Rozdział X

Naprawdę najmocniej przepraszam, ale brak weny (w sumie to na to czekałam, bo ostatnio miałam jej sporo) nałożył się z brakiem czasu (3 sprawdziany i 4 kartkówki w jednym tygodniu, a ja walczę o pasek) i naprawdę nie miałam jak tego napisać. Co do rozdziałów, to nie zauważyłyście, ale były publikowane co dwa tygodnie w poniedziałki. Zawsze publikuję je co dwa tygodnie przy dobrych wiatrach, ale jeśli chcecie dokładną datę, to pytajcie na Twitterze (jestem tam 24/7, co widać po liczbie moich tweetów) jak mi idzie - ogólnie pojawiają się co dwa tygodnie.
Hope u like it (tak, naoglądałam się youtuberów).
_________________________________
Harry zastyga w miejscu jeszcze bardziej, czuje się tak, jakby zatrzymały się wszystkie jego czynności życiowe. Uczucie ciepłych, suchych ust na jego ustach jest elektryzujące i nie potrafi on do końca racjonalnie myśleć w tamtej chwili. Jego dłonie nadal znajdują się na talii drugiego chłopaka, ale nawet nie drgają.
Louis w końcu odrywa się od niego patrząc na niego z zażenowaniem, ale też zmartwieniem i odsuwa się lekko na jego kolanach, niezręcznie chrząkając. Odrzuca na bok grzywkę, tylko po to, by nie patrzeć na zielonookiego, który nagle powraca do rzeczywistości. Bierze głęboki oddech, rumieniąc się lekko. Uśmiecha się słodko patrząc na swoje uda i przez głowę przelatuje mu szybkie wow, jest naprawdę niezręcznie.
Louis jakby orientuje się, gdzie się znajduje i natychmiast stacza się z kolan młodszego, rumieniąc się delikatnie.
- Ja... przepraszam - mówi szybko. - Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem, przepraszam. Przecież ty masz chłopaka, a ja narzeczonego, cholera, to nie tak, że coś do mnie czujesz, że mógłbyś coś do mnie czuć, przepraszam. Nie powinienem był tego robić.
Jego głos pod koniec wypowiedzi staje się płaczliwy i nieco zagłuszony, bo chłopak ukrywa twarz w dłoniach.
Harry nie ma pewności co do tego, co powinien zrobić. Z jednej strony chce go przytulić (wow, czy to nie byłoby dziwne i nie dawałoby przeciwnych znaków?) i powiedzieć, że nic się nie stało, a z drugiej strony chce wyjść, wrócić do swojego mieszkania, zwinąć się w kłębek na swoim puszystym dywanie i zniknąć na wieki.
Wybiera drugą opcję. A przynajmniej próbuje. Znikanie nie do końca mu wychodzi, więc sięga do barku i po prostu postanawia się upić.
Następnego dnia budzi się z okropnym bólem głowy i suchością w gardle, które są nie do wytrzymania. Na początku nie bardzo pamięta wczorajszego wieczora, ale po chwili powoli zaczyna sobie wszystko przypominać, a ból w czaszce nasila się dwukrotnie. Zmienia pozycję, więc leży teraz na plecach, tępo wpatrując się w sufit. Wokół unosi się nieprzyjemny zapach alkoholu, koło czarnego obrotowego fotela ze skóry leży pusta butelka po burbonie, a pod biurkiem ramiączko czarnego podkoszulka moczy się w kałuży wymiocin.
Harry zdecydowanie, absolutnie nie jest z siebie dumny.
W końcu jednak podnosi się z łóżka i jęcząc cicho, gdy jego stopy stykają się z podłogą schodzi na dół. Przygotowuje sobie miskę płatków zasiada nad nią przy wyspie kuchennej,  powoli mieszając łyżką w naczyniu. Wzdycha ciężko, opierając swoją głowę na dłoni i tępo patrzy się gdzieś w przestrzeń. W pokoju zalega depresyjna cisza, z ulicy nie dobiegają nawet nędzne odgłosy jadących samochodów. Harry zastanawia się, czy to, że Nick do niego nie dzwonił jest dobrym, czy złym znakiem.
Ostatecznie, po nieeleganckiemu wepchnięciu ostatniej łyżki do buzi stwierdza, że raczej dobrym, bo zapewne gdyby Liam powiedział Nickowi o wszystkim, już dawno siedziałby w swojej szarej klitce, w jednej z biedniejszych części Londynu, którą kupił za pieniądze dostane po wyjściu z domu dziecka. Ewentualnie, co bardziej prawdopodobne, w tej chwili pieprzyłby się z Nickiem na zgodę. Ale zamiast tego siedzi w pustym mieszkaniu, z okropnym bólem głowy i czuje się trochę samotnie. Powinien być teraz w pracy, ale tak naprawdę nie obchodzi go to, że prawie na pewno zostanie wylany. Nie potrzebuje tej pracy. Ale ciepłe ciało, do którego mógłby się przytulić na pewno by nie zaszkodziło.
Tylko, że już nie może iść do Louisa.

***
- Harry, obudź się.
Coś irytującego rytmicznie trąca go w ramię
- Mmmm...
- Obudź się.
- Mmmm?
Czuje ciepły oddech na swoich ustach, więc decyduje się otworzyć oczy. Widzi przed sobą Nicka i decyduje się uśmiechnąć lekko.
- Hej - przymyka oczy mrucząc lekko jak kotek i wierci się chwilę pod kocem, którym jest okryty. Leży na kanapie, a na stoliku obok stoi jakoś pięć filiżanek po herbacie i dwie po gorącej czekoladzie. Próbował tym odgonić kaca, jakkolwiek głupio to brzmi. Nie wyszło najlepiej, ale teraz jest już prawdopodobnie wieczór, bo pokój nie jest oświetlony promieniami słońca wpadającymi zazwyczaj przez wielkie okna, więc Harry czuje się znacznie bardziej komfortowo. Głowa prawie przestała boleć.
- Cześć - uśmiecha się do niego Nick. - Spałeś cały dzień? Nie poszedłeś do pracy?
- Nie, ja... chyba lekko się przeziębiłem - kłamie gładko. - Nie czuję się najlepiej.
- Och, biedny. Zrobić ci herbaty? - pyta mężczyzna wstając z klęczek i rozpina swoją marynarkę, rzucając ją niedbale na oparcie innej kanapy.
- Tak, dziękuję - Harry uśmiecha się ukazując dołeczki i zakopuje się w kocu jeszcze głębiej.

***
Harry nie może powiedzieć, że nie spędził uroczego wieczoru. Cóż, może uroczy nie jest odpowiednim słowem, ale było miło. Przynajmniej mógł odciągnąć myśli od Louisa i skupić się na wtulaniu twardy tors swojego chłopaka i oglądaniu Gry o tron. Nie chciał o nim myśleć, naprawdę nie chciał. Nie chciał zastanawiać się nad tym dlaczego szatyn to zrobił, ani nad tym co powiedział po pocałunku, ani nad tym jak miękkie były jego usta, a palce delikatne i niepewne. Hej, miał przecież chłopaka, z którym spędzał uroczo czas.
Więc następnego dnia, żeby nie myśleć o nim (tak, teraz już nawet nie chciał, by jego imię przemknęło przez jego umysł) poszedł do pracy, aby kajać się i błagać o to, by mógł wrócić. Oficjalnie nawet nie został wylany, ale widząc srogą minę jego szefa wiedział, że zaraz dostanie wypowiedzenie. Cóż, nie dostał. Stanęło na tym, że od teraz miał pracować za siedem funtów, czyli najniższą krajową. Ale to i tak było lepsze niż myślenie o tej osobie, której imię zaczyna się na L, oczy są niebieskie, a kości policzkowe idealne.
Dzień mija mu nudno. W pracy nie dzieje się wiele, więc chłopak lata co chwilę do kawiarni naprzeciwko po hektolitry herbaty i różne rodzaje muffinek na wynos, żeby się nie nudzić (kto tak naprawdę je, gdy jest głodny?). W kawiarni pracuje miła dziewczyna imieniem Nancy, która, jak się dowiedział studiuje zaocznie psychologię. Ma ona jasnobrązowe włosy, szare tęczówki (nienawidzę tego słowa af przyp. autor.) i szeroki, sympatyczny uśmiech i jej oczy chyba nie mogą przestać mrugać, a dłonie mają nerwowy tik poprawiania włosów, kiedy tylko Harry pojawia się w drzwiach kawiarni. Po pracy chłopak robi szybkie zakupy w supermarkecie, kupując o wiele więcej paczek chipsów, niż jest konieczne i leży na kanapie, wpatrując się bezmyślnie w telewizor. Później przychodzi Nick i w sumie jego życie wydaje się być całkiem normalne.
Trzy następne dni są podobne. Nancy wdzięczy się do niego bez ustanku, aż w końcu Harry musi powiedzieć tamten chłopak jest śliczny, nie? i wskazać na byle którego lepiej ubranego chłopaka (wybiera gorącego hipstera w hipsterskiej bluzie i hipsterskim snapbacku piszącego na swoim hipsterskim czarnym iPhonie), żeby w końcu się odczepiła. Mina jej rzednie, ale zielonooki jakoś nie może się zmusić do tego, żeby chociaż udawać przed samym sobą, że go to obchodzi.
Jego życie jest nudne i pełne rutyny. I było takie przed odziedziczeniem tego głupiego spadku, a on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Tęskni za tym bezimiennym kolesiem, co mieszka nad nim i to bardzo i wow, w końcu, po wielu trudach, i burzach, i przeciwnościach losu udało mu się to przyznać.
A przecież to nie jest tak, że Louis okazał się być seryjnym mordercą, albo potomkiem Kuby Rozpruwacza, albo inicjatorem napaści na Ukrainę, albo coś równie absurdalnego. Oni tylko się pocałowali. Zwykły pocałunek. Przyłożenie ust do warg innej osoby. Nawet nie było mokro. Klasyczny pocałunek. Wow, to nawet nie była zdrada. Chyba. Bo nie podobało mu się. W ogóle. Ani trochę.
Nancy pstryka mu kilka razy palcami centralnie przed twarzą, a on jakby budzi się z letargu, potrząsając swoimi lokami.
- Przepraszam, co mówiłaś?
- Twój szef chyba... - zaczyna niezręcznie, wskazując głową na oszklone wejście, za którym widać ulicę, a za nią wejście do wypożyczalni filmów. W oknie stoi jego szef, pan Davenport, który mruży groźnie oczy, patrząc na ulicę.
- Mam jeszcze przerwę - rzuca Harry niedbale i upija kolejny łyk swojej zielonej gyokuro. Tęskni za tymi wymyślnymi ziółkami, parzonymi przez Louisa, ale cóż, niewiele może z tym zrobić.
- Siedzisz tu od pół godziny.
- Kurwa - mruczy chłopak, zabierając swoją kurtkę z oparcia. - Muszę lecieć.

Kiedy tego dnia Styles wraca do domu nie spodziewa się zastać przed swoimi drzwiami Louisa. Nie spodziewa się zastać przed swoimi drzwiami nikogo, uściślając. Ale szatyn tam jest i wygląda na zmarzniętego, i smutnego, a jego włosy są potargane mocniej, niż zwykle. I cóż, duże sińce pod oczami utwierdzają go tylko w tym, że chłopak nie spał od kilku dni.
Pierś Harry'ego zalewa dziwne ciepło, którego nie czuł zbyt często w swoim niezbyt długim życiu. Czułość.
Louis wstaje, otrzepuje z niewidocznego kurzu swoje dresy i rzuca zielonookiemu spojrzenie pełne smutku.
- Hej.
- Um, cześć - brunet uśmiecha się słabo. - Co tam?
To było najgorsze, co mogłeś powiedzieć, Styles. Gratulacje - Harry beszta siebie w myślach, czując wzrastającą panikę. Dlaczego Louis tu przyszedł? Czemu nie spał przez ostatnie dni?
Och, to prawdopodobnie cholernie oczywiste, ale nie jest tak łatwo to przyznać.
Niezręczna cisza w końcu zostaje przerwana przez nieśmiały, wysoki głos szatyna.
- Unikasz mnie?

***
- Masz być dla niego chamski, Nick!
- Ale ja nie potrafię, nie rozumiesz tego?
- Musisz.
- Kto tak powiedział, kurwa?! - mężczyzna podnosi głos i marszczy brwi, rozpoczynając wędrówkę po swoim gabinecie.
- Dobrze wiesz kto.
- Nie chcę go już słuchać, powiedzmy w końcu Harry'emu prawdę.
- Wiesz doskonale, że nie możemy. On nam płaci.
- Jestem wystarczająco bogaty, żeby nie potrzebować jego pieniędzy do kurwy nędzy.
- Jesteś takim idiotą, Nick. Już zapomniałeś co on na nas ma? Dlaczego to ja muszę być tym rozgarniętym w tym związku? Jeśli to wyjdzie na jaw oboje stracimy pracę, a w dodatku jeśli on zdecyduje się kablować, to Niallowi też może rozwiązać się język i oboje trafimy do pieprzonego pierdla, bo...
- Dobrze, dobrze. Zrozumiałem - jęczy cicho. - Harry nie może się dowiedzieć.

3 komentarze:

  1. Nadal nie wiem co się dzieje.Oświeć mnie wreszcie!
    Możliwe, że chodzi o pieniądze, bo zawsze chodzi o pieniądze, ale jest coś jeszcze, a ja nie mam pojęcia co.
    Pozostaje mi tylko czekać na kolejny świetny rozdział!
    Powodzenia!
    ((((też nie znoszę słowa tęczówki))))

    OdpowiedzUsuń
  2. też nie ogarniam tego
    ze Nick i Liqm znowu czy co?
    ugh nie rozumieem ;-;
    życzę duuzo weny
    @shipp_houis

    OdpowiedzUsuń