Rozdział XI

Okay, więc na wstępie chciałam podziękować osobom, które wytrwale komentują (Ani w szczególności, oczywiście, kocham cię), ale innym osobom też, bo to naprawdę dużo dla mnie znaczy. W tym rozdziale dużo się dzieje, wow, jestem lekko podekscytowana, nie wiem jak to odbierzecie, a to bardzo mnie ciekawi, więc naprawdę proszę o jakikolwiek komentarz.
No i kolejny rozdział to będzie jeden wielki dialog, więc cieszcie się opisami!
_______________________________
- Co? Oczywiście, że nie! - Harry śmieje się nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- Nie przychodziłeś ostatnio do mnie. Coś się stało? - Louis brzmi na takiego smutnego, że zielonooki rozpłakałby się, gdyby nie był tak cholernie skupiony na tym, żeby nie palnąć czegoś głupiego. Cóż, za późno.
- Nie oczywiście, że nie. Um, po prostu wróciłem do pracy i musiałem pracować trochę ciężej, zważając na to, że opuściłem dzień bez uprzedzenia. Przepraszam.
- Więc między nami wszystko okay?
- Tak.
Twarz Louisa rozpromienia się.
- Więc pójdziemy do mnie? Mógłbyś mi coś ugotować?
- Ja... przepraszam Lou, ale umówiłem się z Nickiem.
- Och - jego mina rzednie, a wzrok zostaje spuszczony na podłogę, tak, że rzęsy rzucają cień na jego policzki, które rumienią się delikatnie.
- Przepraszam- mówi Harry z przepraszającym wyrazem twarzy, zanim starszy zdąży cokolwiek powiedzieć.
- Nie masz za co - Louis przemawia do swoich butów, a jego głos aż ocieka smutkiem. - Przecież nie masz obowiązku ze mną przebywać.
Chłopak odwraca się na pięcie i chce odejść, ale zielonooki pod wpływem impulsu nagle chwyta go za dłoń i przyciąga go gwałtownie do siebie. Niechlujnie zderza ich usta na dwie sekundy, po czym odpycha go i burzliwie wpada do swojego mieszkania mocno zatrzaskując drzwi. Jego serce bije histerycznie, puls jest nadzwyczaj przyspieszony włosy są rozwiane, a w głowie huczy od natłoku myśli.
Dlaczegodlaczegodlaczego - szepcze do siebie gorączkowo przecierając twarz. Osuwa się po grubych drewnianych drzwiach, a jego serce stopniowo uspokaja się.
Nie wie, że Louis wciąż znajduje się za drzwiami, stojąc z lekkim uśmiechem.

***
Nick nie przychodzi. I nie wykonuje głupiego telefonu, żeby łaskawie poinformować o tym Harry'ego, który siedzi nad głupim rizotto i wpatruje się w głupi telewizor tak długo, aż jedzenie robi się zimne i niejadalne.
Nick go wystawił. Nie po raz pierwszy, ale to nie znaczy, że boli to mniej. Harry już myślał, że będzie inaczej. Że mężczyzna będzie się nim opiekował, stale spędzał z nim czas, że będą chodzili na randki i całowali się słodko i robili te wszystkie rzeczy, które robią normalne pary, gdzie partnerzy są w podobnym wieku.
Ale cóż, może Nick ma ważne sprawy do załatwiania. W końcu jest jebanym prawnikiem. Może pracuje ciężko, a jego telefon się rozładował. Może został porwany i siedzi teraz związany z jakąś ohydną szmatą w ustach w obskurnej piwnicy pod jakąś knajpką z kebabem z lamy, prowadzoną przez watahę talibów z dziesięcioma żonami i gromadą małych ciapatych dzieci. Albo po prostu pieprzy właśnie Liama.
Niczego nie można wykluczyć, tak na dobrą sprawę.
Więc Harry czuje się głupio, że powiedział Louisowi nie. Mógł spokojnie pójść do jego domu, ugotować mu coś. Mogliby właśnie w tej chwili się przytulać, albo oglądać jakiś głupi film akcji, albo oglądać głupie gwiazdy przez głupie przeszklone ściany głupiego domu Louisa. I Zayna. Louisa i Zayna. Och. Harry całował osobę, która jest zaręczona. Harry spał w jednym łóżku z osobą, która jest zaręczona. Och. To nic, że Zayn jest dosyć agresywny, i okrutny, i prawdopodobnie powinien stanąć przed wymiarem sprawiedliwości za co najmniej dziesięć przestępstw.
I Harry w tym momencie zdaje sobie z czegoś sprawę. Zayn nie zasługuje na Louisa. Louis jest piękny, i mądry, i utalentowany, i wysportowany, i delikatny, i kruchy jak porcelana. A Zayn... Zayn też jest piękny. I prawdopodobnie wysportowany. Cóż, na pewno wysportowany, skoro potrafi rzucać ludźmi o ściany. Ale pod każdym innym względem jest kompletnym przeciwieństwem szatyna.
A Harry chce opiekować się Louisem. Chce trzymać go w ramionach, ściskać aż do utraty tchu, gotować dla niego, dla nich, oglądać z nim filmy i idiotyczne reality shows w telewizji, chce patrzeć z nim na gwiazdy, na rozświetlony milionami świateł Londyn, chce spędzać z nim miłe poranki i ciche wieczory, chce całować go przed pójściem do pracy, chce czesać jego miękkie karmelowe włosy, chce opiekować się z nim pieprzonym małym słodkim kociaczkiem, chce kurwa być z nim i dobre kilka miesięcy zajęło mu zdanie sobie z tego sprawy.
Zauważa, że kilka łez toruje sobie drogę po jego policzkach, więc ściera je szybko, gorączkowo, nie wiedząc dlaczego w ogóle śmiały one spłynąć. Ale niecodziennie zdaje się sobie sprawę z tego, że kocha się swojego najlepszego przyjaciela. A przecież miał tylko się z nim zaprzyjaźnić. Zaprzyjaźnić, wyłożyć kawę na ławę, oddać majątek albo chociaż jego część i żyć w spokoju z Nickiem u boku. Tylko, że ten głupi spadek zszedł teraz na drugi plan. Nick zszedł na drugi plan. Wszystko zeszło na drugi plan. Został tylko Louis.
Louis. Harry czuje, jakby to wszystko, to cholerne uczucie rozrywało go od środka. Jest gotowy pójść teraz do szatyna i powiedzieć, wykrzyczeć wszystko w jego twarz, rozpłakać się przed nim, jest gotowy pójść do niego i bez słowa zacząć go całować, tak długo i mocno, aż zabraknie im tchu, aż nie będą w stanie wziąć poprawnie oddechu, aż połączą się w jedność. Wieczność.
Ale nie może tego zrobić. Po raz kolejny wszechświat stoi przeciwko niemu. Nie może tego zrobić tylko dlatego, że istnieje coś tak głupiego, idiotycznego, bezsensownego, jak poprawność. Poprawnośćpoprawnośćpoprawność. On jest z Nickiem, a Louis jest z Zaynem. Poprawność. Trzeba to wszystko zakończyć, zamknąć pewne etapy raz na zawsze, Harry czuje się jak w euforii, rozpiera go energia, chce krzyczeć, wrzeszczeć, piszczeć i szeptać, chce skakać i tańczyć, chce śpiewać i działać, chce wybiec z domu i w nim zostać, rozpaczliwie chce coś rozbić, zniszczyć, chce budować, pracować, robić coś pożytecznego i bezsensownego.
I nawet nie zauważa, że z góry dochodzą krzyki, czuje się, jakby był w letargu.
Chce być z Louisem. Chce być z nim, kochać go. Długo, mocno, do końca życia, na zabój, bezapelacyjnie, szczerze, całym sercem, do bólu, aż po grób, ufnie, do końca świata. Zawsze.
Więc wybiega z domu. Musi się z kimś tym podzielić albo to rozsadzi go od środka. Wychodzi, nie przejmując się czymś tak przyziemnym, jak zamykanie drzwi na klucz i po kilku krokach wpada na Nicka, który wydaje się być tak zdezorientowany jego widokiem, że aż przystaje, a jego usta układają się w zgrabne o. Wygląda na zdenerwowanego, jego włosy są rozczochrane.
Harry wędruje wzrokiem od jego twarzy, do schodów, za którymi widać bladą twarz Louisa. Puls zielonookiego najpierw zatrzymuje się, a potem przyspiesza i to jest prawdopodobnie najbardziej dziwna sytuacja, w jakiej tylko mógł się znaleźć. Kiedykolwiek.
- Cześć Harry - Nick duka, szybko zamyka swoje wciąż otwarte oczy, poprawia marynarkę, którą ma na sobie i uśmiecha się lekko, starając się niezauważalnie unormować swój oddech.
- Co robiłeś u Louisa? - mówi zimnym, łamliwym głosem.
- Ja... Omawiałem z nim sprawy jego ciotki.
- To wy się znacie?! - Louis krzyczy nienaturalnie wysokim tonem i to jest jak spóźniony zapłon, Nick odwraca się od Harry'ego i patrzy na niebieskookiego jak na idiotę.
- Nick jest moim znajomym - brunet mówi spokojnie, nadal brzmiąc na zszkowanego. Prawdopodobnie gdyby mężczyzna zacząłby teraz mu wmawiać, że tak naprawdę znajduje się w swoim łóżku i śni - uwierzyłby.
- Wow, cóż za spotkanie! - Louis krzyczy nienaturalnym głosem, śmieje się nerwowo, po czym zbiega ze schodów. Widząc Harry'ego z bliska natychmiast poważnieje, przyjmując zmartwiony wyraz twarzy i kładzie dłoń na jego ramieniu. - Wszystko dobrze?
- Nie, nie do końca - Harry marszczy brwi, jakby głęboko się nad tym zastanawiając.
- Zabiorę cię do łóżka, okay? Do ciepłego łóżeczka - mówi uspokajającym, monotonnym głosem. Drugą dłoń układa na jego plecach i prowadzi go z powrotem do jego mieszkania, a Nick nie wypowiada ani słowa.
Louis kładzie Harry'ego na pościeli. Zdejmuje jego buty i rozbiera go do bokserek, po czym okrywa go kołdrą. Kładzie się koło niego i obejmuje go w pasie, szepcząc jakieś bezsensowne czułe słówka, aż w końcu chłopak zasypia. Wtedy Louis krótko całuje go w czoło, przymykając oczy i idzie rozprawić się z Nickiem.

***
Harry wierci się w łóżku jęcząc cicho. Przewraca się z boku na bok i tuż przed jego nosem wyrasta mu twarz Louisa. Chłopak odskakuje lekko, a szatyn otwiera powoli oczy. Uśmiecha się delikatnie, po czym ziewa przeciągając się, a Harry obserwuje, jak jego język zwija się przy podniebieniu, jakby był małym tygryskiem.
- Cześć Harry - składa delikatny pocałunek na jego rozgrzanym policzku.
- Hej, um... Przepraszam Louis, ale dlaczego tu jesteś?
- Ty... napisałeś mi, że chcesz się ze mną spotkać. Przyszedłem, oglądaliśmy film. W pewnym momencie zasnąłeś, więc przyniosłem cię tu, rozebrałem i położyłem się z tobą, z braku lepszego pomysłu. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
- Nie, oczywiście, że nie - Harry uśmiecha się niepewnie. - Musiało mi się coś przyśnić, tak myślę.
- Och, naprawdę? Co takiego? - wygląda na szczerze zdziwionego.
- Śnił mi się... Śniłeś mi się ty i mój chłopak. Ale już nie ważne - wzrusza ramionami. - Pocałuj mnie - prosi ze śmiechem. Louis uśmiecha się szeroko na te słowa, a w jego oczach pojawiają się iskierki radości. Łączy ich usta w czułym pocałunku. Umieszcza chłodną dłoń na karku Harry'ego, bawiąc się drobnymi kręconymi włoskami chłopaka. Przyciąga go bliżej, pogłębiając pocałunek i nie może uwierzyć, że to się udało.

***
Harry jęczy głośno, gdy jego telefon zaczyna wibrować w tylnej kieszeni jego spodni. Wyjmuje go jedną ręką i krótko spogląda na wyświetlacz. Niall Horan. Czemu ten głupi Irlandczyk, pomagier Nicka do niego dzwoni? Zielonooki wciąż pamięta, że to on straszył Louisa i nie bardzo ma ochotę odbierać, jednak ciekawość zwycięża i w końcu klika na zieloną słuchawkę, nim wibracje zdążą ustać.
- Harry? - głos chłopaka jest zdyszany, jakby właśnie wbiegł po schodach na piąte piętro, ale też niecierpliwy, co jest dziwne.
Zielonooki zagryza wargę odkładając płytę z filmem na odpowiednie miejsce. Cóż, jest w pracy i wypełnia swoje obowiązki jak wzorowy pracownik. No, może nie wzorowy, bo jego ruchy nie należą do najszybszych, ale wypełnia swoje obowiązki tak, by jego szef nie miał żadnych podstaw do zwolnienia go. Wykonywanie prywatnych rozmów nie zalicza się do takich podstaw, prawda?
- Tak, cześć. Czemu do mnie dzwonisz? Coś się stało? - odpowiada starając się, by jego głos nie był nazbyt wrogi.
- Tak właściwie to tak. Czy... Um, czy możemy się spotkać?
- Ale czemu? - brunet marszczy brwi w zdezorientowaniu.
- To naprawdę ważna sprawa, nie jest to rozmowa na telefon - Niall wzdycha.
- Ech, okay. Kiedy, gdzie? Nie wiem czy wiesz, ale pracuję, więc...
- Siedemnasta w sobotę w Coin Tranquille? To...
- Wiem gdzie to jest - przerywa mu szybko Harry. - Będę.

~*~
Coin Tranquille to mała francuska kawiarnia dla hipsterów. Coin Tranquille tłumaczy się jako Cichy Zakątek i jest to prawdopodobnie najbardziej kiczowata nazwa na świecie, ale i tak przyciąga mnóstwo kobiet i mężczyzn, którzy robią zdjęcia filiżankom z drogimi kawami przyrządzanymi przez baristów i fantazyjnym rogalom pieczonym na miejscu. Na dwóch jej ścianach znajdują się ogromne obrazy ze sztuką współczesną, nic nie przedstawiającymi ciemnymi mazajami, a jedna zrobiona jest z brunatnych cegieł. Natomiast ostatnia ściana to wielka czarna tablica, na której każdy klient może coś napisać kolorowymi kredami leżącymi w długim, ciągnącym się przez całą długość podłogi, pojemniku. To zawsze jakaś atrakcja i to jest dokładnie ta rzecz, którą warto sfotografować i wrzucić na Tumblr. To bardzo hipsterskie.
Niall siedzi w rogu sali, niedaleko czarnych drzwi prowadzących do toalet, na których namalowane są białe symbole Wenus i Marsa.
Harry marszczy nos na ten wybór i podchodzi bliżej, lawirując między stolikami. Niall ubrany jest w białą, nie włożoną w czarne spodnie koszulę i czarne Adidas superstar. Wygląda na nieco zmartwionego i zniecierpliwionego, jego blond grzywka jest nieco oklapnięta, a skóra szara. Zupełnie nie tak, jak zapamiętał go Styles.
Harry podchodzi bliżej, wita się z nim krótko i mówi, że najpierw pójdzie coś zamówić. W odpowiedzi Niall tylko kiwa krótko głową, więc chłopak znów niezgrabnie przemieszcza się między stolikami docierając w końcu do długiej lady, zrobionej z ciemnego drewna. Za szklaną ścianką ustawione są na stylowych, czarnych paterach babeczki i różne rodzaje ciast, a po drugiej stronie lady widać ustawione pod ceglaną ścianą, zapewne cholernie drogie, ekspresy do kawy.
Harry zamawia sobie filiżankę zielonej herbaty i kawałek jabłecznika z lodami waniliowymi, czeka chwilę, aż brunetka z miłym uśmiechem i kolczykiem w nosie poda mu zamówienie i wraca do Nialla.
- Już jestem - uśmiecha się lekko, niepewnie, stawiając talerzyk i filiżankę na blacie. - Dlaczego tak bardzo chciałeś się spotkać?
- Ja... Muszę ci o czymś opowiedzieć. O Zaynie, Liamie, Louisie, Nicku... o mnie. To będzie długa historia, jedna filiżanka herbaty ci nie starczy.

Rozdział X

Naprawdę najmocniej przepraszam, ale brak weny (w sumie to na to czekałam, bo ostatnio miałam jej sporo) nałożył się z brakiem czasu (3 sprawdziany i 4 kartkówki w jednym tygodniu, a ja walczę o pasek) i naprawdę nie miałam jak tego napisać. Co do rozdziałów, to nie zauważyłyście, ale były publikowane co dwa tygodnie w poniedziałki. Zawsze publikuję je co dwa tygodnie przy dobrych wiatrach, ale jeśli chcecie dokładną datę, to pytajcie na Twitterze (jestem tam 24/7, co widać po liczbie moich tweetów) jak mi idzie - ogólnie pojawiają się co dwa tygodnie.
Hope u like it (tak, naoglądałam się youtuberów).
_________________________________
Harry zastyga w miejscu jeszcze bardziej, czuje się tak, jakby zatrzymały się wszystkie jego czynności życiowe. Uczucie ciepłych, suchych ust na jego ustach jest elektryzujące i nie potrafi on do końca racjonalnie myśleć w tamtej chwili. Jego dłonie nadal znajdują się na talii drugiego chłopaka, ale nawet nie drgają.
Louis w końcu odrywa się od niego patrząc na niego z zażenowaniem, ale też zmartwieniem i odsuwa się lekko na jego kolanach, niezręcznie chrząkając. Odrzuca na bok grzywkę, tylko po to, by nie patrzeć na zielonookiego, który nagle powraca do rzeczywistości. Bierze głęboki oddech, rumieniąc się lekko. Uśmiecha się słodko patrząc na swoje uda i przez głowę przelatuje mu szybkie wow, jest naprawdę niezręcznie.
Louis jakby orientuje się, gdzie się znajduje i natychmiast stacza się z kolan młodszego, rumieniąc się delikatnie.
- Ja... przepraszam - mówi szybko. - Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem, przepraszam. Przecież ty masz chłopaka, a ja narzeczonego, cholera, to nie tak, że coś do mnie czujesz, że mógłbyś coś do mnie czuć, przepraszam. Nie powinienem był tego robić.
Jego głos pod koniec wypowiedzi staje się płaczliwy i nieco zagłuszony, bo chłopak ukrywa twarz w dłoniach.
Harry nie ma pewności co do tego, co powinien zrobić. Z jednej strony chce go przytulić (wow, czy to nie byłoby dziwne i nie dawałoby przeciwnych znaków?) i powiedzieć, że nic się nie stało, a z drugiej strony chce wyjść, wrócić do swojego mieszkania, zwinąć się w kłębek na swoim puszystym dywanie i zniknąć na wieki.
Wybiera drugą opcję. A przynajmniej próbuje. Znikanie nie do końca mu wychodzi, więc sięga do barku i po prostu postanawia się upić.
Następnego dnia budzi się z okropnym bólem głowy i suchością w gardle, które są nie do wytrzymania. Na początku nie bardzo pamięta wczorajszego wieczora, ale po chwili powoli zaczyna sobie wszystko przypominać, a ból w czaszce nasila się dwukrotnie. Zmienia pozycję, więc leży teraz na plecach, tępo wpatrując się w sufit. Wokół unosi się nieprzyjemny zapach alkoholu, koło czarnego obrotowego fotela ze skóry leży pusta butelka po burbonie, a pod biurkiem ramiączko czarnego podkoszulka moczy się w kałuży wymiocin.
Harry zdecydowanie, absolutnie nie jest z siebie dumny.
W końcu jednak podnosi się z łóżka i jęcząc cicho, gdy jego stopy stykają się z podłogą schodzi na dół. Przygotowuje sobie miskę płatków zasiada nad nią przy wyspie kuchennej,  powoli mieszając łyżką w naczyniu. Wzdycha ciężko, opierając swoją głowę na dłoni i tępo patrzy się gdzieś w przestrzeń. W pokoju zalega depresyjna cisza, z ulicy nie dobiegają nawet nędzne odgłosy jadących samochodów. Harry zastanawia się, czy to, że Nick do niego nie dzwonił jest dobrym, czy złym znakiem.
Ostatecznie, po nieeleganckiemu wepchnięciu ostatniej łyżki do buzi stwierdza, że raczej dobrym, bo zapewne gdyby Liam powiedział Nickowi o wszystkim, już dawno siedziałby w swojej szarej klitce, w jednej z biedniejszych części Londynu, którą kupił za pieniądze dostane po wyjściu z domu dziecka. Ewentualnie, co bardziej prawdopodobne, w tej chwili pieprzyłby się z Nickiem na zgodę. Ale zamiast tego siedzi w pustym mieszkaniu, z okropnym bólem głowy i czuje się trochę samotnie. Powinien być teraz w pracy, ale tak naprawdę nie obchodzi go to, że prawie na pewno zostanie wylany. Nie potrzebuje tej pracy. Ale ciepłe ciało, do którego mógłby się przytulić na pewno by nie zaszkodziło.
Tylko, że już nie może iść do Louisa.

***
- Harry, obudź się.
Coś irytującego rytmicznie trąca go w ramię
- Mmmm...
- Obudź się.
- Mmmm?
Czuje ciepły oddech na swoich ustach, więc decyduje się otworzyć oczy. Widzi przed sobą Nicka i decyduje się uśmiechnąć lekko.
- Hej - przymyka oczy mrucząc lekko jak kotek i wierci się chwilę pod kocem, którym jest okryty. Leży na kanapie, a na stoliku obok stoi jakoś pięć filiżanek po herbacie i dwie po gorącej czekoladzie. Próbował tym odgonić kaca, jakkolwiek głupio to brzmi. Nie wyszło najlepiej, ale teraz jest już prawdopodobnie wieczór, bo pokój nie jest oświetlony promieniami słońca wpadającymi zazwyczaj przez wielkie okna, więc Harry czuje się znacznie bardziej komfortowo. Głowa prawie przestała boleć.
- Cześć - uśmiecha się do niego Nick. - Spałeś cały dzień? Nie poszedłeś do pracy?
- Nie, ja... chyba lekko się przeziębiłem - kłamie gładko. - Nie czuję się najlepiej.
- Och, biedny. Zrobić ci herbaty? - pyta mężczyzna wstając z klęczek i rozpina swoją marynarkę, rzucając ją niedbale na oparcie innej kanapy.
- Tak, dziękuję - Harry uśmiecha się ukazując dołeczki i zakopuje się w kocu jeszcze głębiej.

***
Harry nie może powiedzieć, że nie spędził uroczego wieczoru. Cóż, może uroczy nie jest odpowiednim słowem, ale było miło. Przynajmniej mógł odciągnąć myśli od Louisa i skupić się na wtulaniu twardy tors swojego chłopaka i oglądaniu Gry o tron. Nie chciał o nim myśleć, naprawdę nie chciał. Nie chciał zastanawiać się nad tym dlaczego szatyn to zrobił, ani nad tym co powiedział po pocałunku, ani nad tym jak miękkie były jego usta, a palce delikatne i niepewne. Hej, miał przecież chłopaka, z którym spędzał uroczo czas.
Więc następnego dnia, żeby nie myśleć o nim (tak, teraz już nawet nie chciał, by jego imię przemknęło przez jego umysł) poszedł do pracy, aby kajać się i błagać o to, by mógł wrócić. Oficjalnie nawet nie został wylany, ale widząc srogą minę jego szefa wiedział, że zaraz dostanie wypowiedzenie. Cóż, nie dostał. Stanęło na tym, że od teraz miał pracować za siedem funtów, czyli najniższą krajową. Ale to i tak było lepsze niż myślenie o tej osobie, której imię zaczyna się na L, oczy są niebieskie, a kości policzkowe idealne.
Dzień mija mu nudno. W pracy nie dzieje się wiele, więc chłopak lata co chwilę do kawiarni naprzeciwko po hektolitry herbaty i różne rodzaje muffinek na wynos, żeby się nie nudzić (kto tak naprawdę je, gdy jest głodny?). W kawiarni pracuje miła dziewczyna imieniem Nancy, która, jak się dowiedział studiuje zaocznie psychologię. Ma ona jasnobrązowe włosy, szare tęczówki (nienawidzę tego słowa af przyp. autor.) i szeroki, sympatyczny uśmiech i jej oczy chyba nie mogą przestać mrugać, a dłonie mają nerwowy tik poprawiania włosów, kiedy tylko Harry pojawia się w drzwiach kawiarni. Po pracy chłopak robi szybkie zakupy w supermarkecie, kupując o wiele więcej paczek chipsów, niż jest konieczne i leży na kanapie, wpatrując się bezmyślnie w telewizor. Później przychodzi Nick i w sumie jego życie wydaje się być całkiem normalne.
Trzy następne dni są podobne. Nancy wdzięczy się do niego bez ustanku, aż w końcu Harry musi powiedzieć tamten chłopak jest śliczny, nie? i wskazać na byle którego lepiej ubranego chłopaka (wybiera gorącego hipstera w hipsterskiej bluzie i hipsterskim snapbacku piszącego na swoim hipsterskim czarnym iPhonie), żeby w końcu się odczepiła. Mina jej rzednie, ale zielonooki jakoś nie może się zmusić do tego, żeby chociaż udawać przed samym sobą, że go to obchodzi.
Jego życie jest nudne i pełne rutyny. I było takie przed odziedziczeniem tego głupiego spadku, a on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Tęskni za tym bezimiennym kolesiem, co mieszka nad nim i to bardzo i wow, w końcu, po wielu trudach, i burzach, i przeciwnościach losu udało mu się to przyznać.
A przecież to nie jest tak, że Louis okazał się być seryjnym mordercą, albo potomkiem Kuby Rozpruwacza, albo inicjatorem napaści na Ukrainę, albo coś równie absurdalnego. Oni tylko się pocałowali. Zwykły pocałunek. Przyłożenie ust do warg innej osoby. Nawet nie było mokro. Klasyczny pocałunek. Wow, to nawet nie była zdrada. Chyba. Bo nie podobało mu się. W ogóle. Ani trochę.
Nancy pstryka mu kilka razy palcami centralnie przed twarzą, a on jakby budzi się z letargu, potrząsając swoimi lokami.
- Przepraszam, co mówiłaś?
- Twój szef chyba... - zaczyna niezręcznie, wskazując głową na oszklone wejście, za którym widać ulicę, a za nią wejście do wypożyczalni filmów. W oknie stoi jego szef, pan Davenport, który mruży groźnie oczy, patrząc na ulicę.
- Mam jeszcze przerwę - rzuca Harry niedbale i upija kolejny łyk swojej zielonej gyokuro. Tęskni za tymi wymyślnymi ziółkami, parzonymi przez Louisa, ale cóż, niewiele może z tym zrobić.
- Siedzisz tu od pół godziny.
- Kurwa - mruczy chłopak, zabierając swoją kurtkę z oparcia. - Muszę lecieć.

Kiedy tego dnia Styles wraca do domu nie spodziewa się zastać przed swoimi drzwiami Louisa. Nie spodziewa się zastać przed swoimi drzwiami nikogo, uściślając. Ale szatyn tam jest i wygląda na zmarzniętego, i smutnego, a jego włosy są potargane mocniej, niż zwykle. I cóż, duże sińce pod oczami utwierdzają go tylko w tym, że chłopak nie spał od kilku dni.
Pierś Harry'ego zalewa dziwne ciepło, którego nie czuł zbyt często w swoim niezbyt długim życiu. Czułość.
Louis wstaje, otrzepuje z niewidocznego kurzu swoje dresy i rzuca zielonookiemu spojrzenie pełne smutku.
- Hej.
- Um, cześć - brunet uśmiecha się słabo. - Co tam?
To było najgorsze, co mogłeś powiedzieć, Styles. Gratulacje - Harry beszta siebie w myślach, czując wzrastającą panikę. Dlaczego Louis tu przyszedł? Czemu nie spał przez ostatnie dni?
Och, to prawdopodobnie cholernie oczywiste, ale nie jest tak łatwo to przyznać.
Niezręczna cisza w końcu zostaje przerwana przez nieśmiały, wysoki głos szatyna.
- Unikasz mnie?

***
- Masz być dla niego chamski, Nick!
- Ale ja nie potrafię, nie rozumiesz tego?
- Musisz.
- Kto tak powiedział, kurwa?! - mężczyzna podnosi głos i marszczy brwi, rozpoczynając wędrówkę po swoim gabinecie.
- Dobrze wiesz kto.
- Nie chcę go już słuchać, powiedzmy w końcu Harry'emu prawdę.
- Wiesz doskonale, że nie możemy. On nam płaci.
- Jestem wystarczająco bogaty, żeby nie potrzebować jego pieniędzy do kurwy nędzy.
- Jesteś takim idiotą, Nick. Już zapomniałeś co on na nas ma? Dlaczego to ja muszę być tym rozgarniętym w tym związku? Jeśli to wyjdzie na jaw oboje stracimy pracę, a w dodatku jeśli on zdecyduje się kablować, to Niallowi też może rozwiązać się język i oboje trafimy do pieprzonego pierdla, bo...
- Dobrze, dobrze. Zrozumiałem - jęczy cicho. - Harry nie może się dowiedzieć.