapy, szklany stolik, na którym stoją trzy duże kartonowe
pudła (bicie serca chłopaka przyspiesza jeszcze bardziej), puchaty dywan i
jakaś komoda pod ścianą. Tyle. Wszystko wygląda na wyjątkowo czyste, schludne,
ale brakuje osobistych akcentów, jak książek, zdjęć, jakiegoś porzuconego
płaszcza czy chociażby poduszek albo telewizora. Zasłon. Prawdopodobnie po
zniknięciu tych pudeł, mieszkanie zostanie wystawione na sprzedaż.
Harry podchodzi do kartonów i patrzy się w dół. Są one
zamknięte, przykryte przykrywkami, ale po bokach mają podłużne dziury, by je
podnieść. Chłopak ściąga je więc na podłogę ustawiając je powrotem w linii i
siada przed nimi po turecku na dywanie.
Byłoby za dobrze???
OdpowiedzUsuńRjshbdhg żartujesz?
Omg yay yay yay nie wiem co się dzieje ale yay
Czekam na kolejny rozdział i przysięgam, że jeśli nie będzie tam jakiegokolwiek wyjaśnienia to wybuchnę...
@polishcurls x
to było wredne trochę, żeby kończyć w takim momencie x
OdpowiedzUsuńte kilka słów więcej (ewentualnie kilkaset:)) nie zaszkodziłoby nikomu :P
rozdział jak już pewnie wiesz, js super :3
do następnego, nam nadzieję ze już niebawem :)))
@shipp_houis