Rozdział III

Hej! Więc tak. Rozdział jest krótki, przepraszam, ale kompletnie nie miałam weny. To ff będzie też publikowane tutaj, więc jeśli ktoś woli czytać na Tumblrze, to ma taką okazję, tylko miło by mi było, gdybyście o tym napisały w komentarzu i dawały serduszka tam. Poza tym zaczęłam pisać mini story. Pierwszą część macie tutaj. Zaplanowałam, że to ff będzie miało mniej - więcej 10 rozdziałów, ale może wyjść mniej, a może więcej, zobaczymy.
Miłego czytania. xx
_______________________________________
Od tamtej rozmowy mijają dwa dni i Harry ma już serdecznie dość ciągłych telefonów i esemesów od Nicka. Tęskni za nim, nawet bardzo, ale ma przeczucie, że jeśli przetrzyma go jeszcze troszkę dobrze na tym wyjdzie. Nick złamuje się dnia piątego. Przychodzi pod nowy dom Harry'ego, za który sam płaci i dzwoni dzwonkiem. Kiedy chłopak otwiera drzwi stwierdzając, że czas już minął, ten nie tracąc czasu przyciąga go do siebie jego twarz ujmując w dłonie i całuje długo i głęboko.
- Przepraszam cię - szepce nadal go nie puszczając. Po minucie lub dwóch odsuwa się sięgając do prawej kieszeni. Wyciąga ciemne, prostokątne pudełko i wręcza Harry'emu, który uśmiecha się lekko zarumieniony. Na poduszeczce leży czarny, matowy zegarek. Pomiędzy białymi, tykającymi wskazówkami znajduje się napis Rolex i zielonooki uśmiecha się szerzej. 

***
Drugi raz widzi Louisa w sklepie z płytami. Obserwuje go zza półki i patrzy, jak wybiera on sobie płytę The Kooks, po czym idzie do kasy i płaci za nią. Jego czy znowu są pozbawione emocji, a Harry czuje, jak w pokoju robi się zimniej.
Trzeci raz widzi Louisa w księgarni. Dziwi się, że chłopak chodzi do zwykłych sklepów, jak przeciętny Londyńczyk. Patrzy, jak wybiera on trzy książki i płaci za nie dokupując jeszcze papier do pakowania prezentów. Nadal jest przerażająco pusty.
Tej nocy słyszy ohydny odgłos uderzania ramy łóżka w ścianę. Przekręca się i próbuje zasnąć, ale ma wrażenie, że mu się to nie uda. Naprawdę. Za tę kasę, którą Nick płaci za to mieszkanie nie powinny dochodzić do jego domu takie dźwięki.
Zayna poznaje jakiś tydzień potem. Dotąd nie wymyślił planu, który pozwoliłby mu na częstsze spędzanie czasu z Louisem, ale stwierdza, że siedzenie w domu w niczym mu nie pomoże, więc po prostu idzie pod drzwi niedawno poznanego chłopaka ze szklanką w ręce.
- Hej - uśmiecha się. - Mógłbym pożyczyć od ciebie szklankę cukru? - pyta i teraz zdaje sobie sprawę, jak idiotycznie to brzmi. Kiedy powie o tym Nickowi na pewno go wyśmieje i będzie mu to wypominał do końca życia.
- Tak, jasne - uśmiecha się szatyn nieco smutno, po czym odsuwa się, by wpuścić Harry'ego do środka. Zielonooki ma deja vu, dopóki nie dostrzega rozłożonego na kanapie ciemnowłosego chłopaka ze zdjęcia.
- Hej - mówi do niego nieśmiało, a Mulat podnosi się na dźwięk jego głosu. Harry na moment zapomina jak się oddycha, bo ma wrażenie, że znajduje się w domu, w którym mieszkają dwie najpiękniejsze osoby na Ziemi. To zdjęcie nie oddawało nawet jednej dziesiątej tego, jak było naprawdę. Cholera, mógł sobie wziąć to zdjęcie, bo to nie była fotografia zwykłych ludzi.
- Cześć - uśmiecha się podając mu rękę, a jego uścisk jest silny. Ma też piękny głos. Nie tak piękny, jak Louis, ale jemu trudno dorównać. - Jestem Zayn Malik - mówi tonem, który miał chyba zasugerować chłopakowi, że jego nazwisko coś znaczy albo chociaż powinno znaczyć. Cóż, nie jest tak. - A ty?
- Harry S - Cox - przeklina siebie w duchu i ma ochotę schować się przed oceniającym, podejrzliwym wzrokiem Mulata.
- Mieszkasz wyżej, tak? Słyszałem, że Millera zgarnęła policja, jakiś czas temu.
- Słyszałeś?
- Tak. Nieczęsto bywam w domu.
- Czemu? - pyta Styles, ale wystarczy mu obrzucenie wzrokiem stolika, który teraz nie jest pełen książek, ale zamiast nich stoi na nim popielniczka z jointem, żeby domyślić się co to za sprawy. Nie ma co do tego pewności i to pewnie całkiem ostre zarzuty, ale chłopak jest z natury podejrzliwy i czasami ma nieco zbyt wybujałą wyobraźnię.
- Och... Mam często różne sprawy do załatwiania.
- Uhm - kiwa się na swoich stopach trwając w niezręcznej ciszy, która nie trwa długo, bo po chwili słyszy dźwięk szkła rozbijającego się o podłogę, głośny huk i soczyste kurwa dochodzące wyraźnie z kuchni. Biegnie tam razem z Zaynem i widzi skręcającego się z bólu Louisa tuż obok rozbitego kieliszka. Chłopak trzyma się za nogę i jest dla Harry'ego jasne, że spadł z krzesła łamiąc ją. Jest dla niego jasne również czyja to wina. Tylko mu mogło się to przydarzyć.

***
- Zraniłem go Nick - jęczy zielonooki.
- Nie zraniłeś - mruczy delikatnie mężczyzna bawiąc się loczkami młodszego, który leży na jego brzuchu, przez co głos chłopaka wysyła przyjemne wibracje do jego ciała.
- Zraniłem. Widziałem, jak go bolało. On cierpiał Grimmy. Przeze mnie. I wkurwiłem Zayna. On wyglądał przerażająco, jego oczy stały się czarne, serio.
- Ale przeprosiłeś.
- Ja się tam prawie rozpłakałem, ale mimo to nie sądzę, by to w jakikolwiek sposób poprawiło moją żałosną sytuację.
- Przecież to nie przez ciebie.
- Ale czuję się, jakby tak było.
- Nic mu nie będzie.
- Powiedz to karetce, która go zabrała! - krzyczy chłopak zrozpaczonym głosem. - Oni mnie nienawidzą.
- Nie dramatyzuj.

***
- Hej Nick! - mówi Liam wesołym tonem składając soczysty pocałunek na policzku mężczyzny. Harry odwraca głowę czując obrzydzenie i w dalszym ciągu kręci się na obrotowym krześle, co sprawia, że robi mu się jeszcze bardziej niedobrze, ale nie przejmuje się tym, robiąc to coraz szybciej i szybciej. Wie, że pewnie teraz posyłają mu oni wszystkowiedzące spojrzenia. Nie obchodzi go to. 
- Czy on musi to robić? - pyta potem, kiedy Payne wychodzi.
- To mój chłopak, słońce. To byłoby dziwne, gdyby tego nie robił.
- Super, ale niech nie robi tego przy mnie.

***
Harry przełyka wielką gulę w gardle i delikatnie puka do drzwi. Czuje ulgę, gdy widzi, że w pokoju nie ma nikogo oprócz Louisa.
- Cześć - mówi i stara się, by jego głos jak najlepiej wyrażał skruszenie.
- Hej - odpowiada chłopak i lekko poprawia się na poduszkach uśmiechając się. To ten uśmiech ze zmarszczkami wokół oczu, to dobrze. - Wejdź - prosi go, widząc jego niepewność.
- Ja... przyniosłem pomarańcze.
- Dobrze, dziękuję. Połóż je na stoliku.
- Um... Nie byłem pewny, czy mogę przychodzić, ale... Cóż, chciałem cię jeszcze raz przeprosić, nie sądzę, żeby tamte...
- Och daj spokój - przerywa mu stanowczo. - To nie twoja wina, to ja wyjątkowo popisałem się swoją niezdarnością. Nie przepraszaj, naprawdę nie ma za co - poszerza uśmiech wskazując zielonookiemu miejsce. - Cieszę się, że mnie odwiedziłeś. Do tej pory cały czas sterczał tu Zayn i szczerze powiedziawszy miałem go już serdecznie dość.
- Boli cię wciąż?
- Odrobinkę, jak poruszam nogą, ale to nic. Złamanie nie jest skomplikowane, jutro wracam do domu.
- Naprawdę? To chyba dobrze, prawda?
- Tak - śmieje się. - Ale dla mnie to i tak wieczność. Tu jest strasznie nudno, wiesz? Zayn pomyślał o tym, żeby przynieść mi laptopa, a nie o tym, żeby wziąć książki. Zachowuje się tak, jakby mnie zupełnie nie znał - wzdycha ciężko.
- Um... Mogę ci przynieść kilka, jeśli chcesz.
- Nie, nie trzeba. Do jutro wytrzymam. Ale w ramach tego, że musisz mi jakoś zadośćuczynić to, co mi zrobiłeś masz się mną opiekować dopóki nie zdejmą mi gipsu - mówi groźnie, ale jego oczy śmieją się i Harry zastanawia się czym jest to spowodowane.
- Okay, nie ma sprawy - odpowiada z uśmiechem. - Pozwolisz, że zacznę od zaraz.
- Dobra. Więc proszę mi poprawić poduszkę - mówi, co zielonooki od razu wykonuje. - Teraz obierz mi pomarańczę i podziel na cząstki.
Harry robi wszystko, o co go Louis poprosi, a potem rozmawiają, rozmawiają i w końcu pielęgniarka wygania bruneta i Nick jest wkurzony, bo nie mógł się do niego dodzwonić, ale to wszystko jest nieważne, bo spędził miłe popołudnie i jest szczęśliwy.
Następnego dnia odbiera go ze szpitala, bo Zayn nie może tego zrobić i zawozi do jego domu samochodem Nicka. Pomaga mu się ułożyć na kanapie, przynosi niezliczoną ilość poduszek i gotuje spaghetti carbonara na obiad. Jedzą makaron oglądając jakieś filmy na DVD i to wszystko jest takie naturalne, jakby robili to od wieków. Potem Harry zmywa naczynia i wcale nie czuje się dziwnie pod  wwiercającym się w jego brzuch wzrokiem Louisa. Robi chłopakowi kolację w postaci kanapek z nutellą i oglądają jeszcze jeden lub dwa filmy komentując je głośno i nabijając się z bohaterów. Styles wraca do siebie późno w nocy, zanosząc przedtem szatyna do łóżka, pomagając mu ułożyć się wygodnie i stawiając na szafce nocnej szklankę wody.
- Nie sądzisz, że twoja pomoc powinna działać dwadzieścia cztery godziny na dobę? - pyta Tomlinson przymykając lekko oczy z uśmiechem.
- Nie sądzę, by mojemu chłopakowi się to spodobało - odpowiada Harry gładko. Zgasza światło i wychodzi z mieszkania swojego nowego przyjaciela.

Rozdział II

Okay. Od teraz rozdziały będą pojawiać się co 1 - 2 tygodnie, więc w miarę regularnie, bo skończyłam pisać DA, do którego link jest w zakładkach, gdyby ktoś chciał. W między czasie pewnie będę pisała oneshoty, które będą publikowane na Tumblrze, do którego też linka możecie znaleźć w zakładkach.
Rozdział wyszedł niezbyt długi, przepraszam, ale musiałam coś opublikować (zalatuje mi w nim trochę Witkowskim, ale może nikt z was nie czytał jego cudownych, przeidealnych książek (nie wchodźcie w grafikę proszę)).
Miłego czytania. c: xx
____________________________________________________________
- Kocham cię.
- Jeszcze raz.
- Kocham cię.
- Jeszcze raz.
- Weź spierdalaj.
Harry wstaje od stołu, jednym ruchem zgarnia swój czarny, dwurzędowy płaszcz i szybkim krokiem kieruje się do wyjścia. Nie jest zły, ale ma okropnego kaca i jest naprawdę zmęczony, więc nie ma ochoty użerać się z Nickiem.
- Czekaj - krzyczy mężczyzna wciągając go z powrotem do kawiarni. Usadza go na drewnianym krześle, poklepuje lekko po głowie i zajmuje miejsce przed nim. - Już przestaję.
- Okay - jęczy Harry kładąc twarz na stoliku, a jego włosy trafiają w resztkę niedojedzonego rogalika z czekoladą. - Wiesz co, Nick? - pyta, ale nie czeka na odpowiedź. - Wczoraj poszedłem do klubu i teraz czuję się gównianie, ale przynajmniej wpadł mi do głowy pewien dobry pomysł. Nie. On nie jest dobry. On jest wspaniały. Cudowny. Absolutnie fantastyczny - mówi ze znudzeniem nie poruszając się.
- Pewnie chciałbyś teraz, żebym zapytał co to za pomysł, więc: co to za pomysł?
- Jesteś wredny - odpowiada z wyrzutem unosząc lekko głowę , by popatrzeć na niego spod byka, ale po chwili znów opada na blat. - Ale i tak ci powiem, bo jesteś moim przyjacielem i cię kocham, a przyjaciołom...
- Dobra! - Nick podnosi głos. - Gadaj albo to ja wyjdę.
- Okay - jęczy przeciągając samogłoski. Robi krótką przerwę, po czym zaczyna mówić. - Pomyślałem, że skoro Louis mnie nie zna...
- Uhm...
- I nie wie jak wyglądam...
- Uhm... Więc?
- Więc skoro mnie nie zna i nie wie jak wyglądam, to mógłbym się z nim zaprzyjaźnić tak, żeby nie wiedział z kim się zaprzyjaźnia - mówi, po czym marszczy brwi, jakby w jego głowie brzmiało to lepiej. Podnosi głowę krzywiąc się jeszcze bardziej i opiera się o oparcie krzesła ciężko wzdychając. Przymyka powieki.
- Jak niby zamierzasz to zrobić?
- Mówiłeś, że on mieszka w apartamentowcu - nagle się ożywia. - Więc pożyczysz mi trochę kasy, wprowadzę się piętro niżej albo wyżej, wszystko jedno, i pójdę do nich przywitać się powitalnym ciastem, a oni od razu mnie pokochają, bo nikt nie ma prawa oprzeć się mojemu wrodzonemu urokowi osobistemu - klaszcze w dłonie. - I moim lokom, oczywiście.
- Ale on wie, jak się nazywasz.
- Myśli, że mam na imię Harold. Przedstawię się jako Harry Cox.
- Ale ja ci nie pożyczę kasy.
- Pożyczysz.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - pyta rozkładając się wygodniej, upijając przy tym łyk zimnej kawy z czarnej filiżanki z jakimś niewyraźnym wzorkiem.
- Bo jestem twoim przyjacielem? - pyta niepewnie Harry, a Nick unosi brwi. - Bo mnie kochasz? - brwi mężczyzny wędrują jeszcze wyżej. - Bo jeśli tego nie zrobisz, to więcej się do ciebie nie odezwę i pokażę Liamowi dobrze wiesz jakie zdjęcia? - mówi kładąc nacisk na dwa słowa.
- Tego nie zrobisz.
- Oczywiście, że zrobię - odpowiada całkiem poważnie. - Więc jak będzie? - uśmiecha się lekko cynicznie.
- Zgoda.

***
- Nick, w tym budynku wszystkie mieszkania są zajęte.
- To zrób coś, żeby nie były.
- Niby jak mam to zrobić?
- Nie wiem. Podrzuć temu spod dwunastki kilka doniczek z marychą i zawiadom policję albo coś w tym stylu.
- Ale...
- Niall, żadnego ale. Zrób to i już. Albo wymyśl coś lepszego. Byleby Harry mógł się tam wprowadzić.
- Czemu ci tak na tym zależy?
- Nie twoja sprawa.

***
- Myślisz, że co powinienem założyć? - pyta Styles siadając na swojej nowej kanapie.
Dom jest naprawdę piękny. To najwyższe piętro, a Harry ma lęk wysokości, ale nie potrafi się powstrzymać i cały czas podchodzi do jednej z przeszklonych ścian spoglądając w dół, na ludzi, którzy cały czas się gdzieś spieszą. Całe mieszkanie udekorowane jest bardzo nowocześnie. Pełno jest tu abstrakcyjnych obrazów, rzeźb o fantazyjnych kształtach, nowoczesnych sprzętów i dosłownie wszystko ocieka modernizmem w najdroższej, najlepszej, ,,naj" postaci. Harry nie jest z tego zadowolony, ale lepsze to niż tamten pałacyk, który zwiedzał z Grimmym. Poza tym nie jest tak źle. Czuje się prawie jak hipster i ostatecznie mógłby się do tego przyzwyczaić, ale nie czuje się na miejscu ze swoimi ciuchami z sieciówek i tanimi kosmetykami.
- Garnitur idealnie wpasuje się w okazję.
- Proszę cię. Oczekuję szczerej porady, a nie gównianych żartów.
- Nie wiem w co masz się ubrać, skąd mam wiedzieć?! Czemu się tym tak przejmujesz? Pójdź tam w dresach, butach UGG i podkoszulku, nikt cię nie będzie za to winił, skoro przyniesiesz ciasto. Nie ważne jak bogaci oni są. Chyba, że są powierzchownymi dupkami, którzy patrzą tylko na to ile ktoś kasy ma. Jeśli tak jest, to Louis nie zasługuje na to, co dla niego robisz.
- Chcę zrobić dobre pierwsze wrażenie - mruczy niewyraźnie pod nosem bawiąc się sznurkami od swojej szarej bluzy. Czuje się nieco zawstydzony.
- To załóż to, co zakładasz, gdy chcesz zrobić wrażenie.
- Mam nie zakładać nic? - uśmiecha się blado unosząc wzrok.
Nick siada koło chłopaka i obejmuje go w talii.
- Nie wrażenie na mnie - mruczy mu do ucha. - Na innych.
- Whatever - śmieje się cicho zielonooki wstając z kanapy.

***
Harry głośno przełyka ślinę i nerwowo poprawia koszulę, którą ma na sobie. Wyciera najpierw jedną, a potem drugą rękę w spodnie i dzwoni dzwonkiem. Przestępuje z nogi na nogę i przybiera na twarz niepewny, nieśmiały uśmiech. Nie jest pewny czym się tak stresuje. To tylko zwykły, rozpieszczony chłopak.
Drzwi powoli uchylają się i pojawia się w nich nieco potargana głowa. Zaspany szatyn powoli przeciera oczy knykciami jednej ręki i rzuca Harry'emu zdezorientowane spojrzenie.
- Um... hej? - mówi ochrypłym głosem.
- Cześć - uśmiecha się ciepło Styles. - Ja... nazywam się Harry Cox. Wprowadziłem się piętro wyżej i... pomyślałem, że się przywitam. Przyniosłem ciasto - dodaje unosząc wyżej srebrną blachę, którą trzyma w dłoniach. - Um... Mam nadzieję, że cię nie obudziłem?
- Nie, nie - odpowiada szybko, ale potem chwilę się waha. - Właściwie to tak, ale to dobrze. Jest już dosyć późno, tak myślę. Koło drugiej? - pyta otwierając na oścież drzwi, by przepuścić w nich chłopaka.
- Kiedy ostatnio sprawdzałem było wpół do piątej.
- Och. Chyba trochę zaspałem. Jestem Louis, tak właściwie. Louis Tomlinson.
Znajdują się w przedpokoju. Podłoga zrobiona jest z jakiegoś wyjątkowo ciemnego drewna, albo po prostu pomalowana na czarno. Ściany są szare i wydawać by się mogło, że sprawia to ponure wrażenie, ale jest przytulnie. Przechodzą do kuchni i Harry opiera się o czarną (a jakże) wyspę kuchenną patrząc, jak szatyn krząta się po pomieszczeniu przeszukując szafki.
- Dziękuję za ciasto - mówi próbując dosięgnąć jakiejś filiżanki, ale w końcu poddaje się i przysuwa sobie krzesło. Zielonooki uśmiecha się na ten widok. - To piernik, prawda? Pięknie pachnie. Moja ciocia piekła kiedyś taki na święta. Właściwie to... nie ciocia. Ale nie ważne - dodaje wyciągając z szuflady nóż, który wyciąga w stronę chłopaka. - Mógłbyś to pokroić? Ja zrobię herbaty. Chyba, że chcesz kawy albo soku.
- Nie, herbata będzie okay - uśmiecha się lekko krojąc ciasto, które następnie przekłada na talerz (czarny!).
- Jaką lubisz?
- Zieloną, bez cukru i mleka.
- Trafiasz w mój gust - śmieje się Louis przelewając wrzątek do dużego dzbanka. - Pomóż mi - mówi, sięgając jeszcze po dwie filiżanki i przechodzi do salonu, gdzie stawia wszystko na stoliku do kawy, które pełne jest jakichś książek.
- Przepraszam za to - mruczy zdejmując kilka tomów i kładzie je w równym stosiku na podłodze koło sofy. Siada po turecku na jednym końcu i uśmiecha się nieśmiało do Harry'ego, który usadawia się po drugiej stronie.
Dopiero teraz może dobrze przypatrzeć się chłopakowi. Jest on ubrany w czarny podkoszulek z logiem zespołu, którego Harry nie zna i dresy w tym samym kolorze. Jego nagie stopy są małe i nieco niespokojne. Włosy sterczą we wszystkich kierunkach, a pod pięknymi, głębokimi oczami wyraźnie odznaczają się ciemne worki, jakby nie spał od kilku dni. Na wysokie kości policzkowe pada w tym świetle cień gęstych rzęs, gdy chłopak pochyla głowę lub przymyka powieki, przez co zielonooki nie potrafi przestać się w niego wpatrywać.
- Nic nie szkodzi. Ja też często nie potrafię utrzymać porządku. Uczysz się, czy po prostu jesteś uzależniony od czytania? - pyta sięgając po talerzyk i filiżankę, które podaje mu chłopak.
- I to i to. Część tego syfu to podręczniki, a część literatura francuska i rosyjska.
- Studiujesz? - brunet dmucha lekko w herbatę i delikatnie upija mały łyk.
- Tak, ale nie jestem przekonany, czy wybrałem odpowiedni kierunek.
- Jaki?
- Inżynieria biomedyczna.
- Och.
- Nie zrozumiałeś ani jednego słowa, prawda?
- Nie - odpowiada, a Louis śmieje się dźwięcznie i Harry czuje się oczarowany delikatnymi zmarszczkami, które pojawiają się wokół jego oczu.
- Po tym kierunku będę mógł wymyślać nowe urządzenia, pomagające w leczeniu ludzi. Wiesz, sztuczne serca i takie tam. Gdyby nie inżynieria biomedyczna kobiety nie mogłyby powiększać sobie piersi. To bardzo niedoceniany kierunek - dodaje z powagą, a Styles się śmieje, chociaż nie ma pojęcia czemu, skoro nie jest to aż tak zabawne.
- Co wobec tego chciałbyś studiować?
- Historię sztuki.
- Wyglądasz na osobę, która się tym interesuje.
- Naprawdę?
- Tak. Z tymi wszystkimi książkami i w ogóle - wkłada do ust kawałek ciasta. - Chociaż bardziej pasowałbyś do jakiegoś dystyngowanego pałacyku niż nowoczesnego apartamentu. Raczej nie wyobrażam sobie na tych ścianach obrazów Rembranta.
- Mieszkałem w takim - uśmiecha się smutno i tym razem zmarszczki nie pojawiają się.
- Czemu... - chce zapytać, ale Louis mu przerywa.
- To nic ważnego. Po prostu przeprowadziłem się do swojego narzeczonego.
- Och, okay - kiwa lekko głową.
- A ty? Co studiujesz? - uśmiecha się Tomlinson znad swojej filiżanki i tym razem jest to prawie radosny uśmiech.
- Nie studiuję. Studiowałem prawo, ale, um... wywalili mnie.
- Dlaczego?
- Ja... zrobiłem coś czego nie powinienem zrobić, - marszczy brwi uśmiechając się - tak myślę.
- Och, okay. Nie mów jak nie chcesz. Podejrzewam, że jest to coś w stylu obciągania sobie na wykładzie.
- Niedokładnie, ale nie jesteś bardzo daleki od prawdy.
- Więc co teraz robisz? Domyślam się, że jesteś na utrzymaniu rodziców?
- Powiedzmy.

***
- Cel osiągnięty? Już cię kocha? Już za tobą szaleje? Już chce wziąć całą kasę? Już jesteście po ślubie? Już...
- Nie bądź zazdrosny kochanie.
- Wcale nie jestem zazdrosny.
- Jesteś.
- Nie jestem.
- Jesteś, ale nie masz o co. Louis ma narzeczonego, zapomniałeś?
- Ale jest gejem. Czułbym się spokojniejszy, gdyby był hetero.
- Mógłbyś się czuć w pełni spokojny, gdybyś w końcu zrobił to, o co proszę cię od dawna. Nie rozumiem nad czym się jeszcze zastanawiasz.
- Ja nie rozumiem dlaczego wciąż drążysz ten temat. Dobrze wiesz, że nie mogę.
- Dlaczego?! - Harry podnosi głos. - Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, że mi na tobie zależy. Bardziej niż mu.
- Harry...
- Nie chcę stale być piątym kołem u wozu, rozumiesz?! - jest już bliski płaczu.
- Ale...
- Zostaw mnie.
- Ko...
- Wyjdź.