Okay, więc na wstępie chciałam podziękować osobom, które wytrwale komentują (Ani w szczególności, oczywiście, kocham cię), ale innym osobom też, bo to naprawdę dużo dla mnie znaczy. W tym rozdziale dużo się dzieje, wow, jestem lekko podekscytowana, nie wiem jak to odbierzecie, a to bardzo mnie ciekawi, więc naprawdę proszę o jakikolwiek komentarz.
No i kolejny rozdział to będzie jeden wielki dialog, więc cieszcie się opisami!
_______________________________
- Co? Oczywiście, że nie! - Harry śmieje się nerwowo przestępując z nogi na nogę.
No i kolejny rozdział to będzie jeden wielki dialog, więc cieszcie się opisami!
_______________________________
- Co? Oczywiście, że nie! - Harry śmieje się nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- Nie przychodziłeś ostatnio do mnie. Coś się stało? - Louis brzmi na takiego smutnego, że zielonooki rozpłakałby się, gdyby nie był tak cholernie skupiony na tym, żeby nie palnąć czegoś głupiego. Cóż, za późno.
- Nie oczywiście, że nie. Um, po prostu wróciłem do pracy i musiałem pracować trochę ciężej, zważając na to, że opuściłem dzień bez uprzedzenia. Przepraszam.
- Więc między nami wszystko okay?
- Tak.
Twarz Louisa rozpromienia się.
- Więc pójdziemy do mnie? Mógłbyś mi coś ugotować?
- Ja... przepraszam Lou, ale umówiłem się z Nickiem.
- Och - jego mina rzednie, a wzrok zostaje spuszczony na podłogę, tak, że rzęsy rzucają cień na jego policzki, które rumienią się delikatnie.
- Przepraszam- mówi Harry z przepraszającym wyrazem twarzy, zanim starszy zdąży cokolwiek powiedzieć.
- Nie masz za co - Louis przemawia do swoich butów, a jego głos aż ocieka smutkiem. - Przecież nie masz obowiązku ze mną przebywać.
Chłopak odwraca się na pięcie i chce odejść, ale zielonooki pod wpływem impulsu nagle chwyta go za dłoń i przyciąga go gwałtownie do siebie. Niechlujnie zderza ich usta na dwie sekundy, po czym odpycha go i burzliwie wpada do swojego mieszkania mocno zatrzaskując drzwi. Jego serce bije histerycznie, puls jest nadzwyczaj przyspieszony włosy są rozwiane, a w głowie huczy od natłoku myśli.
Dlaczegodlaczegodlaczego - szepcze do siebie gorączkowo przecierając twarz. Osuwa się po grubych drewnianych drzwiach, a jego serce stopniowo uspokaja się.
Nie wie, że Louis wciąż znajduje się za drzwiami, stojąc z lekkim uśmiechem.
***
Nick nie przychodzi. I nie wykonuje głupiego telefonu, żeby łaskawie poinformować o tym Harry'ego, który siedzi nad głupim rizotto i wpatruje się w głupi telewizor tak długo, aż jedzenie robi się zimne i niejadalne.
Nick go wystawił. Nie po raz pierwszy, ale to nie znaczy, że boli to mniej. Harry już myślał, że będzie inaczej. Że mężczyzna będzie się nim opiekował, stale spędzał z nim czas, że będą chodzili na randki i całowali się słodko i robili te wszystkie rzeczy, które robią normalne pary, gdzie partnerzy są w podobnym wieku.
Ale cóż, może Nick ma ważne sprawy do załatwiania. W końcu jest jebanym prawnikiem. Może pracuje ciężko, a jego telefon się rozładował. Może został porwany i siedzi teraz związany z jakąś ohydną szmatą w ustach w obskurnej piwnicy pod jakąś knajpką z kebabem z lamy, prowadzoną przez watahę talibów z dziesięcioma żonami i gromadą małych ciapatych dzieci. Albo po prostu pieprzy właśnie Liama.
Niczego nie można wykluczyć, tak na dobrą sprawę.
Więc Harry czuje się głupio, że powiedział Louisowi nie. Mógł spokojnie pójść do jego domu, ugotować mu coś. Mogliby właśnie w tej chwili się przytulać, albo oglądać jakiś głupi film akcji, albo oglądać głupie gwiazdy przez głupie przeszklone ściany głupiego domu Louisa. I Zayna. Louisa i Zayna. Och. Harry całował osobę, która jest zaręczona. Harry spał w jednym łóżku z osobą, która jest zaręczona. Och. To nic, że Zayn jest dosyć agresywny, i okrutny, i prawdopodobnie powinien stanąć przed wymiarem sprawiedliwości za co najmniej dziesięć przestępstw.
I Harry w tym momencie zdaje sobie z czegoś sprawę. Zayn nie zasługuje na Louisa. Louis jest piękny, i mądry, i utalentowany, i wysportowany, i delikatny, i kruchy jak porcelana. A Zayn... Zayn też jest piękny. I prawdopodobnie wysportowany. Cóż, na pewno wysportowany, skoro potrafi rzucać ludźmi o ściany. Ale pod każdym innym względem jest kompletnym przeciwieństwem szatyna.
A Harry chce opiekować się Louisem. Chce trzymać go w ramionach, ściskać aż do utraty tchu, gotować dla niego, dla nich, oglądać z nim filmy i idiotyczne reality shows w telewizji, chce patrzeć z nim na gwiazdy, na rozświetlony milionami świateł Londyn, chce spędzać z nim miłe poranki i ciche wieczory, chce całować go przed pójściem do pracy, chce czesać jego miękkie karmelowe włosy, chce opiekować się z nim pieprzonym małym słodkim kociaczkiem, chce kurwa być z nim i dobre kilka miesięcy zajęło mu zdanie sobie z tego sprawy.
Zauważa, że kilka łez toruje sobie drogę po jego policzkach, więc ściera je szybko, gorączkowo, nie wiedząc dlaczego w ogóle śmiały one spłynąć. Ale niecodziennie zdaje się sobie sprawę z tego, że kocha się swojego najlepszego przyjaciela. A przecież miał tylko się z nim zaprzyjaźnić. Zaprzyjaźnić, wyłożyć kawę na ławę, oddać majątek albo chociaż jego część i żyć w spokoju z Nickiem u boku. Tylko, że ten głupi spadek zszedł teraz na drugi plan. Nick zszedł na drugi plan. Wszystko zeszło na drugi plan. Został tylko Louis.
Louis. Harry czuje, jakby to wszystko, to cholerne uczucie rozrywało go od środka. Jest gotowy pójść teraz do szatyna i powiedzieć, wykrzyczeć wszystko w jego twarz, rozpłakać się przed nim, jest gotowy pójść do niego i bez słowa zacząć go całować, tak długo i mocno, aż zabraknie im tchu, aż nie będą w stanie wziąć poprawnie oddechu, aż połączą się w jedność. Wieczność.
Ale nie może tego zrobić. Po raz kolejny wszechświat stoi przeciwko niemu. Nie może tego zrobić tylko dlatego, że istnieje coś tak głupiego, idiotycznego, bezsensownego, jak poprawność. Poprawnośćpoprawnośćpoprawność. On jest z Nickiem, a Louis jest z Zaynem. Poprawność. Trzeba to wszystko zakończyć, zamknąć pewne etapy raz na zawsze, Harry czuje się jak w euforii, rozpiera go energia, chce krzyczeć, wrzeszczeć, piszczeć i szeptać, chce skakać i tańczyć, chce śpiewać i działać, chce wybiec z domu i w nim zostać, rozpaczliwie chce coś rozbić, zniszczyć, chce budować, pracować, robić coś pożytecznego i bezsensownego.
I nawet nie zauważa, że z góry dochodzą krzyki, czuje się, jakby był w letargu.
Chce być z Louisem. Chce być z nim, kochać go. Długo, mocno, do końca życia, na zabój, bezapelacyjnie, szczerze, całym sercem, do bólu, aż po grób, ufnie, do końca świata. Zawsze.
Więc wybiega z domu. Musi się z kimś tym podzielić albo to rozsadzi go od środka. Wychodzi, nie przejmując się czymś tak przyziemnym, jak zamykanie drzwi na klucz i po kilku krokach wpada na Nicka, który wydaje się być tak zdezorientowany jego widokiem, że aż przystaje, a jego usta układają się w zgrabne o. Wygląda na zdenerwowanego, jego włosy są rozczochrane.
Harry wędruje wzrokiem od jego twarzy, do schodów, za którymi widać bladą twarz Louisa. Puls zielonookiego najpierw zatrzymuje się, a potem przyspiesza i to jest prawdopodobnie najbardziej dziwna sytuacja, w jakiej tylko mógł się znaleźć. Kiedykolwiek.
- Cześć Harry - Nick duka, szybko zamyka swoje wciąż otwarte oczy, poprawia marynarkę, którą ma na sobie i uśmiecha się lekko, starając się niezauważalnie unormować swój oddech.
- Co robiłeś u Louisa? - mówi zimnym, łamliwym głosem.
- Ja... Omawiałem z nim sprawy jego ciotki.
- To wy się znacie?! - Louis krzyczy nienaturalnie wysokim tonem i to jest jak spóźniony zapłon, Nick odwraca się od Harry'ego i patrzy na niebieskookiego jak na idiotę.
- Nick jest moim znajomym - brunet mówi spokojnie, nadal brzmiąc na zszkowanego. Prawdopodobnie gdyby mężczyzna zacząłby teraz mu wmawiać, że tak naprawdę znajduje się w swoim łóżku i śni - uwierzyłby.
- Wow, cóż za spotkanie! - Louis krzyczy nienaturalnym głosem, śmieje się nerwowo, po czym zbiega ze schodów. Widząc Harry'ego z bliska natychmiast poważnieje, przyjmując zmartwiony wyraz twarzy i kładzie dłoń na jego ramieniu. - Wszystko dobrze?
- Nie, nie do końca - Harry marszczy brwi, jakby głęboko się nad tym zastanawiając.
- Zabiorę cię do łóżka, okay? Do ciepłego łóżeczka - mówi uspokajającym, monotonnym głosem. Drugą dłoń układa na jego plecach i prowadzi go z powrotem do jego mieszkania, a Nick nie wypowiada ani słowa.
Louis kładzie Harry'ego na pościeli. Zdejmuje jego buty i rozbiera go do bokserek, po czym okrywa go kołdrą. Kładzie się koło niego i obejmuje go w pasie, szepcząc jakieś bezsensowne czułe słówka, aż w końcu chłopak zasypia. Wtedy Louis krótko całuje go w czoło, przymykając oczy i idzie rozprawić się z Nickiem.
***
Harry wierci się w łóżku jęcząc cicho. Przewraca się z boku na bok i tuż przed jego nosem wyrasta mu twarz Louisa. Chłopak odskakuje lekko, a szatyn otwiera powoli oczy. Uśmiecha się delikatnie, po czym ziewa przeciągając się, a Harry obserwuje, jak jego język zwija się przy podniebieniu, jakby był małym tygryskiem.
- Cześć Harry - składa delikatny pocałunek na jego rozgrzanym policzku.
- Hej, um... Przepraszam Louis, ale dlaczego tu jesteś?
- Ty... napisałeś mi, że chcesz się ze mną spotkać. Przyszedłem, oglądaliśmy film. W pewnym momencie zasnąłeś, więc przyniosłem cię tu, rozebrałem i położyłem się z tobą, z braku lepszego pomysłu. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
- Nie, oczywiście, że nie - Harry uśmiecha się niepewnie. - Musiało mi się coś przyśnić, tak myślę.
- Och, naprawdę? Co takiego? - wygląda na szczerze zdziwionego.
- Śnił mi się... Śniłeś mi się ty i mój chłopak. Ale już nie ważne - wzrusza ramionami. - Pocałuj mnie - prosi ze śmiechem. Louis uśmiecha się szeroko na te słowa, a w jego oczach pojawiają się iskierki radości. Łączy ich usta w czułym pocałunku. Umieszcza chłodną dłoń na karku Harry'ego, bawiąc się drobnymi kręconymi włoskami chłopaka. Przyciąga go bliżej, pogłębiając pocałunek i nie może uwierzyć, że to się udało.
***
Harry jęczy głośno, gdy jego telefon zaczyna wibrować w tylnej kieszeni jego spodni. Wyjmuje go jedną ręką i krótko spogląda na wyświetlacz. Niall Horan. Czemu ten głupi Irlandczyk, pomagier Nicka do niego dzwoni? Zielonooki wciąż pamięta, że to on straszył Louisa i nie bardzo ma ochotę odbierać, jednak ciekawość zwycięża i w końcu klika na zieloną słuchawkę, nim wibracje zdążą ustać.
- Harry? - głos chłopaka jest zdyszany, jakby właśnie wbiegł po schodach na piąte piętro, ale też niecierpliwy, co jest dziwne.
Zielonooki zagryza wargę odkładając płytę z filmem na odpowiednie miejsce. Cóż, jest w pracy i wypełnia swoje obowiązki jak wzorowy pracownik. No, może nie wzorowy, bo jego ruchy nie należą do najszybszych, ale wypełnia swoje obowiązki tak, by jego szef nie miał żadnych podstaw do zwolnienia go. Wykonywanie prywatnych rozmów nie zalicza się do takich podstaw, prawda?
- Tak, cześć. Czemu do mnie dzwonisz? Coś się stało? - odpowiada starając się, by jego głos nie był nazbyt wrogi.
- Tak właściwie to tak. Czy... Um, czy możemy się spotkać?
- Ale czemu? - brunet marszczy brwi w zdezorientowaniu.
- To naprawdę ważna sprawa, nie jest to rozmowa na telefon - Niall wzdycha.
- Ech, okay. Kiedy, gdzie? Nie wiem czy wiesz, ale pracuję, więc...
- Siedemnasta w sobotę w Coin Tranquille? To...
- Wiem gdzie to jest - przerywa mu szybko Harry. - Będę.
~*~
Coin Tranquille to mała francuska kawiarnia dla hipsterów. Coin Tranquille tłumaczy się jako Cichy Zakątek i jest to prawdopodobnie najbardziej kiczowata nazwa na świecie, ale i tak przyciąga mnóstwo kobiet i mężczyzn, którzy robią zdjęcia filiżankom z drogimi kawami przyrządzanymi przez baristów i fantazyjnym rogalom pieczonym na miejscu. Na dwóch jej ścianach znajdują się ogromne obrazy ze sztuką współczesną, nic nie przedstawiającymi ciemnymi mazajami, a jedna zrobiona jest z brunatnych cegieł. Natomiast ostatnia ściana to wielka czarna tablica, na której każdy klient może coś napisać kolorowymi kredami leżącymi w długim, ciągnącym się przez całą długość podłogi, pojemniku. To zawsze jakaś atrakcja i to jest dokładnie ta rzecz, którą warto sfotografować i wrzucić na Tumblr. To bardzo hipsterskie.
Niall siedzi w rogu sali, niedaleko czarnych drzwi prowadzących do toalet, na których namalowane są białe symbole Wenus i Marsa.
Harry marszczy nos na ten wybór i podchodzi bliżej, lawirując między stolikami. Niall ubrany jest w białą, nie włożoną w czarne spodnie koszulę i czarne Adidas superstar. Wygląda na nieco zmartwionego i zniecierpliwionego, jego blond grzywka jest nieco oklapnięta, a skóra szara. Zupełnie nie tak, jak zapamiętał go Styles.
Harry podchodzi bliżej, wita się z nim krótko i mówi, że najpierw pójdzie coś zamówić. W odpowiedzi Niall tylko kiwa krótko głową, więc chłopak znów niezgrabnie przemieszcza się między stolikami docierając w końcu do długiej lady, zrobionej z ciemnego drewna. Za szklaną ścianką ustawione są na stylowych, czarnych paterach babeczki i różne rodzaje ciast, a po drugiej stronie lady widać ustawione pod ceglaną ścianą, zapewne cholernie drogie, ekspresy do kawy.
Harry zamawia sobie filiżankę zielonej herbaty i kawałek jabłecznika z lodami waniliowymi, czeka chwilę, aż brunetka z miłym uśmiechem i kolczykiem w nosie poda mu zamówienie i wraca do Nialla.
- Już jestem - uśmiecha się lekko, niepewnie, stawiając talerzyk i filiżankę na blacie. - Dlaczego tak bardzo chciałeś się spotkać?
- Ja... Muszę ci o czymś opowiedzieć. O Zaynie, Liamie, Louisie, Nicku... o mnie. To będzie długa historia, jedna filiżanka herbaty ci nie starczy.
- Nie oczywiście, że nie. Um, po prostu wróciłem do pracy i musiałem pracować trochę ciężej, zważając na to, że opuściłem dzień bez uprzedzenia. Przepraszam.
- Więc między nami wszystko okay?
- Tak.
Twarz Louisa rozpromienia się.
- Więc pójdziemy do mnie? Mógłbyś mi coś ugotować?
- Ja... przepraszam Lou, ale umówiłem się z Nickiem.
- Och - jego mina rzednie, a wzrok zostaje spuszczony na podłogę, tak, że rzęsy rzucają cień na jego policzki, które rumienią się delikatnie.
- Przepraszam- mówi Harry z przepraszającym wyrazem twarzy, zanim starszy zdąży cokolwiek powiedzieć.
- Nie masz za co - Louis przemawia do swoich butów, a jego głos aż ocieka smutkiem. - Przecież nie masz obowiązku ze mną przebywać.
Chłopak odwraca się na pięcie i chce odejść, ale zielonooki pod wpływem impulsu nagle chwyta go za dłoń i przyciąga go gwałtownie do siebie. Niechlujnie zderza ich usta na dwie sekundy, po czym odpycha go i burzliwie wpada do swojego mieszkania mocno zatrzaskując drzwi. Jego serce bije histerycznie, puls jest nadzwyczaj przyspieszony włosy są rozwiane, a w głowie huczy od natłoku myśli.
Dlaczegodlaczegodlaczego - szepcze do siebie gorączkowo przecierając twarz. Osuwa się po grubych drewnianych drzwiach, a jego serce stopniowo uspokaja się.
Nie wie, że Louis wciąż znajduje się za drzwiami, stojąc z lekkim uśmiechem.
***
Nick nie przychodzi. I nie wykonuje głupiego telefonu, żeby łaskawie poinformować o tym Harry'ego, który siedzi nad głupim rizotto i wpatruje się w głupi telewizor tak długo, aż jedzenie robi się zimne i niejadalne.
Nick go wystawił. Nie po raz pierwszy, ale to nie znaczy, że boli to mniej. Harry już myślał, że będzie inaczej. Że mężczyzna będzie się nim opiekował, stale spędzał z nim czas, że będą chodzili na randki i całowali się słodko i robili te wszystkie rzeczy, które robią normalne pary, gdzie partnerzy są w podobnym wieku.
Ale cóż, może Nick ma ważne sprawy do załatwiania. W końcu jest jebanym prawnikiem. Może pracuje ciężko, a jego telefon się rozładował. Może został porwany i siedzi teraz związany z jakąś ohydną szmatą w ustach w obskurnej piwnicy pod jakąś knajpką z kebabem z lamy, prowadzoną przez watahę talibów z dziesięcioma żonami i gromadą małych ciapatych dzieci. Albo po prostu pieprzy właśnie Liama.
Niczego nie można wykluczyć, tak na dobrą sprawę.
Więc Harry czuje się głupio, że powiedział Louisowi nie. Mógł spokojnie pójść do jego domu, ugotować mu coś. Mogliby właśnie w tej chwili się przytulać, albo oglądać jakiś głupi film akcji, albo oglądać głupie gwiazdy przez głupie przeszklone ściany głupiego domu Louisa. I Zayna. Louisa i Zayna. Och. Harry całował osobę, która jest zaręczona. Harry spał w jednym łóżku z osobą, która jest zaręczona. Och. To nic, że Zayn jest dosyć agresywny, i okrutny, i prawdopodobnie powinien stanąć przed wymiarem sprawiedliwości za co najmniej dziesięć przestępstw.
I Harry w tym momencie zdaje sobie z czegoś sprawę. Zayn nie zasługuje na Louisa. Louis jest piękny, i mądry, i utalentowany, i wysportowany, i delikatny, i kruchy jak porcelana. A Zayn... Zayn też jest piękny. I prawdopodobnie wysportowany. Cóż, na pewno wysportowany, skoro potrafi rzucać ludźmi o ściany. Ale pod każdym innym względem jest kompletnym przeciwieństwem szatyna.
A Harry chce opiekować się Louisem. Chce trzymać go w ramionach, ściskać aż do utraty tchu, gotować dla niego, dla nich, oglądać z nim filmy i idiotyczne reality shows w telewizji, chce patrzeć z nim na gwiazdy, na rozświetlony milionami świateł Londyn, chce spędzać z nim miłe poranki i ciche wieczory, chce całować go przed pójściem do pracy, chce czesać jego miękkie karmelowe włosy, chce opiekować się z nim pieprzonym małym słodkim kociaczkiem, chce kurwa być z nim i dobre kilka miesięcy zajęło mu zdanie sobie z tego sprawy.
Zauważa, że kilka łez toruje sobie drogę po jego policzkach, więc ściera je szybko, gorączkowo, nie wiedząc dlaczego w ogóle śmiały one spłynąć. Ale niecodziennie zdaje się sobie sprawę z tego, że kocha się swojego najlepszego przyjaciela. A przecież miał tylko się z nim zaprzyjaźnić. Zaprzyjaźnić, wyłożyć kawę na ławę, oddać majątek albo chociaż jego część i żyć w spokoju z Nickiem u boku. Tylko, że ten głupi spadek zszedł teraz na drugi plan. Nick zszedł na drugi plan. Wszystko zeszło na drugi plan. Został tylko Louis.
Louis. Harry czuje, jakby to wszystko, to cholerne uczucie rozrywało go od środka. Jest gotowy pójść teraz do szatyna i powiedzieć, wykrzyczeć wszystko w jego twarz, rozpłakać się przed nim, jest gotowy pójść do niego i bez słowa zacząć go całować, tak długo i mocno, aż zabraknie im tchu, aż nie będą w stanie wziąć poprawnie oddechu, aż połączą się w jedność. Wieczność.
Ale nie może tego zrobić. Po raz kolejny wszechświat stoi przeciwko niemu. Nie może tego zrobić tylko dlatego, że istnieje coś tak głupiego, idiotycznego, bezsensownego, jak poprawność. Poprawnośćpoprawnośćpoprawność. On jest z Nickiem, a Louis jest z Zaynem. Poprawność. Trzeba to wszystko zakończyć, zamknąć pewne etapy raz na zawsze, Harry czuje się jak w euforii, rozpiera go energia, chce krzyczeć, wrzeszczeć, piszczeć i szeptać, chce skakać i tańczyć, chce śpiewać i działać, chce wybiec z domu i w nim zostać, rozpaczliwie chce coś rozbić, zniszczyć, chce budować, pracować, robić coś pożytecznego i bezsensownego.
I nawet nie zauważa, że z góry dochodzą krzyki, czuje się, jakby był w letargu.
Chce być z Louisem. Chce być z nim, kochać go. Długo, mocno, do końca życia, na zabój, bezapelacyjnie, szczerze, całym sercem, do bólu, aż po grób, ufnie, do końca świata. Zawsze.
Więc wybiega z domu. Musi się z kimś tym podzielić albo to rozsadzi go od środka. Wychodzi, nie przejmując się czymś tak przyziemnym, jak zamykanie drzwi na klucz i po kilku krokach wpada na Nicka, który wydaje się być tak zdezorientowany jego widokiem, że aż przystaje, a jego usta układają się w zgrabne o. Wygląda na zdenerwowanego, jego włosy są rozczochrane.
Harry wędruje wzrokiem od jego twarzy, do schodów, za którymi widać bladą twarz Louisa. Puls zielonookiego najpierw zatrzymuje się, a potem przyspiesza i to jest prawdopodobnie najbardziej dziwna sytuacja, w jakiej tylko mógł się znaleźć. Kiedykolwiek.
- Cześć Harry - Nick duka, szybko zamyka swoje wciąż otwarte oczy, poprawia marynarkę, którą ma na sobie i uśmiecha się lekko, starając się niezauważalnie unormować swój oddech.
- Co robiłeś u Louisa? - mówi zimnym, łamliwym głosem.
- Ja... Omawiałem z nim sprawy jego ciotki.
- To wy się znacie?! - Louis krzyczy nienaturalnie wysokim tonem i to jest jak spóźniony zapłon, Nick odwraca się od Harry'ego i patrzy na niebieskookiego jak na idiotę.
- Nick jest moim znajomym - brunet mówi spokojnie, nadal brzmiąc na zszkowanego. Prawdopodobnie gdyby mężczyzna zacząłby teraz mu wmawiać, że tak naprawdę znajduje się w swoim łóżku i śni - uwierzyłby.
- Wow, cóż za spotkanie! - Louis krzyczy nienaturalnym głosem, śmieje się nerwowo, po czym zbiega ze schodów. Widząc Harry'ego z bliska natychmiast poważnieje, przyjmując zmartwiony wyraz twarzy i kładzie dłoń na jego ramieniu. - Wszystko dobrze?
- Nie, nie do końca - Harry marszczy brwi, jakby głęboko się nad tym zastanawiając.
- Zabiorę cię do łóżka, okay? Do ciepłego łóżeczka - mówi uspokajającym, monotonnym głosem. Drugą dłoń układa na jego plecach i prowadzi go z powrotem do jego mieszkania, a Nick nie wypowiada ani słowa.
Louis kładzie Harry'ego na pościeli. Zdejmuje jego buty i rozbiera go do bokserek, po czym okrywa go kołdrą. Kładzie się koło niego i obejmuje go w pasie, szepcząc jakieś bezsensowne czułe słówka, aż w końcu chłopak zasypia. Wtedy Louis krótko całuje go w czoło, przymykając oczy i idzie rozprawić się z Nickiem.
***
Harry wierci się w łóżku jęcząc cicho. Przewraca się z boku na bok i tuż przed jego nosem wyrasta mu twarz Louisa. Chłopak odskakuje lekko, a szatyn otwiera powoli oczy. Uśmiecha się delikatnie, po czym ziewa przeciągając się, a Harry obserwuje, jak jego język zwija się przy podniebieniu, jakby był małym tygryskiem.
- Cześć Harry - składa delikatny pocałunek na jego rozgrzanym policzku.
- Hej, um... Przepraszam Louis, ale dlaczego tu jesteś?
- Ty... napisałeś mi, że chcesz się ze mną spotkać. Przyszedłem, oglądaliśmy film. W pewnym momencie zasnąłeś, więc przyniosłem cię tu, rozebrałem i położyłem się z tobą, z braku lepszego pomysłu. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
- Nie, oczywiście, że nie - Harry uśmiecha się niepewnie. - Musiało mi się coś przyśnić, tak myślę.
- Och, naprawdę? Co takiego? - wygląda na szczerze zdziwionego.
- Śnił mi się... Śniłeś mi się ty i mój chłopak. Ale już nie ważne - wzrusza ramionami. - Pocałuj mnie - prosi ze śmiechem. Louis uśmiecha się szeroko na te słowa, a w jego oczach pojawiają się iskierki radości. Łączy ich usta w czułym pocałunku. Umieszcza chłodną dłoń na karku Harry'ego, bawiąc się drobnymi kręconymi włoskami chłopaka. Przyciąga go bliżej, pogłębiając pocałunek i nie może uwierzyć, że to się udało.
***
Harry jęczy głośno, gdy jego telefon zaczyna wibrować w tylnej kieszeni jego spodni. Wyjmuje go jedną ręką i krótko spogląda na wyświetlacz. Niall Horan. Czemu ten głupi Irlandczyk, pomagier Nicka do niego dzwoni? Zielonooki wciąż pamięta, że to on straszył Louisa i nie bardzo ma ochotę odbierać, jednak ciekawość zwycięża i w końcu klika na zieloną słuchawkę, nim wibracje zdążą ustać.
- Harry? - głos chłopaka jest zdyszany, jakby właśnie wbiegł po schodach na piąte piętro, ale też niecierpliwy, co jest dziwne.
Zielonooki zagryza wargę odkładając płytę z filmem na odpowiednie miejsce. Cóż, jest w pracy i wypełnia swoje obowiązki jak wzorowy pracownik. No, może nie wzorowy, bo jego ruchy nie należą do najszybszych, ale wypełnia swoje obowiązki tak, by jego szef nie miał żadnych podstaw do zwolnienia go. Wykonywanie prywatnych rozmów nie zalicza się do takich podstaw, prawda?
- Tak, cześć. Czemu do mnie dzwonisz? Coś się stało? - odpowiada starając się, by jego głos nie był nazbyt wrogi.
- Tak właściwie to tak. Czy... Um, czy możemy się spotkać?
- Ale czemu? - brunet marszczy brwi w zdezorientowaniu.
- To naprawdę ważna sprawa, nie jest to rozmowa na telefon - Niall wzdycha.
- Ech, okay. Kiedy, gdzie? Nie wiem czy wiesz, ale pracuję, więc...
- Siedemnasta w sobotę w Coin Tranquille? To...
- Wiem gdzie to jest - przerywa mu szybko Harry. - Będę.
~*~
Coin Tranquille to mała francuska kawiarnia dla hipsterów. Coin Tranquille tłumaczy się jako Cichy Zakątek i jest to prawdopodobnie najbardziej kiczowata nazwa na świecie, ale i tak przyciąga mnóstwo kobiet i mężczyzn, którzy robią zdjęcia filiżankom z drogimi kawami przyrządzanymi przez baristów i fantazyjnym rogalom pieczonym na miejscu. Na dwóch jej ścianach znajdują się ogromne obrazy ze sztuką współczesną, nic nie przedstawiającymi ciemnymi mazajami, a jedna zrobiona jest z brunatnych cegieł. Natomiast ostatnia ściana to wielka czarna tablica, na której każdy klient może coś napisać kolorowymi kredami leżącymi w długim, ciągnącym się przez całą długość podłogi, pojemniku. To zawsze jakaś atrakcja i to jest dokładnie ta rzecz, którą warto sfotografować i wrzucić na Tumblr. To bardzo hipsterskie.
Niall siedzi w rogu sali, niedaleko czarnych drzwi prowadzących do toalet, na których namalowane są białe symbole Wenus i Marsa.
Harry marszczy nos na ten wybór i podchodzi bliżej, lawirując między stolikami. Niall ubrany jest w białą, nie włożoną w czarne spodnie koszulę i czarne Adidas superstar. Wygląda na nieco zmartwionego i zniecierpliwionego, jego blond grzywka jest nieco oklapnięta, a skóra szara. Zupełnie nie tak, jak zapamiętał go Styles.
Harry podchodzi bliżej, wita się z nim krótko i mówi, że najpierw pójdzie coś zamówić. W odpowiedzi Niall tylko kiwa krótko głową, więc chłopak znów niezgrabnie przemieszcza się między stolikami docierając w końcu do długiej lady, zrobionej z ciemnego drewna. Za szklaną ścianką ustawione są na stylowych, czarnych paterach babeczki i różne rodzaje ciast, a po drugiej stronie lady widać ustawione pod ceglaną ścianą, zapewne cholernie drogie, ekspresy do kawy.
Harry zamawia sobie filiżankę zielonej herbaty i kawałek jabłecznika z lodami waniliowymi, czeka chwilę, aż brunetka z miłym uśmiechem i kolczykiem w nosie poda mu zamówienie i wraca do Nialla.
- Już jestem - uśmiecha się lekko, niepewnie, stawiając talerzyk i filiżankę na blacie. - Dlaczego tak bardzo chciałeś się spotkać?
- Ja... Muszę ci o czymś opowiedzieć. O Zaynie, Liamie, Louisie, Nicku... o mnie. To będzie długa historia, jedna filiżanka herbaty ci nie starczy.