Rozdział IV

______________________________________________________
- Musisz znaleźć pracę.
- Co? - Harry krztusi się herbatą.
- Harry...
- Przepraszam. Powtórz.
- Mu...
- Nie - przerywa mu. - Nie chcę słyszeć tego drugi raz. Skąd taki idiotyczny pomysł? Niech zgadnę - mówi, po czym udaje zastanowienie. - Myślałeś.
- Tak. 
- Dawaj argumenty - chłopak cmoka z niezadowoleniem, ale wie, że prędzej czy później będzie musiał go wysłuchać.
- Nie nudzi ci się samemu w domu?
- Może trochę, ale jeśli ty też rzucisz pracę na pewno nie będzie nudno - na jego twarzy pojawia się uśmiech, który blednie, gdy Harry widzi poważną minę Nicka.
- Przecież wiesz, że nie będę cię mógł utrzymywać w nieskończoność.
- Jeśli zerwiesz z...
- Wiesz, że to niemożliwe.
- Dlaczego?! - krzyczy.
- Chcesz się znowu o to kłócić?!
- Tak!
Mężczyzna zgarnia swoją marynarkę i wychodzi trzaskając drzwiami.

***
- Zdobyłem pracę - mówi Harry ponurym głosem i z na w pół przymkniętymi powiekami stając przed siedzącym za biurkiem Nickiem. 
- Naprawdę? - rozpromienia się mężczyzna.
- Ta.
- Gdzie?
- W wypożyczalni filmów.
- Oh. To gratulacje.
- Nom.
Zapada nieprzyjemna cisza.

***
Harry czuje, jak ktoś kładzie się obok niego na łóżku i delikatnie obejmuje w talii. Odwraca głowę i o mało co nie zderza się twarzą z Grimmym.
- Cześć - mówi lekko drżącym głosem i uporczywie stara się nie zezować na ich prawie stykające się nosy.
- Przepraszam - mówi mężczyzna oblizując usta i atmosfera w sypialni staje się nieco bardziej gorąca.
- Ja... - waha się zielonooki patrząc na jego czerwone wargi oddychając głośno. - Przyjmuję przeprosiny. 
To jest to, czego Nick potrzebuje. Łapie swojego chłopaka za tył głowy szarpiąc przy tym lekko za jego włosy i przyciąga do pocałunku. Ich usta się zderzają i Harry wpycha swój język do gardła mężczyzny. Wyjmuje koszulę z jego spodni i cała senność znika. 

***
- Powinienem się na ciebie obrazić - mówi Louis wysuwając do przodu dolną wargę i Harry głośno przełyka ślinę.
- Za co? - pyta siadając koło chłopaka, którego zabandażowana noga leży prosto na stoliku, który znowu jest pełen książek.
- Obiecałeś mi, że będziesz się mną opiekował, a w ogóle do mnie nie przyszedłeś. Nudziło mi się trochę. Jesteś fatalny w spełnianiu tego, co obiecasz wiesz?
- Och, ja... Przepraszam, ale miałem ważną rzecz do zrobienia.
- Ważniejszą niż ja? - Louis stara się udawać oburzonego, ale nie bardzo mu to wychodzi, z powodu lekkiego uśmiechu, który chcąc nie chcąc pojawił się na jego twarzy.
- Oczywiście, że nie - śmieje się chłopak. - Ja po prostu musiałem poszukać pracy i ją znalazłem. Nie wiem skąd bierze się problem bezrobocia. Ja swoją robotę znalazłem w trzy dni, to nie było nic trudnego.
- Jesteś wredny. Wybrałeś pracę, zamiast mnie. Czuję się niedoceniony. 
- Ej, nie myśl tak - kąciki ust Harry'ego wędrują do dołu, oczy robią się większe niż wielkie, a szatyn się śmieje. - Musiałem to zrobić.
- No nie wiem - Louis odwraca z wyższością głowę. - Odnoszę wrażenie, że ta praca to tylko wymówka, żeby ode mnie uciec.
Harry zamyka jego malutkie dłonie w swoich i trzepocze rzęsami.
- Powiedz mi, co mam zrobić, byś mi uwierzył - udaje wzruszenie.
- Kup mi fortepian - odpowiada prosto z mostu szatyn.
- Ile on kosztuje?
- Jakieś czterdzieści tysięcy.
- Zaraz sprawdzę w portfelu, czy tyle mam, moment - mówi sięgając do tylnej kieszeni, a niebieskooki się śmieje. - Umiesz grać na fortepianie? - pyta chwilę potem poważniej.
- Tak. Całkiem dobrze szczerze mówiąc.
- Zagrasz coś kiedyś dla mnie?
- Jeśli namówię Zayna, żeby mi kupił chociażby pianino, to może...

***
- Nick. Ten fortepian, który stoi w salonie, wiesz który...
- Jaki fortepian, co ty gadasz?
- No w tym pałacyku, dworku, czymkolwiek to jest.
- Tym odziedziczonym, tak?
- Dokładnie.
- Więc co z nim?
- Masz go dostarczyć do aktualnego mieszkania Louisa.
- Dlaczego?
- Po prostu.

***
- Harry, patrz! - krzyczy entuzjastycznie Louis, gdy chłopak wchodzi do jego mieszkania dzień później.
- Patrzę - odpowiada zielonooki spokojnym głosem. Wchodzi do salonu i widzi uśmiechniętego od ucha do ucha szatyna, który wskazuje na stojący w pokoju instrument. Harry uśmiecha się na ten widok.
- Namówiłeś Zayna, żeby kupił ci fortepian? - pyta podchodząc bliżej, ale reakcja chłopaka jest dziwna. Marszczy on brwi i przygryza wargę spuszczając wzrok na podłogę.
- Nie.
- Więc kto to zrobił?
- Ja... nie wiem. Ale to mój stary fortepian. Wiesz... z mojego starego domu.
- Nie rozumiem.
- Cóż, ja... Nie mieszkam już w moim domu, bo go straciłem.
- Uhm.
- I teraz mieszka tam ktoś inny.
- Uhm.
- I tak jakby tylko ta osoba mogła sprawić, że on tu trafił.
- Nadal nie rozumiem - mówi Harry marszcząc brwi i gratulując sobie w duchu umiejętności aktorskich.
- Powiedziałeś uhm! - krzyczy z lekkim, nie do końca szczerym, śmiechem, po czym siada na kanapie i odgarnia grzywkę z oczu. - Siadaj - rozkazuje, ale nie czeka, aż chłopak wykona polecenie. - No więc... um. Ugh - przygryza wargę i myśli przez minutę. - Więc niedawno zginęła moja ciocia. Powiedzmy. Tak naprawdę byłem adoptowany, ale to już nie jest ważne. W każdym razie ona nie była już najmłodsza, ale trzymała się świetnie. Pewnego dnia po prostu się zabiła. W wypadku samochodowym. Cały majątek, a pewnie domyślasz się, że głodem nie przymieraliśmy, odziedziczył mężczyzna, który jest jej siostrzeńcem, czy kimś tam, bo ciocia nie miała ochoty napisać testamentu. I teraz ten facet, Harold, czy jak mu tam, w każdym razie ma jakieś głupie imię, dał mi mój fortepian. Cóż. Swój fortepian - przerywa na chwilę spoglądając na swoje splecione na podołku dłonie. - Tylko skąd wiedział?
Harry milczy i stara się nie wyglądać na bardzo winnego.
- No nic! - Louis klaszcze w dłonie po kilku minutach milczenia. - Nie chcę od niego nic więcej, ale mam fortepian, więc powinienem ci coś zagrać, tak myślę. Chodź - mówi wstając, po czym podchodzi do instrumentu przy pomocy kul i siada na długim stołku. Delikatnie układa dłonie na klawiaturze i kilka razy naciska na klawisze. Styles nieśmiało siada koło niego.
- Więc co chcesz, żebym zagrał?
- Nie wiem. Coś smutnego, proszę?
Louis kiwa powoli głową i zastanawia się chwilę. W końcu w pokoju rozlegają się pierwsze nuty Skinny Love  Birdy i Harry uśmiecha się.
- Come on, skinny love, just last the year
Pour a little salt, we were never here
My, my, my, my, my, my, my, my, my
Staring at the sink of blood and crushed veneer.
Harry, cóż, dusi się powietrzem i nie może oddychać przez kilkanaście sekund, bo głos Louisa jest czysty i delikatny, i cholernie piękny, i Harry robi się czerwony, naprawdę czerwony, ale go to nie obchodzi, bo głos Louisa jest idealny i cholera, pewnie dziwne by to było, gdyby zaczął go nagrywać, ale pewnie nawet nie utrzymałby w rękach telefonu, i teraz jego myśli to tylko oddychajoddychajoddychaj, ale Louis śpiewa dalej i istnieje prawdopodobieństwo, że Harry zaraz dostanie prawdziwego ataku epilepsji, więc lepiej, żeby Tomlinson przestał śpiewać, ale, cholera, zielonooki tego nie chce i ma w tym momencie pieprzony dylemat, ale Louis to zauważa i jego myśli zmieniają się z oddychaj na okurwaojapierdolęonie, i głowa go zaczyna boleć, i to wszystko jest popieprzone, ale obraz rozmazuje mu się przed oczami i czuje, że nie jest w stanie dłużej siedzieć, mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa, a głowa robi się taaaka ciężka i fortepian zaczyna się zbliżać w zastraszającym tempie, a Louis coś mówi zaniepokojonym głosem i to jest dziwne, czy to jest szpital?
- Obudził się.
Harry patrzy na szatyna i stojącego obok niego lekarza spod na wpół przymkniętych powiek, jakby się tego spodziewał.
- Serio Louis? Nie mogłeś po prostu chlusnąć na mnie zimną wodą?
- Przestraszyłem się okay? - mówi chłopak z lekkim uśmiechem unosząc dłonie w obronnym geście i cofając się o krok. - Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje, myślałem, że jesteś pod wpływem narkotyków, albo coś. Jak się czujesz?
- Słabo?
- Zjedz czekoladę - mówi mu podając tabliczkę.
- Dlaczego? 
- Doktor mówił, że powinieneś ją zjeść.
- Tak - odzywa się zmęczonym głosem lekarz. - Przeprowadziliśmy kilka badań, wydaje się, że jest w porządku, ale muszę ci zadać jeszcze kilka pytań.
Harry nie wydaje się być zadowolony z tego powodu. Jeszcze bardziej nie podoba mu się fakt, że Louis wygląda, jakby też szykował się do przepytywania. I Styles się nie myli.
- Czemu zemdlałeś? - pyta chłopak od razu po tym, jak wchodzą do jego mieszkania, po powrocie ze szpitala, i zdejmują kurtki i buty.
- Nie mam pojęcia - odpowiada z westchnięciem. - Możemy po prostu dokończyć to, co przerwaliśmy?
Znów zasiada przed fortepianem i Louis ponownie siada koło niego, nie zadając więcej pytań, bo domyśla się, że nie dostanie szczerej odpowiedzi.
And now all your love is wasted
Then who the hell was I?
'Cause now I'm breaking at the bridges
And at the end of all your lies.

6 komentarzy:

  1. Jejku cudowne
    @girl_lovesdraco

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, miło się czytało, ale proszę Cię nie używaj takich słów jak ' nom' błagam :o // @boobmixer_

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe!
    Nadal nie wiem co mam myśleć oNicku.... Nie jest zły ale gra na dwa fronty, a to nie stawia go w dobrym świetle.
    A Larry robi się coraz słidszy :)
    Serio czy to możliwe że ktoś mdleje z takiego powodu? Boże żeby się nie okazało, że Harry jest chory!
    @PolishCurls

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział
    Harry znowu nie zemdleje? przecież Lou znowu gra so...
    Nick, hmm... dziwny js tutaj
    nie wiem sam co pow
    w każdym bądź razie rozdział wspaniały
    @bicz_plisss
    czekam na nn
    weny życzę również ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. hm, czemu Harry musi być na utrzymaniu Nicka, skoro odziedziczył wszystko po ciotce?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie rozumiem jeszcze wszystkiegp do konca ale mam nadzieje ze zacznie sie wyjasniac. Nick na dwa lub wiecej fronty jedzie i wkurza mnie niemilosiernie egh

    OdpowiedzUsuń