Więc mam jednodniowe opóźnienie, ale to przez święta, mam nadzieję, że rozumiecie. Rozdział wyszedł długi, bo ma ponad 2200 słów, także chyba mi wybaczycie (nie macie wyboru, lmao).
No więc z okazji minionych świąt wielkanocnych chciałabym życzyć wam wszystkim zdrowia, szczęścia, pomyślności, dużo pienionszkuw, spełnienia marzeń, spotkania idoli, comming outu Larry'ego i wszystkiego czego tam sobie tylko chcecie.
W tym rozdziale pojawi się postać Mahogany Lox, możecie ją sobie wygooglować, jeśli chcecie ją sobie lepiej wyobrazić, to moje kochane słoneczko, 1/12 Magcon.
_____________________________________
- Och - Harry niepewnie przygryza wargę, po czym sięga do filiżanki elegancko odginając palec i upija łyk. To, że wychował się w domu dziecka nie znaczy, że nie ma manier. - Więc...
No więc z okazji minionych świąt wielkanocnych chciałabym życzyć wam wszystkim zdrowia, szczęścia, pomyślności, dużo pienionszkuw, spełnienia marzeń, spotkania idoli, comming outu Larry'ego i wszystkiego czego tam sobie tylko chcecie.
W tym rozdziale pojawi się postać Mahogany Lox, możecie ją sobie wygooglować, jeśli chcecie ją sobie lepiej wyobrazić, to moje kochane słoneczko, 1/12 Magcon.
_____________________________________
- Och - Harry niepewnie przygryza wargę, po czym sięga do filiżanki elegancko odginając palec i upija łyk. To, że wychował się w domu dziecka nie znaczy, że nie ma manier. - Więc...
- Um, Harry, jejku, nawet nie wiem od czego zacząć - Niall bezradnie przebiega dłońmi po swojej twarzy.
- To co powiem zabrzmi pewnie cholernie typowo, ale może od początku?
- Problem w tym, że nie mam już pojęcia, gdzie jest początek. Po prostu... Ani Louis, ani Zayn, ani Nick, ani Liam nie są tym, kim myślisz, że są.
- Słucham?
- Louis nie jest narzeczonym Zayna, Liam nigdy nie był z Nickiem, Zayn nigdy nie krzywdził Louisa...
- Słucham?! Skąd o tym wiesz?! - Harry krzyczy, a kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach obrzuca go zdenerwowanym spojrzeniem. Niall przedstawia tak przygnębiający widok, jakby zaraz miał zamiar się rozpłakać. Jego głos drży niekontrolowanie, a dłonie się pocą. Nie wie jak skończy się to, że postanowił być szczerym z Harrym, ale czuje, że robi dobrze.
- Bo ja... Nick... i Louis... Oni wszyscy się znają.
Brunet prycha. Przecież wie o tym doskonale.
- Nie w ten sposób, w jaki myślisz. Oni... oni są ze sobą blisko, mają powiązania, knują ze sobą. Spotykają się raz na dwa tygodnie, żeby wszystko omówić, złożyć raporty... - przygryza wargę unosząc wzrok ze swojej kawy, a z jego jasnych, niebieskich oczu bije szczerość.
- Przepraszam, że co kurwa? - Harry pluje lekko śliną, starając się mówić najmilej, jak potrafi w tamtej chwili.
- ... Nancy była szantażowana, a ja nie mogę już dłużej milczeć - blondyn otwarcie płacze, słowa przemieniają się w szloch pod koniec zdania, kiedy chłopak niezdarnie sięga po serwetkę i wyciera kilka łez, które spłynęły po jego zarumienionych policzkach.
- Niall, spokojnie - chłopak mruczy uspokajającym tonem, gdyż czuje się głupio. Tak, jakby to on doprowadził do jego wybuchu. Nie rozumie nic z jego słów, ale czuje, że są one ważne. Dla Nialla i dla niego samego. Przesuwa krzesło, by być bliżej Irlandczyka i niepewnie kładzie rękę na jego ramieniu, a on przylega do jego torsu, mocząc jego koszulkę. Szlocha głośno, kiedy Harry układa niezręcznie dłonie na jego plecach, pocierając lekko. Dla niego Niall zawsze był po prostu znajomym Nicka. Nikim ważnym. A teraz wypłakuje sobie oczy na jego piersi.
- Ja tak bardzo boję się, że oni jej coś zrobią - mówi, a jego głos jest lekko zagłuszony. - Szantażują ją, musi robić co oni jej każą, bo... bo inaczej zniszczą i ją i mnie, a ja ją kocham. Chcieliśmy wziąć ślub - zaciska dłonie na bawełnianym materiale koszulki Harry'ego, który czuje się co najmniej nieco głupio.
- Chciałeś wziąć ślub z kim?
- Z Nancy.
- Z Nancy z kawiarni naprzeciwko mojej pracy?
- Tak - szlocha cicho pociągając nosem.
- Och. Skąd ją znasz?
- Bardziej ważne jest skąd ty ją znasz.
- Noo... z kawiarni naprzeciwko mojej pracy.
- Nie - Niall odsuwa się, a w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się jego twarz, Harry zauważa mokrą plamę. Blondyn przeciera knykciami oczy i pociąga nosem. - Ona tam pracuje z polecenia Nicka. On i Liam ją szantażują, bo ona wie o...
Przerywają mu wibracje. Harry sięga do kieszeni swoich spodni, wyjmuje telefon i odblokowuje go. Na ekranie pokazuje się imię Louisa i jego zdjęcie z okularami na nosie, kiedy pochyla się nad książkami zaznaczając różowym markerem notatki, w grubym, dużym zeszycie.
Brunet szybko klika na zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha. Niall obserwuje jego poczynania ze zmarszczonym czołem i zmartwionym wzrokiem. Wie, że już nie zdoła powiedzieć Harry'emu tego, co zamierzał. Co jest złe. Bardzo, bardzo złe. Jeśli zielonooki wyjdzie z tej kawiarni - Niall będzie musiał albo wymyślić jakieś fenomenalne kłamstwo, albo czym prędzej wyjechać do Mogadiszu*. Lub gdziekolwiek, czego nazwa brzmi dziwnie i nieznajomo.
Tam przynajmniej Nick i Liam go nie dopadną.
Harry rozchyla usta, a jego oddech przyspiesza, gdy słucha słów szatyna.
- Dobrze, słońce, zaraz będę - mówi gorączkowo, po czym rozłącza się, zgarniając swoje rzeczy. Rzuca na stolik jakiś pomięty banknot, a Niall nawet nie ma siły, żeby go zatrzymywać. Wie, że to nic nie da.
***
Harry wbiega po schodach czując, że winda byłaby zbyt wolna. Kiedy w końcu znajduje się na swoim piętrze - widzi Louisa, siedzącego pod jego drzwiami i to jest jak deja vu. Tyle, że tym razem korytarz wypełnia cichy szloch, a ramiona chłopaka drżą lekko. Harry dopada do niego w trzech susach i szybko przyciąga do uścisku. Louis oplata go w talii swoimi rękami i chowa mokrą od płaczu twarz w zagłębieniu jego szyi. Zielonooki wtyka nos w jego miękkie, pachnące miętą włosy i wodzi dłońmi po jego okrytych szarą bluzą plecach, szepcząc do jego ucha.
- Cii, kochanie. Chodźmy do mnie, dobrze? - mówi przyciskając jego ciało mocniej, a chłopak tylko przełyka głośno ślinę i kiwa lekko głową, jednak nie porusza się. - Słońce, wiesz, że musisz wstać, prawda?
Louis nie odpowiada, więc Harry wzdycha cicho i zsuwa dłonie na jego uda, podnosząc go. Szybko odnajduje klucze w swojej kieszeni i otwiera mieszkanie wciąż trzymając szatyna rękach. Wchodzi do środka zatrzaskując za sobą drzwi, po czym delikatnie kładzie chłopaka na kanapie. Rozpina jego bluzę, przykrywa do kocem, pod który również wchodzi i ponownie przytula się do Louisa. Szatyn uspokoił się już nieco. Jego twarz nadal jest czerwona i mokra, ale z oczu nie lecą już łzy, chociaż jego warga drży niekontrolowanie, jakby zaraz miał znów się rozpłakać.
Harry przyciąga go na swoje kolana tak, że siada on na nim okrakiem i uczepia się jego koszulki jak imadła, oddychając nierówno przy jego karku. Brunet obejmuje go jeszcze silniej, pocierając delikatnie dół jego pleców.
- Kochanie, co się stało? - pyta najdelikatniejszym głosem, na jaki go stać.
- On... on przyszedł do domu pijany i... i przyszedł z nim też jego przyjaciel, Sam. I ja poszedłem do mojej sypialni, żeby zejść im z oczu, a oni ćpali w salonie - głośno pociąga nosem, a Harry składa drobny pocałunek na jego ramieniu. - A potem Zayn mnie zawołał i poszedłem do nich i Zayn wydawał się być wściekły, nie wiem dlaczego i zaczął coś mówić, a potem on... chciał mnie uderzyć, ale się uchyliłem i za drugim razem trafił mnie w brzuch i to strasznie zabolało i Sam zaczął się śmiać, a ja zacząłem płakać, ale Zayn był zamroczony przez te głupie narkotyki, więc popchnąłem go i wybiegłem.
Oddech Harry'ego przyspiesza gwałtownie, a złość płynie w jego żyłach, ale tak bardzo, jak chciałby pobić Zayna, tak wie, że nie może tego zrobić. Ze względu na Louisa, na nich. I na to, że Zayn jest od niego silniejszy, cóż.
I nikt nie może go winić za to, że zapomina o słowach Nialla, o swoim śnie. Liczy się tylko Louis cicho pociągający nosem w jego ramionach.
Kiedy chłopak już się uspokaja, Harry kładzie się na kanapie, układając go na swojej piersi i oglądają jakiś film z Tima Burtona z Heleną Bonham - Carter i Johnnym Deppem. Potem brunet przygotowuje na kolację zupę piernikową i jedzą ją, opatulając się miękkimi kocami, posyłając sobie nieśmiałe uśmiechy.
I jakoś koło dwudziestej pierwszej, kiedy Louis śmieje się uroczo i delikatnie ze słabego żartu zielonookiego, ktoś mocno wali do drzwi. Drzwi są porządne, grube i dębowe i Harry przez ułamek sekundy zastanawia się jak mocno będą bolały Zayna (oh, bo powiedzmy sobie szczerze, kto inny by to mógł być?) knykcie, ale potem rzuca on spojrzenie Louisowi, który wygląda na przestraszonego i skula się nawet bardziej na kanapie, na której siedzi.
I jakoś koło dwudziestej pierwszej, kiedy Louis śmieje się uroczo i delikatnie ze słabego żartu zielonookiego, ktoś mocno wali do drzwi. Drzwi są porządne, grube i dębowe i Harry przez ułamek sekundy zastanawia się jak mocno będą bolały Zayna (oh, bo powiedzmy sobie szczerze, kto inny by to mógł być?) knykcie, ale potem rzuca on spojrzenie Louisowi, który wygląda na przestraszonego i skula się nawet bardziej na kanapie, na której siedzi.
Harry nie chce otwierać. Oh, na pewno tego nie zrobi. Może by zadzwonić na policję? To rozwiązałoby wszystkie problemy, ale musiałby uzyskać zgodę szatyna, a z tym mógłby być już mały problem.
Rozlegają się krzyki. Przytłumiony głos pijanego Zayna, a potem jeszcze jeden, grubszy i niższy. Coś o suce, dziwce i alfonsie. Trochę przekleństw i niewybrednych gróźb. Wow, cóż za uroczy i dobrze wychowani młodzi ludzie! Słownictwa nie powstydziłby się uzależniony od narkotyków, alkoholu i seksu gangster o pseudonimie Celownik, Młot, Mielonka, czy cokolwiek. Młot. To nawet pasuje do Zayna.
Warga Louisa znowu zaczyna drżeć, więc Harry dopada go i przytula, obcałowując całą jego twarz, aż w końcu jego pełne usta natrafiają na te bledsze i cieńsze i brunet czuje się, jakby czas stanął w miejscu. Cały hałas znika i są tylko oni i ta głupia, wygodna kanapa.
Harry przyciąga mniejszego mocniej do siebie, a szatyn układa jedną dłoń na jego szczęce. Żaden nie chce jęknąć, westchnąć, chociażby wypuścić powietrza, aby nie zepsuć tej chwili, jednak w końcu są zmuszeni oderwać się od siebie. Ich twarze nadal pozostają tak blisko, jak tylko to możliwe, usta przy ustach, nos przy nosie. Patrzą sobie w oczy, nie odzywając się, aż w końcu Louis wypuszcza z siebie cichy śmiech. Harry patrzy na niego oburzony, ale on tylko śmieje się głośniej, po czym składa jeszcze kilka drobnych pocałunków na ustach bruneta.
- Jestem w tobie zakochany.
Serce Harry'ego zatrzymuje się na chwilę, po czym zaczyna bić z zatrważającą prędkością. Oddech zamiera w gardle, a oczy robią się wielkie jak spodki, bo nie, to niemożliwe, żeby Louis był w nim zakochany.
Oh, oczywiście, że możliwe, całowaliście się kilka razy, ty idioto! - wysoki, wredny głosik wrzeszczy na niego w jego głowie, a potem dodaje jeszcze On jest przerażony twoim milczeniem, ocknij się, ty skończony głupku! Powiedz mu!.
Brunet drga lekko i jedyne co słyszy, to krzyki Zayna i jakiś kobiecy, szorstki, prawdopodobnie od palenia papierosów, głos i przepraszamprzepraszamprzepraszam Louisa, więc znowu przyciąga go do siebie i całuje, bo byłby kretynem, gdyby pozwolił mu jeszcze chwilę dłużej myśleć, że on go nie kocha.
Pocałunek jest silny i długi.
To obietnica.
***
Następnego dnia Louis wraca do Zayna. Harry długo błaga go, by tego nie robił, ale on jest nieugięty. Całują się długo na pożegnanie, aż w końcu jeden idzie tłumaczyć swojemu narzeczonemu, że nie spędził nocy ze swoim sąsiadem, przytulając się z nim na kanapie, tylko spał u przyjaciółki ze studiów (pewna śmierć, pozostaje tylko mieć nadzieję, że Zayn będzie wystarczająco naćpany, by w to uwierzyć), a drugi kieruje się do pracy.
Harry idzie na przerwie do kawiarni, ale nie zastaje tam Nancy. Jej zmianę przejęła dziewczyna z wielkimi ustami i burzą rudych loków na głowie imieniem Mahogany, które wypisane jest różowymi literami, na ozdobionej błyszczącymi naklejkami plakietce. Kiedy Styles pyta, gdzie podziała się blondynka, ta odpowiada radosnym tonem, że zwolniła się, a ona zastępuje ją tymczasowo, gdyż jest córką właściciela kawiarni. Potem pyta, czy nie chciałby on przyjąć jej posady i cóż, to jest dosyć dziwna propozycja zważając, że w ogóle się nie znają. Ale okazuje się, że za zwykłe parzenie kawy i podawanie głupich babeczek do stolików płaci się więcej, niż za wypożyczanie wielkiej ilości pornoli (całe trzy funty więcej, no i mnóstwo darmowej herbaty, to jak interes życia!), więc kiedy Mahogany oświadcza radosnym tonem, że porozmawia ze swoim tatą na temat jego zatrudnienia, Harry tylko wzrusza ramionami, uśmiecha się lekko i zabiera swój styropianowy kubek z zieloną herbatą z maliną i marakują i cynamonową bułeczkę i wraca do wypożyczalni, by w spokoju zjeść swoje drugie śniadanie w dziale z komediami, grając w Subway Surfers i ignorując dzwoniącą komórkę, co, jak się później okazuje jest błędem, gdyż dzwonił Louis. Na szczęście nie stało się nic złego, ale usłyszenie jego delikatnego głosu byłoby miłym akcentem, wisienką na torcie jego jakże uroczej przerwy.
Kiedy Harry w końcu zauważa, że Tomlinson dzwonił, jest już po pracy i decyduje się znowu wrócić do kawiarni po jakieś drożdżówki na kolację. Oddzwania do szatyna, ale okazuje się, że chciał on tylko powiadomić go o tym, że nie został pobity, zgwałcony, wyszarpany za włosy tak mocno, że wypadałyby mu one garściami, zabity, sprzedany ludziom zajmującym się handlem ludźmi, wyrzucony z domu, czy cokolwiek innego, co byłoby w stanie Harry'emu przyjść do głowy. Trzeba mu przyznać, że ma bujną wyobraźnię.
W każdym bądź razie Zayn znowu się naćpał, a Sam wyszedł jeszcze poprzedniej nocy, jednak Louis musiał znieść kazanie jakiejś wyniosłej pani koło sześćdziesiątki, która skarżyła się na Malika i groziła policją. Widocznie to ją musiał słyszeć brunet ostatniej nocy.
Harry nie mógł powiedzieć, że nie byłby zadowolony, gdyby Zayn trafił do pierdla w trybie natychmiastowym. Albo chociaż w najbliższej przyszłości.
Zielonooki kończy rozmowę z Louisem, wpycha swój telefon komórkowy do tylnej kieszeni, po czym podchodzi do lady. Mahogany znowu wita go szerokim uśmiechem, ale już nie tak promiennym. Dziewczyna poprawia opaskę z uszami kotka, którą ma na głowie, przeczesuje włosy palcami i pyta się, czy już zdecydował się na podjęcie pracy.
- Zostaniesz okrzyknięty baristą! - Mahogany krzyczy, a Harry nie może się nie uśmiechnąć.
- Cóż za huczna nazwa, zważając na to, że będę jedynie obsługiwał automat do kawy.
- Ale mój automat do kawy - dziewczyna puszcza mu oczko, pstryka palcami i wskazuje na niego palcem wskazującym, po czym wybucha śmiechem i klaszcze w dłonie. - Cokolwiek to miało znaczyć! Więc po co przyszedłeś? - pyta uśmiechając się.
Harry oblizuje usta i spogląda w bok, na oszklone półki z ciastami i różnym pieczywem.
- Um, chciałbym wziąć na wynos dwa rogaliki z czekoladą, dwa średnie ciasta francuskie z dżemem jagodowym i dwa pączki oblane lukrem z... nadzieniem różanym?
- Wow, zamierzasz to wszystko sam zjeść?! - Mahogany mówi podniesionym głosem, zakłada jednorazowe rękawiczki i wkłada to wszystko do papierowych toreb.
Harry płaci i posyła dziewczynie ostatnie sympatyczne spojrzenie, kiedy mówi ona Życzymy smacznego i zapraszamy ponownie do LOX!
Brunet jeszcze nie wie jak to zrobi, skoro Zayn jest w domu, ale ma zamiar spędzić ten wieczór z Louisem.
___________________________________________
* stolica Somalii
Świetny rozdział ❤
OdpowiedzUsuń@girl_lovesdraco
Zamorduję cię.
OdpowiedzUsuńStyles ty idioto! Sbdhc
Myślałam aka miałam nadzieję, że Niall rozjaśni sytuację chociaż odrobinę, ale NIEEE ugh
Nie wiem niczego nowego, ale Larry mnie w tym rozdziale zauroczył i kocham ich jeszcze bardziej!
Rozdział świetny jak zawsze z resztą
@polishcurls
P. S. Im rozdział dłuższy tym lepiej
rozdzial super
OdpowiedzUsuńtylko boję się teraz przez Nialla ze Lou js w coś zamieszany i nie js szczery z Harrym i wszyscy chcą wykiwac H i zostawić ;-;
to by było najgorsze
ale i tak nie mam takiej wyobraźni jak Hazz xd
czekam na rozjasnienie spraw i na nowy rozdział
@shipp_houis