Rozdział XIII

Ten rozdział jest naprawdę okropny i krótki, przepraszam za to. No i chciałabym oznajmić, że jeśli ktoś czyta moje mini story, to jakiś czas temu pojawiła się jego trzecia część, którą możecie przeczytać tutaj. Jest o wiele lepsze, niż to, przysięgam.
______________________________


To nie jest takie proste, jak Harry się spodziewał, że będzie. To znaczy wiedział, że to nie będzie łatwe, ale myślał, że może ućpanie Zayna nie będzie zbyt skomplikowanym zabiegiem. Cóż, mylił się. Louis i Zayn mają jakąś swoją rocznicę, o której oczywiście szatyn kompletnie zapomniał, więc nie ma takiej możliwości, żeby się wywinął. Widocznie Zayn postanowił raz w życiu zachować się jak porządny narzeczony, za którego oczywiście się uważał. 
Więc Harry jest zły. Bardzo zły. Oczywiście nie na Louisa, bo hej, gniewanie się na Louisa jest praktycznie niewykonalne. Jest zły na siebie i na Zayna. Cóż, tak. Gniewanie się na Zayna jest bardzo proste.
Louis dzwonił do niego, kiedy wyszedł do spożywczaka po chleb. Przepraszał go przez kilka minut, chociaż nie miał za co, bo przecież to nie tak, że obiecywał, że spędzą wieczór razem, aż w końcu musiał biec z powrotem do domu, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
I nieobecność szatyna nie jest najgorsza. Cóż, tak, nie widzieli się cały dzień i Harry wyczuwa tę żałosną tęsknotę gdzieś w podbrzuszu, ale zobaczą się jutro, a jak nie, to pojutrze i to nie jest wcale takie złe. Najgorszy jest dźwięk, który słyszy późno w nocy, kiedy przewraca się z boku na bok i wierci, cały czas nie mogąc zasnąć. Pamięta ten dźwięk doskonale, słyszał go, kiedy dopiero wprowadził się do tego mieszkania, co wydaje się być lata temu. Dźwięk uderzanej o ścianę ramy łóżka. Robi mu się niedobrze na samą myśl, że Louis, właśnie w tej chwili, uprawia seks z Zaynem. To takie cholernie nie na miejscu. Nieodpowiednie. Obrzydliwe. Miejsce Louisa jest przy nim.
Harry zdecydowanie nie zaśnie tej nocy. I jeśli trochę popłacze sobie, zwijając się w kłębek, to nic się nie stanie. Naprawdę.

~*~
- Hej! – Mahogany krzyczy do niego wesoło przez całą kawiarnię. – I jak?!
Harry zdecydował. Tego samego ranka zwolnił się z pracy kładąc na biurko swojego szefa wypowiedzenie, napisane oczywiście przez Nicka. Jest tydzień po rocznicy czy czymkolwiek Zayna i Louisa, a Harry prawie zapomniał o całej tej sytuacji związanej z seksem. Prawie.
- Dzisiaj rano zwolniłem się z pracy, mogę zaczynać.
Dziewczyna tym razem ma na głowie fantazyjną opaskę z różnymi wstążkami w białe gwiazdy na niebieskim tle i biało – czerwone paski. Opaska jest plastikowa i prawdopodobnie po naciśnięciu jakiegoś ukrytego przycisku wygrywa hymn Ameryki, czy coś w tym stylu.
- Yaay! – Mahogany wyrzuca ręce w górę wydając z siebie piskliwy dźwięk. Sięga dłonią do głowy i rzeczywiście po chwili w pomieszczeniu słychać słaby jakościowo hymn USA. Kilka osób patrzy na dziewczynę tak, jakby była zbzikowana, a Harry się śmieje.
- Wyłącz to już, wystraszysz klientów.
Dziewczyna robi smutną minkę i wyłącza muzykę.
- Zaczynasz od jutra. Przyjdź o piątej, przeszkolę cię.
Harry żałuje, że zrezygnował z pracy w wypożyczalni.

Praca nie jest taka zła. Okay, Harry jest kompletnie niewyspany, bo położył się do łóżka o dwudziestej, żeby się wyspać. W efekcie nie zasnął aż do drugiej, śpiąc tylko trzy godziny. Praktycznie umiera. Praca jest ciężka, ale dużo bardziej interesująca i satysfakcjonująca, niż praca w wypożyczalni. Harry i Mahogany muszą codziennie rano przetrzeć podłogę, zdjąć krzesła ze stolików i ułożyć ciasto na paterach, upewniać się, że w lodówce jest wystarczająco dużo mleka, a nowa dostawa smakowych herbat jest odpowiednio rozłożona w szafkach. Otwierają o siódmej i zazwyczaj o tej porze jest spory ruch, ponieważ ludzie kupują dużo kawy i pysznych rogalików w drodze do pracy. Potem jest już nieco spokojniej, a około trzynastej duży ruch zaczyna się na nowo. Najczęściej to Harry przyjmuje zamówienia, bo Mahogany zdecydowała, że jego urocza buźka przyciągnie wiele klientów. To prawdopodobnie prawda, bo flirtuje z nim wiele kobiet, podobnie, jak to było w wypożyczalni. I szesnastoletnich rozchichotanych nastolatek z zabawnymi nakładkami na swoje iPhone’y i koszulkami z emoji, i trzydziestoletnich kobiet sukcesu, w garsonkach i torbach z Celine. To lekko przerażające. W każdym razie w kawiarni można zaobserwować więcej różnych charakterów, niż w wypożyczalni. Jest sporo absolutnie uroczych, obrzydliwych par, przytulających się, skradających pocałunki i oczywiście pytających drugiej połówki o zdanie. Najbardziej irytująco jest, kiedy się kłócą o to, kto ma zapłacić, ale Harry to wytrzymuje, oczywiście, że tak.
Więc nowa praca jest dobra, naprawdę dobra. Mahogany jest naprawdę sympatyczna i chłopak uwielbia z nią przebywać. Oprócz tego w kawiarni pracuje jeszcze jeden chłopak, Dylan. Nie jest nieśmiały, ale też nie mówi zbyt wiele. Kiedy się odezwie, to jest to zazwyczaj coś dosyć sarkastycznego i Harry naprawdę go lubi. Więc tak. Naprawdę lubi pracę w kawiarni.

Kiedy wraca do domu tego dnia, postanawia zadzwonić do Nialla, bo mimo wszystko ta sprawa cały czas zaprząta jego głowę. Nie oczekuje, że chłopak odbierze i cóż, nie odbiera. Harry nie może udawać, że nie jest zawiedziony. Tak bardzo jak kocha Louisa, to, że Niall wiedział o tym, że Zayn bije szatyna było dziwne. Bardzo. Harry jest praktycznie pewien, że Malik nie trąbi o tym na prawo i lewo. Prawdopodobnie wiedzą o tym dwie, trzy osoby. Harry nie wie jak to możliwe, że Niall się dowiedział.
Jego myśli oczyszczają się, kiedy przychodzi do niego Louis. Zayn znowu wyjechał na Bóg wie jak długo i Bóg wie gdzie. Szatyn przychodzi do niego skulony, jego oczy błyszczą i wygląda z jednej strony na przygnębionego, a z drugiej na szczęśliwego.
Harry, kiedy tylko dostrzega go w drzwiach, wypuszcza z siebie długi wydech i dopada chłopaka w kilku susach, mocno przyciskając go do swojej piersi, wtulając nos w jego miękkie, przesiąknięte zapachem dymu papierosowego włosy.
- Tęskniłem – mówi Harry. Myśli, że może Louis zaśmieje się, mówiąc, że nie widzieli się tylko tydzień i przecież rozmawiali przez telefon, pisali do siebie późno w nocy, ale on tylko uśmiecha się miękko, co brunet czuje przy swojej szyi i mówi stęsknione tak, ja też, obejmując go lekko w pasie. Harry odsuwa się od niego powoli, marszcząc brwi na tę delikatność.
- Co się dzieje? – pyta cicho, bojąc się, że podniesiony głos może przestraszyć Louisa. Chłopak wygląda teraz, jakby wykonany był z porcelany, kruchej, delikatnej i bladej.
- Przepraszam – praktycznie szepcze, a jego broda drga niekontrolowanie, podczas gdy oczy napełniają się łzami. – Przepraszam, nie mogłem mu się przeciwstawić, przepraszam, przepraszam – szepcze gorączkowo i wyciąga rękę tak, jakby chciał się znowu przytulić do Harry’ego, ale czuł, że ten go odrzuci, odepchnie. Dłoń zawisa w powietrzu, wyciągnięte palce zaciskają się w luźną pięść i ręka z powrotem zajmuje miejsce przy boku chłopaka. Harry jest złamany, naprawdę złamany. Widział Louisa w gorszym stanie, dużo gorszym, ale to pierwszy raz, kiedy chłopak jest tak kruchy przez niego. Ma ochotę płakać razem z nim, ale zamiast tego całuje go. Obejmuje dłońmi jego głowę, odsuwając z twarzy kosmyki karmelowych włosów i całuje go, całuje go rozpaczliwie. Odrywa się składając jeszcze kilka drobnych pocałunków na ustach szatyna i uśmiecha się lekko. Louis przestał płakać, prawdopodobnie przez szok. Łzy nadal przyklejone są do jego rzęs i policzków, a oczy rozchylone są w niezrozumieniu.
- Tak bardzo cię kocham – Harry śmieje się cicho, przyciskając twarz chłopaka do swojej twarzy. Dłonie szatyna wędrują do rąk zielonookiego, które nadal obejmują jego głowę, i Louis pociera je delikatnie kciukami, wsuwając swoje palce w te należące do chłopaka.
- Nie jesteś zły?
- Nie potrafiłbym być zły na ciebie.
Więc całują się ponownie. Tym razem to szatyn inicjuje pocałunek, uśmiechając się jak idiota. Obejmuje chłopaka swoimi ramionami, a dłonie Harry’ego wędrują do jego ud, oplatając jego nogi wokół swojej talii. Pocałunek przeradza się w coś bardziej gorącego, z dużą ilością śliny i języka, i gorących oddechów, i dłoni spragnionych dotyku.
Harry przesuwa swoimi dłońmi w dół i w górę, po udach Louisa i nic nie może poradzić na to, że jest już półtwardy w swoich spodniach. Szatyn jest po prostu taki piękny, pod tym całym zapachem papierosów i jeszcze jakiegoś obcego zapachu, o którym Harry woli nie myśleć, można wyczuć truskawkowy płyn do kąpieli i szampon do włosów o zapachu żelek i brunet uśmiecha się, bo te zapachy są tak znajome, tak miłe i przyjemne, że chłopak czuje się, jakby znowu był w domu.
Chłopak nie odrywając się od szatyna przechodzi na oślep kilka kroków i kładzie ich na łóżko, górując nad Louisem. Niebieskooki kładzie stopy płasko na kanapie, mocno rozszerzając uda. Harry jęczy cicho i opuszcza swoje ciało niżej, ocierając ich krocza o siebie. Może wyczuć poprzez materiały ich ciemnych dżinsów, że Louis też jest twardy. Oddech przyspiesza mu gwałtownie, a umysł jest pusty. Nie myśli o tym, że to niewłaściwe, że jest w pozornie szczęśliwym związku, a na palcu drugiego chłopaka widnieje obrączka, za którą niejedna osoba mogłaby odciąć mu dłoń. Całowali się już wcześniej, po prostu nigdy tak, by się podniecić. To normalny pocałunek pomiędzy dwójką bliskich przyjaciół. Tak. Zdecydowanie.
Brunet schodzi z pocałunkami niżej, na szyję chłopaka. Robi niewielką, bladoróżową malinkę na jego szyi, nie przejmując się tym, bo przecież i tak zniknie do powrotu Zayna.
- Harry – słyszy cichy jęk nad swoją głową. Podnosi się, patrząc zmartwionym wzrokiem na Louisa.
- Wszystko w porządku? Chcesz przestać? – pyta dysząc ciężko. To wymaga naprawdę dużej siły woli, żeby nie rozebrać go tu i teraz.
- Nie – mówi cicho, a jego usta są lekko rozchylone i czerwone od pocałunków. Policzki są nieco zaróżowione, ale na rzęsach nie widać już łez. – Chcę zapomnieć, proszę, pomóż mi zapomnieć.  
Harry całuje go mocno, ich nosy zderzają się, ale żadnemu z nich nie wydaje się to przeszkadzać. Zielonooki przesuwa się w dół, po drodze składając drobne pocałunki. Szyja, obojczyki, okryta czarną bawełną klatka piersiowa i brzuch. W końcu dociera do sporego wybrzuszenia w spodniach chłopaka. Oblizuje wargi i drżącymi palcami rozpina guzik, a następnie rozporek. Louis wierci się odrobinę pod jego dotykiem i unosi tyłek, a on zsuwa jego spodnie w dół, do łydek. Zaczyna odczuwać stres, a jego oddech przyspiesza jeszcze bardziej. Składa delikatny pocałunek na wewnętrznej stronie uda chłopaka, a potem jeszcze tuż pod linią bokserek. Przygryza wargę tak mocno, że staje się biała i wstrzymuje oddech, jednym ruchem ściągając w dół czarną bieliznę. Gruby, czerwony kutas unosi się gwałtownie i opiera się na brzuchu. Brunet unosi wzrok i łapie kontakt wzrokowy z Louisem. Jego klatka piersiowa unosi się i opada, a włosy są roztrzepane.
Harry łapie dłońmi biodra chłopaka i pochyla się nad jego penisem. Przejeżdża językiem po jego boku, a z ust Louisa ucieka cichy jęk. Chłopak zasysa główkę, bawiąc się nią językiem. Szatyn jęczy cicho, kiedy Harry bierze więcej kutasa w usta, dochodząc do połowy. Wtedy zatrzymuje się i ssie z zapadniętymi policzkami. Ponownie unosi wzrok. Louis nadal na niego patrzy, jęcząc i oddychając głośno. Zielonooki przerywa kontakt wzrokowy i przymyka powieki, pochylając się niżej. Kiedy jego nos zderza się z podbrzuszem szatyna, zatrzymuje się na moment i w końcu zaczyna poprawnie obciągać chłopakowi, co chwilę wysuwając go i wsuwając do ust. Louis zaczyna głośno jęczeć, jego biodra wypychają się do góry, ale Harry przyszpila je mocno do kanapy. Mruczy cicho wokół jego długości i w końcu jedną dłonią obejmuje jego kutasa u podstawy, poruszając nią zatrważająco wolno, w porównaniu do ruchów jego głowy. W końcu Louis dochodzi z długim, głośnym jękiem, spuszczając się w ustach Harry’ego. Chłopak połyka wszystko i zakłada z powrotem bokserki szatynowi, chowając do nich jego miękkiego kutasa. Podnosi się na rękach i całuje szatyna mocno, wsuwając między jego rozchylone wargi język. Całują się przez chwilę, aż w końcu Louis odsuwa się.
- A ty? Nie chcesz dojść? – pyta, patrząc na niego. Znowu wygląda na kruchego.
- Mną się nie przejmuj, kochanie – Harry odpowiada z lekkim uśmiechem. Cóż, kłamie, bo widok dochodzącego chłopaka był najgorętszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział. Louis kiwa głową i oblizuje usta, patrząc gdzieś na tors zielonookiego.
- Możemy… możemy pójść do łóżka? Poleżeć?
- Tak, tak. Pewnie słońce – brunet wstaje z łóżka i unosi niebieskookiego jak pannę młodą. Idzie do sypialni, gdzie kładzie chłopaka na łóżko. Zdejmuje jego spodnie, a potem te należące do niego i kładzie się koło Louisa, przykrywając ich obu kołdrą.

- To było najlepsze obciąganie kiedykolwiek – szatyn szepcze przed zaśnięciem. Harry nie wymyka się do łazienki i nie obciąga sobie gorączkowo, wciskając do ust pięść, by zagłuszyć jęki. Zdecydowanie nie. 

Rozdział XII

Więc mam jednodniowe opóźnienie, ale to przez święta, mam nadzieję, że rozumiecie. Rozdział wyszedł długi, bo ma ponad 2200 słów, także chyba mi wybaczycie (nie macie wyboru, lmao).
No więc z okazji minionych świąt wielkanocnych chciałabym życzyć wam wszystkim zdrowia, szczęścia, pomyślności, dużo pienionszkuw, spełnienia marzeń, spotkania idoli, comming outu Larry'ego i wszystkiego czego tam sobie tylko chcecie.
W tym rozdziale pojawi się postać Mahogany Lox, możecie ją sobie wygooglować, jeśli chcecie ją sobie lepiej wyobrazić, to moje kochane słoneczko, 1/12 Magcon.
_____________________________________
- Och - Harry niepewnie przygryza wargę, po czym sięga do filiżanki elegancko odginając palec i upija łyk. To, że wychował się w domu dziecka nie znaczy, że nie ma manier. - Więc... 
- Um, Harry, jejku, nawet nie wiem od czego zacząć - Niall bezradnie przebiega dłońmi po swojej twarzy.
- To co powiem zabrzmi pewnie cholernie typowo, ale może od początku?
- Problem w tym, że nie mam już pojęcia, gdzie jest początek. Po prostu... Ani Louis, ani Zayn, ani Nick, ani Liam nie są tym, kim myślisz, że są.
- Słucham?
- Louis nie jest narzeczonym Zayna, Liam nigdy nie był z Nickiem, Zayn nigdy nie krzywdził Louisa...
- Słucham?! Skąd o tym wiesz?! - Harry krzyczy, a kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach obrzuca go zdenerwowanym spojrzeniem. Niall przedstawia tak przygnębiający widok, jakby zaraz miał zamiar się rozpłakać. Jego głos drży niekontrolowanie, a dłonie się pocą. Nie wie jak skończy się to, że postanowił być szczerym z Harrym, ale czuje, że robi dobrze.
- Bo ja... Nick... i Louis... Oni wszyscy się znają.
Brunet prycha. Przecież wie o tym doskonale.
- Nie w ten sposób, w jaki myślisz. Oni... oni są ze sobą blisko, mają powiązania, knują ze sobą. Spotykają się raz na dwa tygodnie, żeby wszystko omówić, złożyć raporty... - przygryza wargę unosząc wzrok ze swojej kawy, a z jego jasnych, niebieskich oczu bije szczerość.
- Przepraszam, że co kurwa? - Harry pluje lekko śliną, starając się mówić najmilej, jak potrafi w tamtej chwili. 
- ... Nancy była szantażowana, a ja nie mogę już dłużej milczeć - blondyn otwarcie płacze, słowa przemieniają się w szloch pod koniec zdania, kiedy chłopak niezdarnie sięga po serwetkę i wyciera kilka łez, które spłynęły po jego zarumienionych policzkach.
- Niall, spokojnie - chłopak mruczy uspokajającym tonem, gdyż czuje się głupio. Tak, jakby to on doprowadził do jego wybuchu. Nie rozumie nic z jego słów, ale czuje, że są one ważne. Dla Nialla i dla niego samego. Przesuwa krzesło, by być bliżej Irlandczyka i niepewnie kładzie rękę na jego ramieniu, a on przylega do jego torsu, mocząc jego koszulkę. Szlocha głośno, kiedy Harry układa niezręcznie dłonie na jego plecach, pocierając lekko. Dla niego Niall zawsze był po prostu znajomym Nicka. Nikim ważnym. A teraz wypłakuje sobie oczy na jego piersi. 
- Ja tak bardzo boję się, że oni jej coś zrobią - mówi, a jego głos jest lekko zagłuszony. - Szantażują ją, musi robić co oni jej każą, bo... bo inaczej zniszczą i ją i mnie, a ja ją kocham. Chcieliśmy wziąć ślub - zaciska dłonie na bawełnianym materiale koszulki Harry'ego, który czuje się co najmniej nieco głupio.
- Chciałeś wziąć ślub z kim?
- Z Nancy.
- Z Nancy z kawiarni naprzeciwko mojej pracy?
- Tak - szlocha cicho pociągając nosem.
- Och. Skąd ją znasz? 
- Bardziej ważne jest skąd ty ją znasz. 
- Noo... z kawiarni naprzeciwko mojej pracy.
- Nie - Niall odsuwa się, a w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się jego twarz, Harry zauważa mokrą plamę. Blondyn przeciera knykciami oczy i pociąga nosem. - Ona tam pracuje z polecenia Nicka. On i Liam ją szantażują, bo ona wie o...
Przerywają mu wibracje. Harry sięga do kieszeni swoich spodni, wyjmuje telefon i odblokowuje go. Na  ekranie pokazuje się imię Louisa i jego zdjęcie z okularami na nosie, kiedy pochyla się nad książkami zaznaczając różowym markerem notatki, w grubym, dużym zeszycie. 
Brunet szybko klika na zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha. Niall obserwuje jego poczynania ze zmarszczonym czołem i zmartwionym wzrokiem. Wie, że już nie zdoła powiedzieć Harry'emu tego, co zamierzał. Co jest złe. Bardzo, bardzo złe. Jeśli zielonooki wyjdzie z tej kawiarni - Niall będzie musiał albo wymyślić jakieś fenomenalne kłamstwo, albo czym prędzej wyjechać do Mogadiszu*. Lub gdziekolwiek, czego nazwa brzmi dziwnie i nieznajomo. 
Tam przynajmniej Nick i Liam go nie dopadną.
Harry rozchyla usta, a jego oddech przyspiesza, gdy słucha słów szatyna.
- Dobrze, słońce, zaraz będę - mówi gorączkowo, po czym rozłącza się, zgarniając swoje rzeczy. Rzuca na stolik jakiś pomięty banknot, a Niall nawet nie ma siły, żeby go zatrzymywać. Wie, że to nic nie da.

***
Harry wbiega po schodach czując, że winda byłaby zbyt wolna. Kiedy w końcu znajduje się na swoim piętrze - widzi Louisa, siedzącego pod jego drzwiami i to jest jak deja vu. Tyle, że tym razem korytarz wypełnia cichy szloch, a ramiona chłopaka drżą lekko. Harry dopada do niego w trzech susach i szybko przyciąga do uścisku. Louis oplata go w talii swoimi rękami i chowa mokrą od płaczu twarz w zagłębieniu jego szyi. Zielonooki wtyka nos w jego miękkie, pachnące miętą włosy i wodzi dłońmi po jego okrytych szarą bluzą plecach, szepcząc do jego ucha.
- Cii, kochanie. Chodźmy do mnie, dobrze? - mówi przyciskając jego ciało mocniej, a chłopak tylko przełyka głośno ślinę i kiwa lekko głową, jednak nie porusza się. - Słońce, wiesz, że musisz wstać, prawda?
Louis nie odpowiada, więc Harry wzdycha cicho i zsuwa dłonie na jego uda, podnosząc go. Szybko odnajduje klucze w swojej kieszeni i otwiera mieszkanie wciąż trzymając szatyna rękach. Wchodzi do środka zatrzaskując za sobą drzwi, po czym delikatnie kładzie chłopaka na kanapie. Rozpina jego bluzę, przykrywa do kocem, pod który również wchodzi i ponownie przytula się do Louisa. Szatyn uspokoił się już nieco. Jego twarz nadal jest czerwona i mokra, ale z oczu nie lecą już łzy, chociaż jego warga drży niekontrolowanie, jakby zaraz miał znów się rozpłakać.
Harry przyciąga go na swoje kolana tak, że siada on na nim okrakiem i uczepia się jego koszulki jak imadła, oddychając nierówno przy jego karku. Brunet obejmuje go jeszcze silniej, pocierając delikatnie dół jego pleców.
- Kochanie, co się stało? - pyta najdelikatniejszym głosem, na jaki go stać.
- On... on przyszedł do domu pijany i... i przyszedł z nim też jego przyjaciel, Sam. I ja poszedłem do mojej sypialni, żeby zejść im z oczu, a oni ćpali w salonie - głośno pociąga nosem, a Harry składa drobny pocałunek na jego ramieniu. - A potem Zayn mnie zawołał i poszedłem do nich i Zayn wydawał się być wściekły, nie wiem dlaczego i zaczął coś mówić, a potem on... chciał mnie uderzyć, ale się uchyliłem i za drugim razem trafił mnie w brzuch i to strasznie zabolało i Sam zaczął się śmiać, a ja zacząłem płakać, ale Zayn był zamroczony przez te głupie narkotyki, więc popchnąłem go i wybiegłem.
Oddech Harry'ego przyspiesza gwałtownie, a złość płynie w jego żyłach, ale tak bardzo, jak chciałby pobić Zayna, tak wie, że nie może tego zrobić. Ze względu na Louisa, na nich. I na to, że Zayn jest od niego silniejszy, cóż.
I nikt nie może go winić za to, że zapomina o słowach Nialla, o swoim śnie. Liczy się tylko Louis cicho pociągający nosem w jego ramionach.
Kiedy chłopak już się uspokaja, Harry kładzie się na kanapie, układając go na swojej piersi i oglądają jakiś film z Tima Burtona z Heleną Bonham - Carter i Johnnym Deppem. Potem brunet przygotowuje na kolację zupę piernikową i jedzą ją, opatulając się miękkimi kocami, posyłając sobie nieśmiałe uśmiechy.
I jakoś koło dwudziestej pierwszej, kiedy Louis śmieje się uroczo i delikatnie ze słabego żartu zielonookiego, ktoś mocno wali do drzwi. Drzwi są porządne, grube i dębowe i Harry przez ułamek sekundy zastanawia się jak mocno będą bolały Zayna (oh, bo powiedzmy sobie szczerze, kto inny by to mógł być?) knykcie, ale potem rzuca on spojrzenie Louisowi, który wygląda na przestraszonego i skula się nawet bardziej na kanapie, na której siedzi.
Harry nie chce otwierać. Oh, na pewno tego nie zrobi. Może by zadzwonić na policję? To rozwiązałoby wszystkie problemy, ale musiałby uzyskać zgodę szatyna, a z tym mógłby być już mały problem.
Rozlegają się krzyki. Przytłumiony głos pijanego Zayna, a potem jeszcze jeden, grubszy i niższy. Coś o suce, dziwce i alfonsie. Trochę przekleństw i niewybrednych gróźb. Wow, cóż za uroczy i dobrze wychowani młodzi ludzie! Słownictwa nie powstydziłby się uzależniony od narkotyków, alkoholu i seksu gangster o pseudonimie Celownik, Młot, Mielonka, czy cokolwiek. Młot. To nawet pasuje do Zayna.
Warga Louisa znowu zaczyna drżeć, więc Harry dopada go i przytula, obcałowując całą jego twarz, aż w końcu jego pełne usta natrafiają na te bledsze i cieńsze i brunet czuje się, jakby czas stanął w miejscu. Cały hałas znika i są tylko oni i ta głupia, wygodna kanapa.
Harry przyciąga mniejszego mocniej do siebie, a szatyn układa jedną dłoń na jego szczęce. Żaden nie chce jęknąć, westchnąć, chociażby wypuścić powietrza, aby nie zepsuć tej chwili, jednak w końcu są zmuszeni oderwać się od siebie. Ich twarze nadal pozostają tak blisko, jak tylko to możliwe, usta przy ustach, nos przy nosie. Patrzą sobie w oczy, nie odzywając się, aż w końcu Louis wypuszcza z siebie cichy śmiech. Harry patrzy na niego oburzony, ale on tylko śmieje się głośniej, po czym składa jeszcze kilka drobnych pocałunków na ustach bruneta.
- Jestem w tobie zakochany.
Serce Harry'ego zatrzymuje się na chwilę, po czym zaczyna bić z zatrważającą prędkością. Oddech zamiera w gardle, a oczy robią się wielkie jak spodki, bo nie, to niemożliwe, żeby Louis był w nim zakochany.
Oh, oczywiście, że możliwe, całowaliście się kilka razy, ty idioto! - wysoki, wredny głosik wrzeszczy na niego w jego głowie, a potem dodaje jeszcze On jest przerażony twoim milczeniem, ocknij się, ty skończony głupku! Powiedz mu!.
Brunet drga lekko i jedyne co słyszy, to krzyki Zayna i jakiś kobiecy, szorstki, prawdopodobnie od palenia papierosów, głos i przepraszamprzepraszamprzepraszam Louisa, więc znowu przyciąga go do siebie i całuje, bo byłby kretynem, gdyby pozwolił mu jeszcze chwilę dłużej myśleć, że on go nie kocha. 
Pocałunek jest silny i długi.
To obietnica.

***
Następnego dnia Louis wraca do Zayna. Harry długo błaga go, by tego nie robił, ale on jest nieugięty. Całują się długo na pożegnanie, aż w końcu jeden idzie tłumaczyć swojemu narzeczonemu, że nie spędził nocy ze swoim sąsiadem, przytulając się z nim na kanapie, tylko spał u przyjaciółki ze studiów (pewna śmierć, pozostaje tylko mieć nadzieję, że Zayn będzie wystarczająco naćpany, by w to uwierzyć), a drugi kieruje się do pracy.
Harry idzie na przerwie do kawiarni, ale nie zastaje tam Nancy. Jej zmianę przejęła dziewczyna z wielkimi ustami i burzą rudych loków na głowie imieniem Mahogany, które wypisane jest różowymi literami, na ozdobionej błyszczącymi naklejkami plakietce. Kiedy Styles pyta, gdzie podziała się blondynka, ta odpowiada radosnym tonem, że zwolniła się, a ona zastępuje ją tymczasowo, gdyż jest córką właściciela kawiarni. Potem pyta, czy nie chciałby on przyjąć jej posady i cóż, to jest dosyć dziwna propozycja zważając, że w ogóle się nie znają. Ale okazuje się, że za zwykłe parzenie kawy i podawanie głupich babeczek do stolików płaci się więcej, niż za wypożyczanie wielkiej ilości pornoli (całe trzy funty więcej, no i mnóstwo darmowej herbaty, to jak interes życia!), więc kiedy Mahogany oświadcza radosnym tonem, że porozmawia ze swoim tatą na temat jego zatrudnienia, Harry tylko wzrusza ramionami, uśmiecha się lekko i zabiera swój styropianowy kubek z zieloną herbatą z maliną i marakują i cynamonową bułeczkę i wraca do wypożyczalni, by w spokoju zjeść swoje drugie śniadanie w dziale z komediami, grając w Subway Surfers i ignorując dzwoniącą komórkę, co, jak się później okazuje jest błędem, gdyż dzwonił Louis. Na szczęście nie stało się nic złego, ale usłyszenie jego delikatnego głosu byłoby miłym akcentem, wisienką na torcie jego jakże uroczej przerwy.
Kiedy Harry w końcu zauważa, że Tomlinson dzwonił, jest już po pracy i decyduje się znowu wrócić do kawiarni po jakieś drożdżówki na kolację. Oddzwania do szatyna, ale okazuje się, że chciał on tylko powiadomić go o tym, że nie został pobity, zgwałcony, wyszarpany za włosy tak mocno, że wypadałyby mu one garściami, zabity, sprzedany ludziom zajmującym się handlem ludźmi, wyrzucony z domu, czy cokolwiek innego, co byłoby w stanie Harry'emu przyjść do głowy. Trzeba mu przyznać, że ma bujną wyobraźnię.
W każdym bądź razie Zayn znowu się naćpał, a Sam wyszedł jeszcze poprzedniej nocy, jednak Louis musiał znieść kazanie jakiejś wyniosłej pani koło sześćdziesiątki, która skarżyła się na Malika i groziła policją. Widocznie to ją musiał słyszeć brunet ostatniej nocy.
Harry nie mógł powiedzieć, że nie byłby zadowolony, gdyby Zayn trafił do pierdla w trybie natychmiastowym. Albo chociaż w najbliższej przyszłości.
Zielonooki kończy rozmowę z Louisem, wpycha swój telefon komórkowy do tylnej kieszeni, po czym podchodzi do lady. Mahogany znowu wita go szerokim uśmiechem, ale już nie tak promiennym. Dziewczyna poprawia opaskę z uszami kotka, którą ma na głowie, przeczesuje włosy palcami i pyta się, czy już zdecydował się na podjęcie pracy. 
- Zostaniesz okrzyknięty baristą! - Mahogany krzyczy, a Harry nie może się nie uśmiechnąć. 
- Cóż za huczna nazwa, zważając na to, że będę jedynie obsługiwał automat do kawy.
- Ale mój automat do kawy - dziewczyna puszcza mu oczko, pstryka palcami i wskazuje na niego palcem wskazującym, po czym wybucha śmiechem i klaszcze w dłonie. - Cokolwiek to miało znaczyć! Więc po co przyszedłeś? - pyta uśmiechając się.
Harry oblizuje usta i spogląda w bok, na oszklone półki z ciastami i różnym pieczywem.
- Um, chciałbym wziąć na wynos dwa rogaliki z czekoladą, dwa średnie ciasta francuskie z dżemem jagodowym i dwa pączki oblane lukrem z... nadzieniem różanym? 
- Wow, zamierzasz to wszystko sam zjeść?! - Mahogany mówi podniesionym głosem, zakłada jednorazowe rękawiczki i wkłada to wszystko do papierowych toreb.
Harry płaci i posyła dziewczynie ostatnie sympatyczne spojrzenie, kiedy mówi ona Życzymy smacznego i zapraszamy ponownie do LOX!
Brunet jeszcze nie wie jak to zrobi, skoro Zayn jest w domu, ale ma zamiar spędzić ten wieczór z Louisem.
___________________________________________
* stolica Somalii