Wiem, że oczekiwałyście tego rozdziału znacznie wcześniej, ze względu na to, że napisałam, że napisałam już 600 słów więcej, ale ostatnie dwa tygodnie były bardzo ciężkie dla mnie. Miałam wypadek i naprawdę nie mogłam nic poradzić na to, że nie byłam w stanie pisać niczego na laptopie, przepraszam.
_____________________________________
Wstrzymuje oddech i otwiera pierwsze pudło, kładąc koło
siebie tekturową przykrywkę. Cóż. Jest w nim tylko jedna rzecz. Biały MacBook
Pro wyglądający na nowiuśkiego. Harry wzrusza tylko ramionami i otwiera drugi
karton, w którym znajduje się kilka prostych, cienkich, czarnych albumów, ale
Harry nie otwiera ich. W trzecim natomiast jest kilka prostych, szarych teczek.
Brunet nie wie co o tym myśleć. Wszystko to wydaje się być
takie dziwne. Co, jeśli na płytach nic nie ma, albumy są niewypełnione, a
teczki puste? Co jeśli to wszystko to tylko jedna wielka farsa, jakaś gra Nialla,
którego przecież nie zna zbyt dobrze? Co jeśli to wszystko jest tylko po to, by
oddalić go od Louisa? W głębi duszy w to wierzy, ale jest coś takiego w słowach
Horana, co nie pozwala mu przestać o nich myśleć i jakby podświadomie wie, że w
tym, co on mówi jest chociażby ziarno prawdy.
Harry postanawia najpierw zacząć od przeglądania albumów.
Drżącymi palcami wyciąga jeden z pudełka i otwiera je. Pierwsze zdjęcie to
Louis siedzący w tym skórzanym fotelu, w którym on lubił siedzieć tak bardzo.
Biuro Nicka. Cóż. I może to by nie było takie dziwne. Louis jest klientem
Nicka. Nick zajmuje się sprawą jego ciotki, jego spadku. Tak. Ale to nie jest
fotel dla klientów. To fotel Grimshawa. Na nim siedzieć mógł tylko on sam i
Harry. Nick nie pozwolił na nim usiąść nawet Liamowi, kiedy byli jeszcze razem.
Więc okay. To tylko Louis. Jego Louis. To da się wyjaśnić, naprawdę. Ale
kolejne zdjęcie już takie nie jest. Szatyn, Nick i Liam. Ulica. Louis daje
Liamowi jakieś pieniądze. Na kolejnym zdjęciu podobna sytuacja, ale to Nick
daje niebieskookiemu jakieś zdjęcia, jednak z odległości, z której robiona jest
fotografia, widać tylko rozmazane kolory. Kolejne zdjęcia robią się tylko
bardziej podejrzane. Louis i Nick stojący zbyt blisko siebie, Nick krzyczący na
Nialla, Louis i Liam kłócący się, Zayn i Nick rozmawiający, Louis i Niall na
jakiejś imprezie, Nick opieprzający Nancy i dziewczyna kuląca się lekko…
Wszystkie zdjęcia wzbudzają w Harrym złość i zdezorientowanie i sprawiają, że
do jego oczu zaczynają napływać łzy, które po chwili spływają cicho po jego
policzkach. Szybko wyciera je wierzchem dłoni. Już naprawdę nie wie w co wierzyć.
Ale to nie czas na łzy i nie czas na pociąganie nosem.
Ostatni album to jego zdjęcia. On w pracy w wypożyczalni i
on w pracy w kawiarni. On pod jego apartamentowcem, on na ulicy, on w
spożywczaku, on i Nick na spacerze w parku. Jest nawet zdjęcie jego siedzącego
na kanapie we własnym mieszkaniu i jest całkiem pewny, że to zdjęcie robił
Grimshaw, co jest chore i popieprzone, naprawdę. Wszystko to daje mu jasno do
zrozumienia, że był śledzony. Nie wie przez kogo, może przez kogoś, kto pracuje
dla Nicka? A może dla Zayna albo Louisa? Ostatnia myśl sprawia, że chce mu się
wymiotować. Nadal nie może, nie chce uwierzyć, że to Louis jest tym złym w tej
historii. Tym manipulującym, sprawującym nad wszystkim pieczę. Nie jest w
stanie uwierzyć, że jego smutny, uroczy, rozbity Louis mógłby chcieć sprawić mu
przykrość. Mu albo komukolwiek.
Harry próbuje unormować oddech, co udaje mu się po kilku
minutach. Wkłada albumy z powrotem do pudła, układając je schludnie i
przykrywając karton. Odstawia go na bok i sięga po ten pierwszy, z Mac Bookiem
w środku. Wyciąga laptop i otwiera go. Na klawiaturze leży karteczka z rządkiem
cyfr i dużych i małych liter, prawdopodobnie hasłem. I cóż, to rzeczywiście
jest hasło. Na tapecie znajduje się uśmiechnięta Nancy leżąca na kanapie, obok
której on aktualnie siedzi, i dwa foldery. Harry w sumie nadal nie potrafi
zrozumieć dlaczego dziewczyna próbowała nieudolnie go podrywać na początku ich
znajomości. Ale to pewnie była gra, jak ostatnio prawdopodobnie wszystko w jego
życiu.
Foldery na pulpicie nazywają się filmiki i nagrania. Bicie
serca chłopaka ponownie przyspiesza. Przygryza wargę otwierając drugi folder i
otwiera pierwszy z brzegu plik. Nagranie rozpoczyna się. Na początku słychać
szum, a dopiero potem głosy.
- Dlaczego mu tak na nim zależy? – głos Liama.
- Nie mam pojęcia, ale trzeba mu przyznać, że wszystko
świetnie zaplanował – Nick. – Harry nigdy się nie ogarnie. Sam go okłamuje.
- Ale czemu Louis płaci nam tyle kasy za pomaganie mu?
Przecież są łatwiejsze drogi. Mógłby, nie wiem, zapłacić ci za namówienie
Harry’ego do pójścia do pracy i wtedy wpadłby na niego w niej.
- Może uważa, że tak jest lepiej, łatwiej, szybciej. Nie mam
pojęcia – Harry niemal może zobaczyć, jak Nick wzrusza ramionami.
- To trwa już chyba dwa lata. Gdyby wpadli na siebie na
ulicy byłoby łatwiej – mruczy Payne.
- Tak, to prawda, ale i tak jest genialny. Chociaż wiele
ryzykuje. Ryzykuje miliardy.
- Harry jest zbyt grzeczny, nie wydałby jego pieniędzy. Nawet
gdyby wydał, to przelałbyś je z powrotem na konto Louisa i wcisnęlibyśmy
twojemu chłoptasiowi jakiś kit.
- Straciłby do mnie zaufanie.
-O to chyba w tym wszystkim chodzi, nie? Żeby przestał ci
ufać, żeby myślał, że to twoje granie na dwa fronty to prawdziwy ty – Liam kończy
wypowiedź, a nagranie się kończy.
Usta Harry’ego są lekko rozchylone, na całym jego ciele
znajduje się gęsia skórka, a myśli szaleją. To wszystko jest popieprzone, naprawdę.
Te zdjęcia można by jeszcze jakoś wytłumaczyć, na pewno istniałoby logiczne wyjaśnienie,
ale to? Tego nie da się wytłumaczyć. Chyba, że jest to jakiś chory,
popierdolony żart. Jeśli tak, to i tak nienawidzi Nicka, Liama i cóż, wtedy
Nialla. I prawdopodobnie w takim wypadku powinien znienawidzić Louisa, ale
oczywiście nie potrafi.
Głowa go boli, ale mimo to włącza kolejne nagranie. Tym
razem nie rozpoczyna się szumem.
- Masz. Tutaj jest twoja pierwsza zapłata – mówi Louis, a
jego głos jest zimny, zupełnie nie taki, jak kiedy rozmawia z Harrym. Następuje
chwila przerwy, aż w końcu druga osoba się odzywa. To Liam.
- Ale dlaczego aż tyle? Za co to?
- Za dobrze wykonane zadanie – odpowiada szatyn spokojnie.
- Kiedy ja tylko udawałem chłopaka Nicka przed Harrym!
- No właśnie.
Harry nawet nie zauważa, że po jego policzkach obficie
spływają łzy. Kiedy powoli skapują one na jego rękę szybko ściera je wierzchem
dłoni, łapczywie wciągając do płuc powietrze. Louis go okłamuje. To jest pewne.
Kłamcakłamcakłamca. Kurwa. Dopiero teraz to do niego dochodzi. Nadal nie ma
zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, nadal jest zdezorientowany jak
cholera, ale przynajmniej rozumie, że nie może ufać nikomu. Najchętniej
wyprowadziłby się z apartamentowca w którym mieszka i wyjechał, ale nie może. Z
jego pensji nie pokryłby nawet wszystkich opłat związanych z jego maleńką
klitką, nie wspominając o jedzeniu lub podstawowych przedmiotach codziennego
użytku jak mydło. Mój Boże, on jest tak uzależniony od Nicka, że to aż boli.
Ale wciąż ma swój spadek. Tak. Chyba. Tylko, że miał go oddać Louisowi. Tylko,
że teraz nie jest pewny czy chce to robić. I czy nadal go ma. Nie jest pewny
czy chce robić cokolwiek. To w końcu chyba jest sprawką Louisa. Te wszystkie
kłamstwa i wykręty, fałszywość i dwulicowość, stała gra, odgrywanie ról siebie
samych, perfekcyjnie zaplanowane plany, spotkania i każdy raz, kiedy wydawało
mu się, że widzi kłamstwo w oczach Nicka. I być może Zayn wcale nie bije
Louisa. I najprawdopodobniej Nick nigdy nie był z Liamem. Jak głosi nagranie. Och,
cholera. Jego głowa pęka od natłoku informacji, więc powoli uspokaja się i
zamyka folder z nagraniami, których jest dużo więcej i otwiera drugi folder. Co
jest raczej okropnym pomysłem.
Filmiki w sumie różnią się od nagrań tylko tym, że jest
obraz, co w rzeczywistości jest fatalne, bo patrzenie na zezłoszczone lub zszokowane
twarze Nicka, Liama czy Louisa jest jeszcze gorsze. Patrzenie na zimną minę
szatyna i jego szare w tamtym momencie, jakby smutne oczy jest zdecydowanie
najgorsze.
Coś przestawia się w głowie Harry’ego. Chłopak podnosi się z
jakąś wewnętrzną gwałtownością w sobie i przekłada zawartość innych pudeł do
tego z laptopem. Zamawia taksówkę drżącymi palcami wybierając numer, a jego
stopa wybija rytm na drewnianej, jasnej podłodze. Dreszcze przechodzą przez
całe jego ciało, wędrując od palców u stopy, aż do końca loka, sterczącego
dumnie na czubku jego głowy. Zgarnia z podłogi pudło i wychodzi z domu,
zamykając go za sobą na klucz, z którym nie ma pojęcia co zrobić, ale nie
zastanawia się nad tym zbyt długo. To problem Nialla albo tego farbowanego
bladego chłopaka, a nie jego. Zbiega po schodach, czując w sobie zbyt wiele
energii. Na dosyć spokojnej o tej porze (jakakolwiek by ona nie była, ale
raczej nie jest zbyt wcześnie) ulicy kontynuuje nerwowe poruszanie nogą. Czeka
około dziesięciu minut, aż taksówka podjedzie pod miejsce w którym stoi. Kiedy
w końcu nadjeżdża, dosłownie wrzuca do niej tekturowe pudło, ze złością podając
kierowcy adres, nie przejmując się specjalnie tym, by być delikatnym. W zawartość
kartonu wchodzi całkiem drogi laptop, który teraz, wnioskując po słowach
Nialla, jest jego, ale nie obchodzi go jego los. Agresywnie otwiera pudło,
zrzucając pokrywkę na podłogę, i wyjmuje jedną z szarych teczek, której treść
przegląda szybko, niedbale kartkując strony.
- Kurwa! – krzyczy, ze złością wyrzucając w górę dłonie
nadal trzymające papiery, a taksówkarz też wydaje z siebie krótki krzyk,
gwałtownie skręcając kierownicą, mamrocząc pod nosem coś o idiotach, których
musi wozić.
Harry nie czuje smutku, co jest dziwne w takiej sytuacji.
Osoba w której się zakochał okłamywała go przez cały czas. Czuje złość. Bardzo
wiele złości. Czuje złość, która aż wyrywa mu powietrze z płuc, która każe mu
rwać włosy z głowy i niszczyć wszystko, co znajduje się w oddaleniu kilkudziesięciu
metrów.
Odchyla głowę na siedzeniu, oddychając szybko i głęboko. Nie
może się uspokoić, ale, będąc szczerym, nawet nie chce. Jeśli się uspokoi, to
poczuje smutek. Między smutkiem a przebaczeniem jest cienka granica. Nie chce
jej przekroczyć.
Kiedy dojeżdżają pod jego apartamentowiec, Harry rzuca w
kierowcę plikiem pieniędzy i zabiera pudło, szybko wychodząc z taksówki. Nawet
nie wie czy jest to niewystarczająca suma, czy właśnie oddał mu połowę swojej
wypłaty. Ale szczerze, kto przejmowałby się tym w takiej chwili?
Harry bierze głęboki wdech i wbiega do budynku, natychmiast
kierując się ku schodom. Wbiega po nich, przeskakując po cztery schodki naraz i
kiedy w końcu dociera pod drzwi Louisa nie fatyguje się czymś takim jak
pukanie. Gwałtownie szarpie za klamkę, roztwierając na oścież drzwi. Nie czuje
zmęczenia. Wchodzi szybkim krokiem głębiej do domu i widzi siedzących na
kanapie Liama, Louisa, Zayna i Nicka. Cóż, może być ciekawie.
Harry staje jak wryty, z zaszokowaniem wpatrując się w
czwórkę równie skonfundowanych mężczyzn, siedzących nad dzbankiem zaparzonej
melisy. Louis przynajmniej w tym, że uwielbia te głupie ziółka go nie okłamał.
W końcu szatyn odzywa się cicho.
- Myślałem, że jesteś w pracy, Hazz – mówi, spoglądając ze
zdenerwowaniem na trzymane przez niego pudło. Zayn wygląda na kompletnie
niezainteresowanego, Nick jest jakby lekko przestraszony, a Liam wygląda na
spokojnego, ale mimo to jego oddech jest przyspieszony.
- Myślałem, że Zayna nie ma w domu.
- Wrócił – odpowiada Louis zbyt szybko, by nie wzbudziło to
jakichkolwiek podejrzeń, a Harry nie może powstrzymać łez ciskających mu się do
oczu nie ma pojęcia który raz tego dnia. Nie może uwierzyć, że szatyn tak po
prostu przez cały czas mógł go okłamywać, szeptać czułe słówka i całować go,
całowaćcałowaćcałować. Nie może uwierzyć, że mógł mówić mu, że go kocha,
pozwalać mu opiekować się nim i gotować mu, i oglądać z nim głupie filmy, i
przytulać się do niego o każdej porze dnia i rozmawiać na ważne i nic
nieznaczące tematy, i grać dla niego, i śpiewać, doprowadzając go do omdlenia. Cholera,
nigdy nie da sobie wmówić, że to wszystko, ta cała farsa nic nie znaczyła.
Louis mógł go okłamywać w każdej sprawie, mógł płacić Liamowi i Nickowi, mógł
mieć świetną zabawę, kiedy razem z Zaynem udawał, że uprawiają seks, ale to
uczucie, z jakim Louis na niego patrzył było prawdziwe i nikt i nic nie mogło
sprawić, że mógłby sądzić inaczej.
Harry rzuca karton przed siebie, ciskając nim z całej siły o
podłogę, i wybiega, nie rzucając nawet jeszcze jednego spojrzenia Louisowi,
Nickowi czy komukolwiek. Czuje się zdradzony tak bardzo, jak jeszcze nigdy w
życiu. To jest gorsze, niż gdyby Louis przespał się z innym chłopakiem, nawet
nie z Zaynem. Mój Boże, Harry naprawdę nie wie w kim się zakochał. Kogo wciąż
kocha.