Rozdział XV

Wiem, że oczekiwałyście tego rozdziału znacznie wcześniej, ze względu na to, że napisałam, że napisałam już 600 słów więcej, ale ostatnie dwa tygodnie były bardzo ciężkie dla mnie. Miałam wypadek i naprawdę nie mogłam nic poradzić na to, że nie byłam w stanie pisać niczego na laptopie, przepraszam. 
_____________________________________
Wstrzymuje oddech i otwiera pierwsze pudło, kładąc koło siebie tekturową przykrywkę. Cóż. Jest w nim tylko jedna rzecz. Biały MacBook Pro wyglądający na nowiuśkiego. Harry wzrusza tylko ramionami i otwiera drugi karton, w którym znajduje się kilka prostych, cienkich, czarnych albumów, ale Harry nie otwiera ich. W trzecim natomiast jest kilka prostych, szarych teczek.
Brunet nie wie co o tym myśleć. Wszystko to wydaje się być takie dziwne. Co, jeśli na płytach nic nie ma, albumy są niewypełnione, a teczki puste? Co jeśli to wszystko to tylko jedna wielka farsa, jakaś gra Nialla, którego przecież nie zna zbyt dobrze? Co jeśli to wszystko jest tylko po to, by oddalić go od Louisa? W głębi duszy w to wierzy, ale jest coś takiego w słowach Horana, co nie pozwala mu przestać o nich myśleć i jakby podświadomie wie, że w tym, co on mówi jest chociażby ziarno prawdy.
Harry postanawia najpierw zacząć od przeglądania albumów. Drżącymi palcami wyciąga jeden z pudełka i otwiera je. Pierwsze zdjęcie to Louis siedzący w tym skórzanym fotelu, w którym on lubił siedzieć tak bardzo. Biuro Nicka. Cóż. I może to by nie było takie dziwne. Louis jest klientem Nicka. Nick zajmuje się sprawą jego ciotki, jego spadku. Tak. Ale to nie jest fotel dla klientów. To fotel Grimshawa. Na nim siedzieć mógł tylko on sam i Harry. Nick nie pozwolił na nim usiąść nawet Liamowi, kiedy byli jeszcze razem. Więc okay. To tylko Louis. Jego Louis. To da się wyjaśnić, naprawdę. Ale kolejne zdjęcie już takie nie jest. Szatyn, Nick i Liam. Ulica. Louis daje Liamowi jakieś pieniądze. Na kolejnym zdjęciu podobna sytuacja, ale to Nick daje niebieskookiemu jakieś zdjęcia, jednak z odległości, z której robiona jest fotografia, widać tylko rozmazane kolory. Kolejne zdjęcia robią się tylko bardziej podejrzane. Louis i Nick stojący zbyt blisko siebie, Nick krzyczący na Nialla, Louis i Liam kłócący się, Zayn i Nick rozmawiający, Louis i Niall na jakiejś imprezie, Nick opieprzający Nancy i dziewczyna kuląca się lekko… Wszystkie zdjęcia wzbudzają w Harrym złość i zdezorientowanie i sprawiają, że do jego oczu zaczynają napływać łzy, które po chwili spływają cicho po jego policzkach. Szybko wyciera je wierzchem dłoni. Już naprawdę nie wie w co wierzyć. Ale to nie czas na łzy i nie czas na pociąganie nosem.
Ostatni album to jego zdjęcia. On w pracy w wypożyczalni i on w pracy w kawiarni. On pod jego apartamentowcem, on na ulicy, on w spożywczaku, on i Nick na spacerze w parku. Jest nawet zdjęcie jego siedzącego na kanapie we własnym mieszkaniu i jest całkiem pewny, że to zdjęcie robił Grimshaw, co jest chore i popieprzone, naprawdę. Wszystko to daje mu jasno do zrozumienia, że był śledzony. Nie wie przez kogo, może przez kogoś, kto pracuje dla Nicka? A może dla Zayna albo Louisa? Ostatnia myśl sprawia, że chce mu się wymiotować. Nadal nie może, nie chce uwierzyć, że to Louis jest tym złym w tej historii. Tym manipulującym, sprawującym nad wszystkim pieczę. Nie jest w stanie uwierzyć, że jego smutny, uroczy, rozbity Louis mógłby chcieć sprawić mu przykrość. Mu albo komukolwiek.
Harry próbuje unormować oddech, co udaje mu się po kilku minutach. Wkłada albumy z powrotem do pudła, układając je schludnie i przykrywając karton. Odstawia go na bok i sięga po ten pierwszy, z Mac Bookiem w środku. Wyciąga laptop i otwiera go. Na klawiaturze leży karteczka z rządkiem cyfr i dużych i małych liter, prawdopodobnie hasłem. I cóż, to rzeczywiście jest hasło. Na tapecie znajduje się uśmiechnięta Nancy leżąca na kanapie, obok której on aktualnie siedzi, i dwa foldery. Harry w sumie nadal nie potrafi zrozumieć dlaczego dziewczyna próbowała nieudolnie go podrywać na początku ich znajomości. Ale to pewnie była gra, jak ostatnio prawdopodobnie wszystko w jego życiu.
Foldery na pulpicie nazywają się filmiki i nagrania. Bicie serca chłopaka ponownie przyspiesza. Przygryza wargę otwierając drugi folder i otwiera pierwszy z brzegu plik. Nagranie rozpoczyna się. Na początku słychać szum, a dopiero potem głosy.
- Dlaczego mu tak na nim zależy? – głos Liama.
- Nie mam pojęcia, ale trzeba mu przyznać, że wszystko świetnie zaplanował – Nick. – Harry nigdy się nie ogarnie. Sam go okłamuje.
- Ale czemu Louis płaci nam tyle kasy za pomaganie mu? Przecież są łatwiejsze drogi. Mógłby, nie wiem, zapłacić ci za namówienie Harry’ego do pójścia do pracy i wtedy wpadłby na niego w niej.
- Może uważa, że tak jest lepiej, łatwiej, szybciej. Nie mam pojęcia – Harry niemal może zobaczyć, jak Nick wzrusza ramionami.
- To trwa już chyba dwa lata. Gdyby wpadli na siebie na ulicy byłoby łatwiej – mruczy Payne.
- Tak, to prawda, ale i tak jest genialny. Chociaż wiele ryzykuje. Ryzykuje miliardy.
- Harry jest zbyt grzeczny, nie wydałby jego pieniędzy. Nawet gdyby wydał, to przelałbyś je z powrotem na konto Louisa i wcisnęlibyśmy twojemu chłoptasiowi jakiś kit.
- Straciłby do mnie zaufanie.
-O to chyba w tym wszystkim chodzi, nie? Żeby przestał ci ufać, żeby myślał, że to twoje granie na dwa fronty to prawdziwy ty – Liam kończy wypowiedź, a nagranie się kończy.
Usta Harry’ego są lekko rozchylone, na całym jego ciele znajduje się gęsia skórka, a myśli szaleją. To wszystko jest popieprzone, naprawdę. Te zdjęcia można by jeszcze jakoś wytłumaczyć, na pewno istniałoby logiczne wyjaśnienie, ale to? Tego nie da się wytłumaczyć. Chyba, że jest to jakiś chory, popierdolony żart. Jeśli tak, to i tak nienawidzi Nicka, Liama i cóż, wtedy Nialla. I prawdopodobnie w takim wypadku powinien znienawidzić Louisa, ale oczywiście nie potrafi.
Głowa go boli, ale mimo to włącza kolejne nagranie. Tym razem nie rozpoczyna się szumem.
- Masz. Tutaj jest twoja pierwsza zapłata – mówi Louis, a jego głos jest zimny, zupełnie nie taki, jak kiedy rozmawia z Harrym. Następuje chwila przerwy, aż w końcu druga osoba się odzywa. To Liam.
- Ale dlaczego aż tyle? Za co to?
- Za dobrze wykonane zadanie – odpowiada szatyn spokojnie.
- Kiedy ja tylko udawałem chłopaka Nicka przed Harrym!
- No właśnie.
Harry nawet nie zauważa, że po jego policzkach obficie spływają łzy. Kiedy powoli skapują one na jego rękę szybko ściera je wierzchem dłoni, łapczywie wciągając do płuc powietrze. Louis go okłamuje. To jest pewne. Kłamcakłamcakłamca. Kurwa. Dopiero teraz to do niego dochodzi. Nadal nie ma zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, nadal jest zdezorientowany jak cholera, ale przynajmniej rozumie, że nie może ufać nikomu. Najchętniej wyprowadziłby się z apartamentowca w którym mieszka i wyjechał, ale nie może. Z jego pensji nie pokryłby nawet wszystkich opłat związanych z jego maleńką klitką, nie wspominając o jedzeniu lub podstawowych przedmiotach codziennego użytku jak mydło. Mój Boże, on jest tak uzależniony od Nicka, że to aż boli. Ale wciąż ma swój spadek. Tak. Chyba. Tylko, że miał go oddać Louisowi. Tylko, że teraz nie jest pewny czy chce to robić. I czy nadal go ma. Nie jest pewny czy chce robić cokolwiek. To w końcu chyba jest sprawką Louisa. Te wszystkie kłamstwa i wykręty, fałszywość i dwulicowość, stała gra, odgrywanie ról siebie samych, perfekcyjnie zaplanowane plany, spotkania i każdy raz, kiedy wydawało mu się, że widzi kłamstwo w oczach Nicka. I być może Zayn wcale nie bije Louisa. I najprawdopodobniej Nick nigdy nie był z Liamem. Jak głosi nagranie. Och, cholera. Jego głowa pęka od natłoku informacji, więc powoli uspokaja się i zamyka folder z nagraniami, których jest dużo więcej i otwiera drugi folder. Co jest raczej okropnym pomysłem.
Filmiki w sumie różnią się od nagrań tylko tym, że jest obraz, co w rzeczywistości jest fatalne, bo patrzenie na zezłoszczone lub zszokowane twarze Nicka, Liama czy Louisa jest jeszcze gorsze. Patrzenie na zimną minę szatyna i jego szare w tamtym momencie, jakby smutne oczy jest zdecydowanie najgorsze.
Coś przestawia się w głowie Harry’ego. Chłopak podnosi się z jakąś wewnętrzną gwałtownością w sobie i przekłada zawartość innych pudeł do tego z laptopem. Zamawia taksówkę drżącymi palcami wybierając numer, a jego stopa wybija rytm na drewnianej, jasnej podłodze. Dreszcze przechodzą przez całe jego ciało, wędrując od palców u stopy, aż do końca loka, sterczącego dumnie na czubku jego głowy. Zgarnia z podłogi pudło i wychodzi z domu, zamykając go za sobą na klucz, z którym nie ma pojęcia co zrobić, ale nie zastanawia się nad tym zbyt długo. To problem Nialla albo tego farbowanego bladego chłopaka, a nie jego. Zbiega po schodach, czując w sobie zbyt wiele energii. Na dosyć spokojnej o tej porze (jakakolwiek by ona nie była, ale raczej nie jest zbyt wcześnie) ulicy kontynuuje nerwowe poruszanie nogą. Czeka około dziesięciu minut, aż taksówka podjedzie pod miejsce w którym stoi. Kiedy w końcu nadjeżdża, dosłownie wrzuca do niej tekturowe pudło, ze złością podając kierowcy adres, nie przejmując się specjalnie tym, by być delikatnym. W zawartość kartonu wchodzi całkiem drogi laptop, który teraz, wnioskując po słowach Nialla, jest jego, ale nie obchodzi go jego los. Agresywnie otwiera pudło, zrzucając pokrywkę na podłogę, i wyjmuje jedną z szarych teczek, której treść przegląda szybko, niedbale kartkując strony.
- Kurwa! – krzyczy, ze złością wyrzucając w górę dłonie nadal trzymające papiery, a taksówkarz też wydaje z siebie krótki krzyk, gwałtownie skręcając kierownicą, mamrocząc pod nosem coś o idiotach, których musi wozić.
Harry nie czuje smutku, co jest dziwne w takiej sytuacji. Osoba w której się zakochał okłamywała go przez cały czas. Czuje złość. Bardzo wiele złości. Czuje złość, która aż wyrywa mu powietrze z płuc, która każe mu rwać włosy z głowy i niszczyć wszystko, co znajduje się w oddaleniu kilkudziesięciu metrów.
Odchyla głowę na siedzeniu, oddychając szybko i głęboko. Nie może się uspokoić, ale, będąc szczerym, nawet nie chce. Jeśli się uspokoi, to poczuje smutek. Między smutkiem a przebaczeniem jest cienka granica. Nie chce jej przekroczyć.
Kiedy dojeżdżają pod jego apartamentowiec, Harry rzuca w kierowcę plikiem pieniędzy i zabiera pudło, szybko wychodząc z taksówki. Nawet nie wie czy jest to niewystarczająca suma, czy właśnie oddał mu połowę swojej wypłaty. Ale szczerze, kto przejmowałby się tym w takiej chwili?
Harry bierze głęboki wdech i wbiega do budynku, natychmiast kierując się ku schodom. Wbiega po nich, przeskakując po cztery schodki naraz i kiedy w końcu dociera pod drzwi Louisa nie fatyguje się czymś takim jak pukanie. Gwałtownie szarpie za klamkę, roztwierając na oścież drzwi. Nie czuje zmęczenia. Wchodzi szybkim krokiem głębiej do domu i widzi siedzących na kanapie Liama, Louisa, Zayna i Nicka. Cóż, może być ciekawie.
Harry staje jak wryty, z zaszokowaniem wpatrując się w czwórkę równie skonfundowanych mężczyzn, siedzących nad dzbankiem zaparzonej melisy. Louis przynajmniej w tym, że uwielbia te głupie ziółka go nie okłamał.
W końcu szatyn odzywa się cicho.
- Myślałem, że jesteś w pracy, Hazz – mówi, spoglądając ze zdenerwowaniem na trzymane przez niego pudło. Zayn wygląda na kompletnie niezainteresowanego, Nick jest jakby lekko przestraszony, a Liam wygląda na spokojnego, ale mimo to jego oddech jest przyspieszony.
- Myślałem, że Zayna nie ma w domu.
- Wrócił – odpowiada Louis zbyt szybko, by nie wzbudziło to jakichkolwiek podejrzeń, a Harry nie może powstrzymać łez ciskających mu się do oczu nie ma pojęcia który raz tego dnia. Nie może uwierzyć, że szatyn tak po prostu przez cały czas mógł go okłamywać, szeptać czułe słówka i całować go, całowaćcałowaćcałować. Nie może uwierzyć, że mógł mówić mu, że go kocha, pozwalać mu opiekować się nim i gotować mu, i oglądać z nim głupie filmy, i przytulać się do niego o każdej porze dnia i rozmawiać na ważne i nic nieznaczące tematy, i grać dla niego, i śpiewać, doprowadzając go do omdlenia. Cholera, nigdy nie da sobie wmówić, że to wszystko, ta cała farsa nic nie znaczyła. Louis mógł go okłamywać w każdej sprawie, mógł płacić Liamowi i Nickowi, mógł mieć świetną zabawę, kiedy razem z Zaynem udawał, że uprawiają seks, ale to uczucie, z jakim Louis na niego patrzył było prawdziwe i nikt i nic nie mogło sprawić, że mógłby sądzić inaczej.
Harry rzuca karton przed siebie, ciskając nim z całej siły o podłogę, i wybiega, nie rzucając nawet jeszcze jednego spojrzenia Louisowi, Nickowi czy komukolwiek. Czuje się zdradzony tak bardzo, jak jeszcze nigdy w życiu. To jest gorsze, niż gdyby Louis przespał się z innym chłopakiem, nawet nie z Zaynem. Mój Boże, Harry naprawdę nie wie w kim się zakochał. Kogo wciąż kocha.

Rozdział XIV

Więc, tak jakby ten rozdział nie jest już taki zły jak ostatni i napisałam ok. 600 słów więcej, niż możecie tutaj przeczytać, ale stwierdziłam, że byłoby wam za dobrze i pojawią się one w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że się wam spodoba!
______________________________________
Następnego dnia Harry i Louis jedzą razem śniadanie w ciszy, uśmiechając się do siebie lekko znad talerzy, a potem brunet idzie do pracy, a Tommo wraca do spania, bo cóż, wciąż ma mnóstwo czasu do rozpoczęcia się zajęć na uczelni. Harry nie może zrozumieć dlaczego wstał on o tak katorżniczej porze tylko po to, by zjeść z nim ten głupi posiłek, ale nie narzeka. Całuje go mocno na do widzenia obejmując go w talii i wychodzi.
Tego dnia jest czwartek, więc nie ma zbyt dużego ruchu. Harry robi co ma robić, a potem siedzi oparty o ladę, grając w Candy Crush. Tego dnia Mahogany nie ma w pracy, więc chłopak siedzi tylko z Dylanem, który czyta Buszującego w zbożu, leżąc na jednej z wolnych kanap i opychając się rogalikiem, za który nie zapłacił. W całej kawiarni są tylko jacyś dwaj mężczyźni w średnim wieku, którzy już zamówili, więc w sumie Harry nie dziwi mu się.
Około pierwszej, kiedy chłopak obsługuje jakąś starszą panią, nadużywającą słowa kochaneczku, rozdzwania się jego komórka. Brunet marszczy brwi i szybko kończy realizować zamówienie, odbierając telefon nawet bez uprzedniego spojrzenia na numer. To pewnie Louis dzwoni spytać czy zamówić chińszczyznę na obiad, czy sami coś ugotują. Albo coś w tym stylu. To może być również Nick, ale Harry przecież wytłumaczył mu, że teraz spotykają się rzadziej, bo sprawy między nim, a Louisem układają się coraz lepiej i po prostu nie może widywać się z nim tak często. Wywiązała się między nimi spora kłótnia, ale potem pogodzili się jednak. Może to on?
Jednak w słuchawce słychać zdecydowanie Irlandzki akcent, a jedyny Irlandczyk, którego zna i który mógłby do niego zadzwonić o tak dziwnej porze, prawdopodobnie wyjechał do jakiegoś kraju, którego nazwy dziewięćdziesiąt dziewięć procent europejczyków nie jest w stanie wymówić, więc…
- Cześć, Harry. Tu Niall – mówi blondyn szybko wyrzucając z siebie słowa. Oddycha trochę zbyt szybko, by można było to uznać za normalne. – Słuchaj mnie uważnie, dobrze? – pyta, ale nie czeka na odpowiedź. – Dzisiaj o czternastej przyjdzie do ciebie do pracy chłopak i da ci klucz. To klucz do mojego mieszkania. Schowaj go w bezpiecznym miejscu i nie mów o tym nikomu. Zwłaszcza Louisowi albo Nickowi. Nikomu. Kiedy będziesz miał wolny czas… - przerywa na chwilę, wzdychając. – Dużo wolnego czasu, wtedy pójdź do mojego mieszkania. Będą tam trzy pudła. Wszystkie są twoje, ale nie zabieraj ich do siebie. Przejrzyj je, a potem już należą do ciebie. Będziesz wiedział co zrobić. Tylko masz nie mówić o tym nikomu, zrozumiałeś?
Nie. Harry nie zrozumiał. Jego nogi są jak z waty, jego serce bije zbyt szybko i po prostu nie rozumie nic. Gdzieś w głębi duszy wiedział, że Niall do niego zadzwoni, ale szczerze mówiąc nie chciał. Chłopak mówił mu dziwne, absurdalne rzeczy, ale z jakiegoś dziwnego powodu ufał mu. Nie wierzył w jego słowa, ale czuł, że mówi on prawdę. Nieważne jak absurdalnie to brzmiało.
- Ja… chyba tak, ale nie znam twojego adresu – duka.
- Będzie w liście razem z kluczem. Tylko będziesz musiał użyć wyjścia awaryjnego z domu, bo do głównego potrzebny jest kod. Zapamiętałeś? – pyta.
- Um, chyba tak.
- Dobrze – mówi i rozłącza się natychmiastowo.
Okay. Więc jedyne co Harry zrozumiał, to że w mieszkaniu Nialla jest coś ważnego i, że on ma to przejrzeć i nic nikomu o tym nie mówić. I jeszcze coś o jakimś typku spod ciemnej gwiazdy z którym ma się spotkać o czternastej. Czyli za mniej niż godzinę. Och. Chyba powinien zacząć się martwić.
Typek spod ciemnej gwiazdy nie wygląda na, cóż, typka spod ciemnej gwiazdy. To chłopak w wieku około dwudziestu lat. Ma na sobie kurtkę z jasnego dżinsu, a jego farbowane blond włosy poprzeplatane są w dodatku różnymi pastelowymi kolorami. Nie pasemkami, tylko jakby ktoś pomalował jego włosy kolorowymi dziecięcymi farbkami, bez żadnego uporządkowania. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, wygląda to naprawdę ładnie. Zwłaszcza z delikatnym wiankiem. Ma zmarszczone brwi i poważną minę, jakby usiłował stworzyć wrażenie groźnego i poważnego. Cóż, Harry i tak podejrzewa, że jeśli chodzi o jego charakter, to nie jest on nazbyt pesymistyczny. Żaden pesymista nie mógłby nosić wianka we włosach.
- Ty jesteś Harry? – pyta chłopak, a jego głos jest jakby lekko obniżony, chociaż Harry podejrzewa, że normalnie nie wyróżnia się on niczym spośród innych głosów chłopaków w jego wieku.
I cóż, jakkolwiek idiotyczne jest to, co robi Harry, śmieje się. Naprawdę parska serdecznym śmiechem na to, jak ten blady farbowany chłopak próbuje zachowywać się jak czarny charakter z gangsterskich filmów.
Zielonooki zagryza wargę nie mogąc powstrzymać uśmiechu i mruczy ciche przepraszam, ale drugi chłopak też uśmiecha się lekko, cmokając i patrząc w dół, na swoje z pewnością hipsterskie buty. Pewnie są białe, żeby pasowały do wianka (ma rację, bo obserwuje je, kiedy blondyn wychodzi).
- Więc to ty, prawda?
- Tak, to ja.
- Okay – chłopak oblizuje wargi i sięga do swojej tylnej kieszeni (słabe miejsce, przebiega przez myśli Harry’ego), by wyjąć czerwoną wizytówkową kopertę. Kładzie ją na ladzie, przesuwając lekko w stronę bruneta, który kiwa lekko głową w zrozumieniu, natychmiast chowając ją pod ladę. – Miło było poznać – blondyn uśmiecha się ostatni raz, po czym odwraca się i wychodzi.
Harry wyciąga kopertę spod lady i otwiera ją. Jest zaklejona, a w środku znajduje się niewielki srebrny klucz i karteczka z wypisanym na nim eleganckim, fikuśnym pismem adresem. Chłopak wsuwa te rzeczy z powrotem do koperty i wkłada ją do przedniej kieszeni swoich spodni.
Przez resztę dnia wypala ona dziurę w jego dżinsach.
Kiedy wraca do domu nie ma już w nim Louisa, więc chowa kopertę pomiędzy The Perks Of Being A Wallflower a trzecią część Harry’ego Pottera w swojej biblioteczce, zamyka drzwi i idzie piętro wyżej, by spotkać się z szatynem.
Louis uczy się, co nie powinno dziwić Harry’ego, zważając na to, że studiuje. Niebieskooki przepisuje jakieś notatki do swojego dużego kolorowego brulionu. Połowa tych notatek to jakieś skomplikowane rysunki, których brunet nie zrozumiałby nawet za milion lat, ale szatyn przerysowuje je skrzętnie, marszcząc przy tym brwi.
Harry podchodzi do niego i składa czuły pocałunek na jego ustach. Louis zapomina o nauce.
Tego wieczora leżą na sobie, Louis na Harrym, serce przy sercu. Jest idealnie i nikt nie może oskarżyć bruneta o zastanawianie się czym oni właściwie są. Harry ma chłopaka, do którego nadal coś czuje i z którym jest już naprawdę, naprawdę długo. Louis ma narzeczonego, który się nad nim znęca, ale i tak nie chce od niego odejść. Oboje czują się dobrze w swoim towarzystwie, uwielbiają spędzać ze sobą czas, całować się, ale nie rozmawiają o swoich uczuciach.
Harry nie chce przerywać komfortowej ciszy, ale to robi.
- Czym my właściwie jesteśmy, Lou? – pyta delikatnym, przyciszonym głosem, który brzmi trochę jak krzyk w dotychczas cichym pokoju.
Odpowiada mu cisza. Louis nadal oddycha spokojnie i Harry zaczyna podejrzewać, że nie usłyszał pytania lub postanowił je zignorować.
- Nie wiem - odpowiada szatyn w końcu lekko ochrypłym głosem. - Ale chciałbym, żebyśmy byli… czymś.
- Jesteśmy czymś.
- Czym? – pyta chłopak po prostu, z lekką nutką zainteresowania w głosie, jakby pytał dlaczego Harry nie lubi pić mleka albo coś równie przyziemnego.
- Nie wiem, po prostu… Podobasz mi się. Naprawdę dobrze czuję się w twoim towarzystwie – Harry czuje, jak chłopak uśmiecha się w jego szyję. – Zawsze potrafisz poprawić mi humor. Jesteś śliczny, naprawdę śliczny i dobrze gotujesz i… Nie wiem. Chciałbym być z tobą, ale to niemożliwe. Ty masz swojego chłopaka, a ja mam narzeczonego i tej przeszkody nie bardzo da się przeskoczyć.
Harry na te słowa podnosi się gwałtownie, siadając na kanapie. Podsuwa Louisa tak, by usiadł na jego biodrach, twarzą do niego. Chłopak patrzy w dół, ale brunet palcem wskazującym unosi jego brodę, zmuszając go do spojrzenia mu w oczy.
- Dlaczego tak mówisz? Ty możesz odejść od Zayna, ja mogę odejść od mojego chłopaka, możemy być razem. To nie jest nie do pokonania.
- Nie możemy Harry. Twój chłopak utrzymuje ciebie, a Zayn utrzymuje mnie. Ty jeszcze mógłbyś sobie jakoś poradzić, znaleźć lepszą pracę, utrzymać się jakoś z pensji, masz przecież własne malutkie mieszkanie – mówi płaczliwym tonem, szybko wyrzucając z siebie słowa. – Ale ja nie mam. Nie mam mieszkania, nie mam pieniędzy, nie mam już nawet własnego konta. W dodatku studiuję i nie mam jak pójść do pracy, nawet na pół etatu. Mógłbym się zatrudnić w jakimś barze, pracować na nocną zmianę, ale kiedy miałbym spać? Już i tak przesypiam pięć godzin dziennie – dodaje z goryczą, a Harry nie wie co powiedzieć.
Serce bije mocno w jego piersi, którą rozsadza zmartwienie. Nienawidzi, kiedy Louis jest smutny. I wie, że mógłby to wszystko naprawić, mógłby powiedzieć, że to on jest tym Haroldem, tym kolesiem, który odziedziczył jego spadek i którego tak bardzo nie lubi. I mogliby żyć razem, być razem i mieszkać razem w którejś z tych wielkich willi albo kupić jakieś bardziej nowoczesne mieszkanie w centrum miasta które byłoby ich i tylko ich i uwolnić się od Zayna i żyć długo i szczęśliwie, a potem adoptować dziecko albo dwa i zamieszkać w wielkim domu jednorodzinnym z ogrodem i zestarzeć się wspólnie i wychowywać wnuki.
- Czemu? – pyta w końcu po kilku minutach ciszy, kiedy orientuje się, że jego myśli odbiegły zbyt daleko.
- Czemu co? – chłopak bawi się swoimi palcami na podołku.
- Czemu przesypiasz tylko pięć godzin dziennie?
- Studia, nauka, sprzątanie domu, od czasu do czasu Zayn, ty…
Och. Ty. Harry czuje się jak ostatni kretyn. Jak mógł tego nie zauważyć? Jak mógł nie zauważyć, że Louis ma wielkie wory pod oczami od niewysypiania się przez niego? Jak mógł nie zauważyć, że kiedy spał z nim w jednym łóżku, w pewnym sensie zmuszając go do spania, ten budził się zawsze bardziej wypoczęty, uśmiechnięty i zdrowszy? Jak mógł być takim idiotą?
- O mój Boże – wydusza z siebie w końcu. – Tak bardzo cię przepraszam, że niczego nie zauważyłem. Byłem taki głupi, przepraszam – mówi gorączkowo, szybko zagarniając twarz Louisa w swoje dłonie, ale szatyn tylko marszczy brwi.
- Za co?
- Za to, że przeze mnie się nie wysypiasz. Zabieram twój czas, przeze mnie musisz się uczyć do późna, oglądamy razem filmy, a ty kładziesz się tak późno spać i wstajesz wcześnie, żeby zdążyć na zajęcia – papla bez ładu, a Louis nie ma pojęcia o co mu chodzi. Kiedy orientuje się, całe powietrze ucieka z jego płuc.
- Harry – przerywa mu ostrym głosem. – Nawet nie waż się tak myśleć – dodaje cieplej, patrząc mu w oczy. – Sprawiasz, że każdy mój dzień jest lepszy, okay? Nigdy nie potrzebowałem dużo snu, naprawdę. Zazwyczaj spałem około sześciu godzin. Po prostu ostatnio mam dosyć ciężko na studiach i muszę dużo się uczyć. To nie ma nic wspólnego z tobą – uśmiecha się lekko, kładąc jedną dłoń na tej większej, należącej do Harry’ego, która nadal spoczywa na boku jego głowy, wsuwając palce w przestrzenie pomiędzy palcami tego drugiego. – Wiem, że już raz to dzisiaj powiedziałem, ale powtórzę to jeszcze raz. Uwielbiam spędzać z tobą czas, dobrze? To jedna z niewielu moich rozrywek w ciągu dnia i nawet nie waż mi się jej zabierać.
Harry także się uśmiecha, kiwając lekko głową.
- Lou? – pyta delikatnie.
- Tak?
- Kocham cię.
Nie wie dokładnie czemu to mówi. Może to jest ten moment, ta chwila, ten dzień, miesiąc, rok. Nie wie. Ale też nie uważa, by był jakiś wyznacznik tego, kiedy powinno się to powiedzieć. Trzeba to czuć. A on właśnie to czuje. I przez chwilę ma wrażenie, jakby jego serce miało zaraz wyskoczyć z piersi i ulecieć, a potem jest panika, że nie powinien tego mówić, że to za wcześnie, nie ten moment i nie ta chwila, ale jego rozmyślania przerywa cichy głos i usta usta usta.
- Ja ciebie też.
Harry przerywa pocałunek, ale nie odsuwa się, pozwalając ich wargom swobodnie ocierać się, kiedy mówią.
- Będziesz moim chłopakiem?
- A kiedy nim nie byłem?
Brunet myśli, że może jego uśmiech przełamał jego twarz na pół. Ale nie może go to mniej obchodzić.
-
Harry przetrzymuje kopertę pomiędzy książkami do soboty. Okłamuje Louisa, że bierze dodatkową zmianę w kawiarni i wyjmuje kluczyk i karteczkę z adresem.
Mieszkanie Nialla znajduje się w bogatej dzielnicy, w apartamentowcu podobnym do jego. Nie, że go to dziwi, wręcz przeciwnie, tak właściwie. Harry wchodzi schodami na trzecie piętro i jeszcze raz sprawdza adres. Szybko orientuje się które drzwi są tymi właściwymi i otwiera je kluczykiem, który przekręca w zamku drżącymi palcami. Wyciąga go i wchodzi do środka, samemu nie wiedząc czemu zachowując się cicho, stąpając delikatnie i wstrzymując oddech, jakby był złodziejem, intruzem. Staje na podłodze z jasnego drewna i przygryza wargę. Szczerze mówiąc nie wiedział, czego oczekiwał. Po jego lewej stronie jest korytarz prowadzący prawdopodobnie do salonu, a po prawej biała pusta toaletka. Nad nią wisi lustro, a własne odbicie chłopaka patrzy na niego z przerażeniem. Naprzeciwko znajdują się drzwi do kuchni, które są otwarte. Za nimi widać meble kuchenne w odcieniu bladego beżu, jakąś wysepkę i stołki barowe dopasowane do koloru blatów. Harry kieruje się do salonu, gdzie ogromne okna bez zasłon wpuszczają mnóstwo słońca. Znajdują się tu dwie wyglądające na wygodne kanapy, szklany stolik, na którym stoją trzy duże kartonowe pudła (bicie serca chłopaka przyspiesza jeszcze bardziej), puchaty dywan i jakaś komoda pod ścianą. Tyle. Wszystko wygląda na wyjątkowo czyste, schludne, ale brakuje osobistych akcentów, jak książek, zdjęć, jakiegoś porzuconego płaszcza czy chociażby poduszek albo telewizora. Zasłon. Prawdopodobnie po zniknięciu tych pudeł, mieszkanie zostanie wystawione na sprzedaż.
Harry podchodzi do kartonów i patrzy się w dół. Są one zamknięte, przykryte przykrywkami, ale po bokach mają podłużne dziury, by je podnieść. Chłopak ściąga je więc na podłogę ustawiając je powrotem w linii i siada przed nimi po turecku na dywanie.