Ten rozdział jest naprawdę okropny i krótki, przepraszam za to. No i chciałabym oznajmić, że jeśli ktoś czyta moje mini story, to jakiś czas temu pojawiła się jego trzecia część, którą możecie przeczytać tutaj. Jest o wiele lepsze, niż to, przysięgam.
______________________________
______________________________
To nie jest takie proste, jak Harry się
spodziewał, że będzie. To znaczy wiedział, że to nie będzie łatwe, ale myślał,
że może ućpanie Zayna nie będzie zbyt skomplikowanym zabiegiem. Cóż, mylił się.
Louis i Zayn mają jakąś swoją rocznicę, o której oczywiście szatyn kompletnie
zapomniał, więc nie ma takiej możliwości, żeby się wywinął. Widocznie Zayn
postanowił raz w życiu zachować się jak porządny narzeczony, za którego
oczywiście się uważał.
Więc Harry jest zły. Bardzo zły.
Oczywiście nie na Louisa, bo hej, gniewanie się na Louisa jest praktycznie
niewykonalne. Jest zły na siebie i na Zayna. Cóż, tak. Gniewanie się na Zayna
jest bardzo proste.
Louis dzwonił do niego, kiedy wyszedł do
spożywczaka po chleb. Przepraszał go przez kilka minut, chociaż nie miał za co,
bo przecież to nie tak, że obiecywał, że spędzą wieczór razem, aż w końcu
musiał biec z powrotem do domu, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
I nieobecność szatyna nie jest najgorsza.
Cóż, tak, nie widzieli się cały dzień i Harry wyczuwa tę żałosną tęsknotę
gdzieś w podbrzuszu, ale zobaczą się jutro, a jak nie, to pojutrze i to nie
jest wcale takie złe. Najgorszy jest dźwięk, który słyszy późno w nocy, kiedy
przewraca się z boku na bok i wierci, cały czas nie mogąc zasnąć. Pamięta ten
dźwięk doskonale, słyszał go, kiedy dopiero wprowadził się do tego mieszkania,
co wydaje się być lata temu. Dźwięk uderzanej o ścianę ramy łóżka. Robi mu się
niedobrze na samą myśl, że Louis, właśnie w tej chwili, uprawia seks z Zaynem. To
takie cholernie nie na miejscu. Nieodpowiednie. Obrzydliwe. Miejsce Louisa jest
przy nim.
Harry zdecydowanie nie zaśnie tej nocy. I
jeśli trochę popłacze sobie, zwijając się w kłębek, to nic się nie stanie.
Naprawdę.
~*~
- Hej! – Mahogany krzyczy do niego wesoło
przez całą kawiarnię. – I jak?!
Harry zdecydował. Tego samego ranka
zwolnił się z pracy kładąc na biurko swojego szefa wypowiedzenie, napisane
oczywiście przez Nicka. Jest tydzień po rocznicy czy czymkolwiek Zayna i
Louisa, a Harry prawie zapomniał o całej tej sytuacji związanej z seksem.
Prawie.
- Dzisiaj rano zwolniłem się z pracy, mogę
zaczynać.
Dziewczyna tym razem ma na głowie
fantazyjną opaskę z różnymi wstążkami w białe gwiazdy na niebieskim tle i biało
– czerwone paski. Opaska jest plastikowa i prawdopodobnie po naciśnięciu
jakiegoś ukrytego przycisku wygrywa hymn Ameryki, czy coś w tym stylu.
- Yaay! – Mahogany wyrzuca ręce w górę
wydając z siebie piskliwy dźwięk. Sięga dłonią do głowy i rzeczywiście po
chwili w pomieszczeniu słychać słaby jakościowo hymn USA. Kilka osób patrzy na
dziewczynę tak, jakby była zbzikowana, a Harry się śmieje.
- Wyłącz to już, wystraszysz klientów.
Dziewczyna robi smutną minkę i wyłącza
muzykę.
- Zaczynasz od jutra. Przyjdź o piątej,
przeszkolę cię.
Harry żałuje, że zrezygnował z pracy w
wypożyczalni.
Praca nie jest taka zła. Okay, Harry jest
kompletnie niewyspany, bo położył się do łóżka o dwudziestej, żeby się wyspać.
W efekcie nie zasnął aż do drugiej, śpiąc tylko trzy godziny. Praktycznie
umiera. Praca jest ciężka, ale dużo bardziej interesująca i satysfakcjonująca,
niż praca w wypożyczalni. Harry i Mahogany muszą codziennie rano przetrzeć
podłogę, zdjąć krzesła ze stolików i ułożyć ciasto na paterach, upewniać się,
że w lodówce jest wystarczająco dużo mleka, a nowa dostawa smakowych herbat
jest odpowiednio rozłożona w szafkach. Otwierają o siódmej i zazwyczaj o tej
porze jest spory ruch, ponieważ ludzie kupują dużo kawy i pysznych rogalików w
drodze do pracy. Potem jest już nieco spokojniej, a około trzynastej duży ruch
zaczyna się na nowo. Najczęściej to Harry przyjmuje zamówienia, bo Mahogany
zdecydowała, że jego urocza buźka
przyciągnie wiele klientów. To prawdopodobnie prawda, bo flirtuje z nim
wiele kobiet, podobnie, jak to było w wypożyczalni. I szesnastoletnich
rozchichotanych nastolatek z zabawnymi nakładkami na swoje iPhone’y i
koszulkami z emoji, i trzydziestoletnich kobiet sukcesu, w garsonkach i torbach
z Celine. To lekko przerażające. W każdym razie w kawiarni można zaobserwować
więcej różnych charakterów, niż w wypożyczalni. Jest sporo absolutnie uroczych,
obrzydliwych par, przytulających się, skradających pocałunki i oczywiście
pytających drugiej połówki o zdanie. Najbardziej irytująco jest, kiedy się
kłócą o to, kto ma zapłacić, ale Harry to wytrzymuje, oczywiście, że tak.
Więc nowa praca jest dobra, naprawdę
dobra. Mahogany jest naprawdę sympatyczna i chłopak uwielbia z nią przebywać.
Oprócz tego w kawiarni pracuje jeszcze jeden chłopak, Dylan. Nie jest
nieśmiały, ale też nie mówi zbyt wiele. Kiedy się odezwie, to jest to zazwyczaj
coś dosyć sarkastycznego i Harry naprawdę go lubi. Więc tak. Naprawdę lubi
pracę w kawiarni.
Kiedy wraca do domu tego dnia, postanawia
zadzwonić do Nialla, bo mimo wszystko ta sprawa cały czas zaprząta jego głowę.
Nie oczekuje, że chłopak odbierze i cóż, nie odbiera. Harry nie może udawać, że
nie jest zawiedziony. Tak bardzo jak kocha Louisa, to, że Niall wiedział o tym,
że Zayn bije szatyna było dziwne. Bardzo. Harry jest praktycznie pewien, że Malik
nie trąbi o tym na prawo i lewo. Prawdopodobnie wiedzą o tym dwie, trzy osoby.
Harry nie wie jak to możliwe, że Niall się dowiedział.
Jego myśli oczyszczają się, kiedy
przychodzi do niego Louis. Zayn znowu wyjechał na Bóg wie jak długo i Bóg wie
gdzie. Szatyn przychodzi do niego skulony, jego oczy błyszczą i wygląda z
jednej strony na przygnębionego, a z drugiej na szczęśliwego.
Harry, kiedy tylko dostrzega go w
drzwiach, wypuszcza z siebie długi wydech i dopada chłopaka w kilku susach,
mocno przyciskając go do swojej piersi, wtulając nos w jego miękkie,
przesiąknięte zapachem dymu papierosowego włosy.
- Tęskniłem – mówi Harry. Myśli, że może
Louis zaśmieje się, mówiąc, że nie widzieli się tylko tydzień i przecież
rozmawiali przez telefon, pisali do siebie późno w nocy, ale on tylko uśmiecha
się miękko, co brunet czuje przy swojej szyi i mówi stęsknione tak, ja też, obejmując go lekko w pasie.
Harry odsuwa się od niego powoli, marszcząc brwi na tę delikatność.
- Co się dzieje? – pyta cicho, bojąc się,
że podniesiony głos może przestraszyć Louisa. Chłopak wygląda teraz, jakby
wykonany był z porcelany, kruchej, delikatnej i bladej.
- Przepraszam – praktycznie szepcze, a
jego broda drga niekontrolowanie, podczas gdy oczy napełniają się łzami. –
Przepraszam, nie mogłem mu się przeciwstawić, przepraszam, przepraszam –
szepcze gorączkowo i wyciąga rękę tak, jakby chciał się znowu przytulić do
Harry’ego, ale czuł, że ten go odrzuci, odepchnie. Dłoń zawisa w powietrzu,
wyciągnięte palce zaciskają się w luźną pięść i ręka z powrotem zajmuje miejsce
przy boku chłopaka. Harry jest złamany, naprawdę złamany. Widział Louisa w
gorszym stanie, dużo gorszym, ale to pierwszy raz, kiedy chłopak jest tak
kruchy przez niego. Ma ochotę płakać razem z nim, ale zamiast tego całuje go.
Obejmuje dłońmi jego głowę, odsuwając z twarzy kosmyki karmelowych włosów i
całuje go, całuje go rozpaczliwie. Odrywa się składając jeszcze kilka drobnych
pocałunków na ustach szatyna i uśmiecha się lekko. Louis przestał płakać,
prawdopodobnie przez szok. Łzy nadal przyklejone są do jego rzęs i policzków, a
oczy rozchylone są w niezrozumieniu.
- Tak bardzo cię kocham – Harry śmieje się
cicho, przyciskając twarz chłopaka do swojej twarzy. Dłonie szatyna wędrują do
rąk zielonookiego, które nadal obejmują jego głowę, i Louis pociera je
delikatnie kciukami, wsuwając swoje palce w te należące do chłopaka.
- Nie jesteś zły?
- Nie potrafiłbym być zły na ciebie.
Więc całują się ponownie. Tym razem to
szatyn inicjuje pocałunek, uśmiechając się jak idiota. Obejmuje chłopaka swoimi
ramionami, a dłonie Harry’ego wędrują do jego ud, oplatając jego nogi wokół
swojej talii. Pocałunek przeradza się w coś bardziej gorącego, z dużą ilością
śliny i języka, i gorących oddechów, i dłoni spragnionych dotyku.
Harry przesuwa swoimi dłońmi w dół i w
górę, po udach Louisa i nic nie może poradzić na to, że jest już półtwardy w
swoich spodniach. Szatyn jest po prostu taki piękny, pod tym całym zapachem
papierosów i jeszcze jakiegoś obcego zapachu, o którym Harry woli nie myśleć,
można wyczuć truskawkowy płyn do kąpieli i szampon do włosów o zapachu żelek i
brunet uśmiecha się, bo te zapachy są tak znajome, tak miłe i przyjemne, że
chłopak czuje się, jakby znowu był w domu.
Chłopak nie odrywając się od szatyna
przechodzi na oślep kilka kroków i kładzie ich na łóżko, górując nad Louisem.
Niebieskooki kładzie stopy płasko na kanapie, mocno rozszerzając uda. Harry
jęczy cicho i opuszcza swoje ciało niżej, ocierając ich krocza o siebie. Może
wyczuć poprzez materiały ich ciemnych dżinsów, że Louis też jest twardy. Oddech
przyspiesza mu gwałtownie, a umysł jest pusty. Nie myśli o tym, że to
niewłaściwe, że jest w pozornie szczęśliwym związku, a na palcu drugiego
chłopaka widnieje obrączka, za którą niejedna osoba mogłaby odciąć mu dłoń.
Całowali się już wcześniej, po prostu nigdy tak, by się podniecić. To normalny
pocałunek pomiędzy dwójką bliskich przyjaciół. Tak. Zdecydowanie.
Brunet schodzi z pocałunkami niżej, na
szyję chłopaka. Robi niewielką, bladoróżową malinkę na jego szyi, nie
przejmując się tym, bo przecież i tak zniknie do powrotu Zayna.
- Harry – słyszy cichy jęk nad swoją głową.
Podnosi się, patrząc zmartwionym wzrokiem na Louisa.
- Wszystko w porządku? Chcesz przestać? –
pyta dysząc ciężko. To wymaga naprawdę dużej siły woli, żeby nie rozebrać go tu
i teraz.
- Nie – mówi cicho, a jego usta są lekko
rozchylone i czerwone od pocałunków. Policzki są nieco zaróżowione, ale na
rzęsach nie widać już łez. – Chcę zapomnieć, proszę, pomóż mi zapomnieć.
Harry całuje go mocno, ich nosy zderzają
się, ale żadnemu z nich nie wydaje się to przeszkadzać. Zielonooki przesuwa się
w dół, po drodze składając drobne pocałunki. Szyja, obojczyki, okryta czarną
bawełną klatka piersiowa i brzuch. W końcu dociera do sporego wybrzuszenia w
spodniach chłopaka. Oblizuje wargi i drżącymi palcami rozpina guzik, a
następnie rozporek. Louis wierci się odrobinę pod jego dotykiem i unosi tyłek,
a on zsuwa jego spodnie w dół, do łydek. Zaczyna odczuwać stres, a jego oddech
przyspiesza jeszcze bardziej. Składa delikatny pocałunek na wewnętrznej stronie
uda chłopaka, a potem jeszcze tuż pod linią bokserek. Przygryza wargę tak
mocno, że staje się biała i wstrzymuje oddech, jednym ruchem ściągając w dół
czarną bieliznę. Gruby, czerwony kutas unosi się gwałtownie i opiera się na
brzuchu. Brunet unosi wzrok i łapie kontakt wzrokowy z Louisem. Jego klatka
piersiowa unosi się i opada, a włosy są roztrzepane.
Harry łapie dłońmi biodra chłopaka i
pochyla się nad jego penisem. Przejeżdża językiem po jego boku, a z ust Louisa
ucieka cichy jęk. Chłopak zasysa główkę, bawiąc się nią językiem. Szatyn jęczy
cicho, kiedy Harry bierze więcej kutasa w usta, dochodząc do połowy. Wtedy
zatrzymuje się i ssie z zapadniętymi policzkami. Ponownie unosi wzrok. Louis
nadal na niego patrzy, jęcząc i oddychając głośno. Zielonooki przerywa kontakt
wzrokowy i przymyka powieki, pochylając się niżej. Kiedy jego nos zderza się z
podbrzuszem szatyna, zatrzymuje się na moment i w końcu zaczyna poprawnie
obciągać chłopakowi, co chwilę wysuwając go i wsuwając do ust. Louis zaczyna
głośno jęczeć, jego biodra wypychają się do góry, ale Harry przyszpila je mocno
do kanapy. Mruczy cicho wokół jego długości i w końcu jedną dłonią obejmuje
jego kutasa u podstawy, poruszając nią zatrważająco wolno, w porównaniu do
ruchów jego głowy. W końcu Louis dochodzi z długim, głośnym jękiem, spuszczając
się w ustach Harry’ego. Chłopak połyka wszystko i zakłada z powrotem bokserki
szatynowi, chowając do nich jego miękkiego kutasa. Podnosi się na rękach i
całuje szatyna mocno, wsuwając między jego rozchylone wargi język. Całują się
przez chwilę, aż w końcu Louis odsuwa się.
- A ty? Nie chcesz dojść? – pyta, patrząc
na niego. Znowu wygląda na kruchego.
- Mną się nie przejmuj, kochanie – Harry
odpowiada z lekkim uśmiechem. Cóż, kłamie, bo widok dochodzącego chłopaka był
najgorętszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział. Louis kiwa głową i oblizuje
usta, patrząc gdzieś na tors zielonookiego.
- Możemy… możemy pójść do łóżka? Poleżeć?
- Tak, tak. Pewnie słońce – brunet wstaje
z łóżka i unosi niebieskookiego jak pannę młodą. Idzie do sypialni, gdzie
kładzie chłopaka na łóżko. Zdejmuje jego spodnie, a potem te należące do niego
i kładzie się koło Louisa, przykrywając ich obu kołdrą.
- To było najlepsze obciąganie
kiedykolwiek – szatyn szepcze przed zaśnięciem. Harry nie wymyka się do
łazienki i nie obciąga sobie gorączkowo, wciskając do ust pięść, by zagłuszyć
jęki. Zdecydowanie nie.
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuń@girl_lovesdraco
jeśli to jest okropne, to ja chcę tak okropnie pisać!
OdpowiedzUsuńjak dla mnie to świetne jak zawsze, poza tym, to dwie sceny, więc nie wymagaj od siebie nie wiadomo czego, co do długości, cóż, mnie nie przeszkadza
w całym rozdziale nie mogę dopatrzeć się niczego, do czego można się przyczepić :)
jest uroooczo ;D
@polishcurls
super rozdział
OdpowiedzUsuńopłacało się poczekać troszke dłużej
naprawdę było warto
życzę dużo weny ;)
@shipp_houis