Dziękuję!
_________________________________
- Moim zdaniem powinien pan zostać w szpitalu, chociaż na jedną noc.
_________________________________
- Moim zdaniem powinien pan zostać w szpitalu, chociaż na jedną noc.
- Ale ja nie mogę zostać w szpitalu, nawet na jedną noc. Rozumie pan? - mówi wyraźnie zirytowany Louis, kładąc nacisk na niektóre słowa.
- Nie, nie rozumiem.
- To ma pan problem.
- To ty będziesz miał problem, jak cię znowu ktoś uderzy i żebro wbije ci się w płuca!
- To w ogóle możliwe? - chłopak marszczy brwi. - Poza tym nikt mnie nie uderzył! Napadnięto mnie! - prawie krzyczy.
- Uhm - mówi lekarz. Nie wygląda, jakby mu wierzył.
- No przecież Harry panu opowiedział!
- Oczywiście. Wysłuchałem tej historii.
- Więc dlaczego pan nam nie wierzy?!
- A dlaczego panu tak bardzo zależy na tym, bym wam uwierzył?
Tomlinson spuszcza wzrok na swoje splecione dłonie i ze zdenerwowaniem przygryza wargę. Ten idiota ma rację, cóż. Niestety.
- Więc co z tym żebrem? - pyta Harry, a niebieskooki wzdryga się na dźwięk jego ochrypłego, powolnego głosu.
- Już w porządku, możecie iść.
***
Harry delikatnie układa głowę Louisa na poduszkach na kanapie, po czym siada naprzeciwko niego w fotelu.
- Najpierw noga, teraz żebro. Niedługo połamiesz sobie kręgosłup i tak to się skończy.
Tommo uśmiecha się niemrawo.
- Może nie.
- Więc co robimy?
- Możemy... po prostu pooglądać telewizję?
- Oczywiście, ale gdzie się podziewa nasz serdeczny przyjaciel Z? Kiedy wróci do domu, by spędzić czas z nami?
Louis śmieje się krótko.
- Wychodząc powiedział, że wróci najwcześniej jutro.
- Wierzysz mu?
- Nie do końca, ale to nie powstrzyma mnie przed rozmawianiem z tobą - uśmiecha się, po czym lekko przesuwa na poduszkach. - A teraz chodź tutaj, proszę. Jest mi zimno, potrzebuję twojego ciepła.
Harry przygryza wargę z zawahaniem.
- Jak to zrobimy? Przecież...
- Tak, wiem - przerywa mu Louis. - Mam złamane żebro. Po prostu ty położysz się na kanapie, a ja położę się na tobie - wzrusza ramionami. Schodzi z sofy zsuwając z siebie koc i uśmiecha się do Stylesa zachęcająco. Zielonooki robi minę mówiącą ,,a co mi tam" i układa się na plecach. Tomlinson kładzie się delikatnie na nim. Głowę układa na jego torsie, jedną ręką obejmuje go w pasie, a drugą zaczyna rysować szlaczki na bicepsie młodszego.
- Co oglądamy?
***
- Podjąłeś decyzję?
- Tak, ja... przemyślałem to i chcę z tobą być.
- Naprawdę?! - w oczach Nicka pobłyskuje niewyobrażalna radość, a usta przygryzane są mocno, by twarz mężczyzny nie pękła na pół z powodu zbyt szerokiego uśmiechu. Ale on dobrze wie, że to tylko dawno odłożone na bok zdolności aktorskie.
- Tak - Harry uśmiecha się delikatnie, niezbyt pewnie, niezbyt szczerze, nie do końca z własnej woli, nie do końca tak, jakby tego chciał.
Grimshaw miażdży jego usta w pocałunku, jakby nie zauważył wyrazu twarzy swojego chłopaka. Stara się to ignorować, ale kiedy zielonooki nie chce uprawiać z nim seksu, używając jakiejś głupiej wymówki, wie, że musi interweniować.
Styles się od niego oddala, a to bardzo, bardzo źle.
***
Nick uśmiecha się szeroko zamykając dłoń Harry'ego w swojej. Są na kolacji w jednej, z tych cholernie, cholernie, cholernie drogich restauracji i tak, Grimshaw próbuje przekupić chłopaka. Pod koniec jakże cudownego wieczoru, chce mu dać sygnet wysadzany jakimś drogim gównem. Ma nadzieję, że żeby go zdobyć, jakiś ćpun nie odetnie mu palca, ale cóż, w Londynie wszystko się może zdarzyć.
Tak więc Harry uśmiecha się do niego niepewnie znad swojego talerza, a Nick udaje, że jest idealnie. Pochyla się do chłopaka i delikatnie całuje go w usta.
- Co się dzieje?
- Nic - niepewny uśmiech.
- Jesteś trochę smutny. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? - patrzy na niego z zatroskaniem w oczach.
- To nic takiego, naprawdę. Po prostu nie najlepiej się czuję. To przez tę pogodę - wskazuje głową na okno, gdzie deszcz leje jak z cebra.
- Wiem, że kłamiesz - uśmiecha się. - To Londyn. Pada tutaj cały czas.
Harry spuszcza wzrok na swoje kolana.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj - pociera delikatnie kciukiem jego dłoń.
Kończą jedzenie w ciszy, dopijają swoje czerwone wino i wychodzą z restauracji wprost do taksówki. Styles zaczyna całować Nicka, by zająć myśli, by ten nie pytał go już więcej o jego humor, czy o to, co robił wczoraj. Wie, że mężczyzna tak naprawdę ma to gdzieś, a to nie pomaga ich relacji się poprawić. Dlatego go całuje. Najpierw delikatnie, spokojnie ocierając wargi o wargi. Potem nieco bardziej agresywnie. Kiedy wpadają do mieszkania Grimshawa i próbują się rozebrać jednocześnie nie odklejając od siebie, wszystkie wątpliwości Harry'ego odchodzą. W końcu jest z Nickiem. A Nick jest tylko z nim.
***
- Ty mały chujku!
To pierwsze słowa, które słyszy Harry po wejściu do mieszkania Louisa. Dostał esemesa, że Zayn wyszedł, więc od razu przyszedł do swojego przyjaciela.
- Tego przezwiska jeszcze pod moim adresem nie usłyszałem - uśmiecha się ciężko opadając na fotel. - Co takiego zrobiłem?
- Nie powiedziałeś mi, że masz chłopaka!
- Nie wiedziałem, że to ważne. Poza tym chyba wspominałem o tym.
- To bardzo ważne! I nie przypominam sobie.
- Cóż... - zielonooki wzrusza ramionami. - A skąd się o nim dowiedziałeś?
- Groził mi - Tomlinson kiwa głową z powagą, ale za chwilę na jego usta wstępuje uśmiech.
I wtedy Harry orientuje się, że coś jest nie tak. Nick nie mógł grozić Louisowi. Nick zna Louisa. I Louis zna Nicka. Nick jest prawnikiem zajmującym się sprawą Louisa. Grimshaw nie mógł mu grozić, bo szatyn powiązałby te sprawy. Zrobiłby się podejrzliwy. Nick nie mógł tego zrobić. Na pewno nie.
- Och - mówi Styles marszcząc brwi. - Jak wyglądał?
- Wyglądał na rozwścieczonego.
Harry się śmieje.
- Konkrety, słonko.
- Blondyn, niższy od ciebie, ale wyższy ode mnie. Jasne, niebieskie oczy... Chyba był starszy od nas obu. I miał Irlandzki akcent.
Styles klnie cicho.
- Przepraszam, ale muszę zadzwonić.
- Jasne - niebieskooki śmieje się.
Chłopak wychodzi na korytarz, po czym wyciąga komórkę i z wściekłością wybiera numer Nicka. Jego noga podskakuje nerwowo w górę i w dół.
- Jak ty do cholery mogłeś!
- Mogłem co?
- Jak mogłeś nasłać na niego Nialla?!
Nick śmieje się, Harry jest wściekły.
- Przepraszam, kochanie. Porozmawiamy o tym później, mam klienta.
- Oczywiście!
- Wytłumaczę się, słońce. Obiecuję.
Chłopak prycha i rozłącza się. Wraca do Louisa i znowu zajmuje miejsce w fotelu.
- Przepraszam za niego.
- Nie ma za co - szatyn odpowiada z wielkim uśmiechem.
- Czemu jesteś taki rozentuzjazmowany?
- Bo ta sytuacja była zabawna. Twój chłopak jest lekko żałosny, przysięgam. Nie przestraszył mnie ani trochę.
- Oh.
Zielonooki wydaje się być zbity z tropu, ale tak naprawdę po prostu zastanawia się dlaczego Niall. Niall nie pasował do roli złego, zazdrosnego chłopaka.
- I tak przepraszam. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił.
- I tak nie ma za co. Więc co pijemy dzisiaj?
- Wiskey.
- Proponuję rumianek. Albo melisę. Tak. Melisa będzie najodpowiedniejsza.
- Więc kiedy wraca nasz ukochany Malik?
- Za trzy godziny.
- Więc masz dużo czasu, żeby ućpać mnie melisą.
- Otóż to.
***
- Nie chcę go tak okłamywać.
- Wiesz, że musisz.
- Ale...
- Musisz, Nick. Podpisałeś.
- Udało się chociaż?
- Nie wiadomo. Czekamy na wiadomość.
- Ile jeszcze?
- Trzy godziny. Potem możesz pojechać do Harry'ego i się tłumaczyć.
- To ma pan problem.
- To ty będziesz miał problem, jak cię znowu ktoś uderzy i żebro wbije ci się w płuca!
- To w ogóle możliwe? - chłopak marszczy brwi. - Poza tym nikt mnie nie uderzył! Napadnięto mnie! - prawie krzyczy.
- Uhm - mówi lekarz. Nie wygląda, jakby mu wierzył.
- No przecież Harry panu opowiedział!
- Oczywiście. Wysłuchałem tej historii.
- Więc dlaczego pan nam nie wierzy?!
- A dlaczego panu tak bardzo zależy na tym, bym wam uwierzył?
Tomlinson spuszcza wzrok na swoje splecione dłonie i ze zdenerwowaniem przygryza wargę. Ten idiota ma rację, cóż. Niestety.
- Więc co z tym żebrem? - pyta Harry, a niebieskooki wzdryga się na dźwięk jego ochrypłego, powolnego głosu.
- Już w porządku, możecie iść.
***
Harry delikatnie układa głowę Louisa na poduszkach na kanapie, po czym siada naprzeciwko niego w fotelu.
- Najpierw noga, teraz żebro. Niedługo połamiesz sobie kręgosłup i tak to się skończy.
Tommo uśmiecha się niemrawo.
- Może nie.
- Więc co robimy?
- Możemy... po prostu pooglądać telewizję?
- Oczywiście, ale gdzie się podziewa nasz serdeczny przyjaciel Z? Kiedy wróci do domu, by spędzić czas z nami?
Louis śmieje się krótko.
- Wychodząc powiedział, że wróci najwcześniej jutro.
- Wierzysz mu?
- Nie do końca, ale to nie powstrzyma mnie przed rozmawianiem z tobą - uśmiecha się, po czym lekko przesuwa na poduszkach. - A teraz chodź tutaj, proszę. Jest mi zimno, potrzebuję twojego ciepła.
Harry przygryza wargę z zawahaniem.
- Jak to zrobimy? Przecież...
- Tak, wiem - przerywa mu Louis. - Mam złamane żebro. Po prostu ty położysz się na kanapie, a ja położę się na tobie - wzrusza ramionami. Schodzi z sofy zsuwając z siebie koc i uśmiecha się do Stylesa zachęcająco. Zielonooki robi minę mówiącą ,,a co mi tam" i układa się na plecach. Tomlinson kładzie się delikatnie na nim. Głowę układa na jego torsie, jedną ręką obejmuje go w pasie, a drugą zaczyna rysować szlaczki na bicepsie młodszego.
- Co oglądamy?
***
- Podjąłeś decyzję?
- Tak, ja... przemyślałem to i chcę z tobą być.
- Naprawdę?! - w oczach Nicka pobłyskuje niewyobrażalna radość, a usta przygryzane są mocno, by twarz mężczyzny nie pękła na pół z powodu zbyt szerokiego uśmiechu. Ale on dobrze wie, że to tylko dawno odłożone na bok zdolności aktorskie.
- Tak - Harry uśmiecha się delikatnie, niezbyt pewnie, niezbyt szczerze, nie do końca z własnej woli, nie do końca tak, jakby tego chciał.
Grimshaw miażdży jego usta w pocałunku, jakby nie zauważył wyrazu twarzy swojego chłopaka. Stara się to ignorować, ale kiedy zielonooki nie chce uprawiać z nim seksu, używając jakiejś głupiej wymówki, wie, że musi interweniować.
Styles się od niego oddala, a to bardzo, bardzo źle.
***
Nick uśmiecha się szeroko zamykając dłoń Harry'ego w swojej. Są na kolacji w jednej, z tych cholernie, cholernie, cholernie drogich restauracji i tak, Grimshaw próbuje przekupić chłopaka. Pod koniec jakże cudownego wieczoru, chce mu dać sygnet wysadzany jakimś drogim gównem. Ma nadzieję, że żeby go zdobyć, jakiś ćpun nie odetnie mu palca, ale cóż, w Londynie wszystko się może zdarzyć.
Tak więc Harry uśmiecha się do niego niepewnie znad swojego talerza, a Nick udaje, że jest idealnie. Pochyla się do chłopaka i delikatnie całuje go w usta.
- Co się dzieje?
- Nic - niepewny uśmiech.
- Jesteś trochę smutny. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? - patrzy na niego z zatroskaniem w oczach.
- To nic takiego, naprawdę. Po prostu nie najlepiej się czuję. To przez tę pogodę - wskazuje głową na okno, gdzie deszcz leje jak z cebra.
- Wiem, że kłamiesz - uśmiecha się. - To Londyn. Pada tutaj cały czas.
Harry spuszcza wzrok na swoje kolana.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj - pociera delikatnie kciukiem jego dłoń.
Kończą jedzenie w ciszy, dopijają swoje czerwone wino i wychodzą z restauracji wprost do taksówki. Styles zaczyna całować Nicka, by zająć myśli, by ten nie pytał go już więcej o jego humor, czy o to, co robił wczoraj. Wie, że mężczyzna tak naprawdę ma to gdzieś, a to nie pomaga ich relacji się poprawić. Dlatego go całuje. Najpierw delikatnie, spokojnie ocierając wargi o wargi. Potem nieco bardziej agresywnie. Kiedy wpadają do mieszkania Grimshawa i próbują się rozebrać jednocześnie nie odklejając od siebie, wszystkie wątpliwości Harry'ego odchodzą. W końcu jest z Nickiem. A Nick jest tylko z nim.
***
- Ty mały chujku!
To pierwsze słowa, które słyszy Harry po wejściu do mieszkania Louisa. Dostał esemesa, że Zayn wyszedł, więc od razu przyszedł do swojego przyjaciela.
- Tego przezwiska jeszcze pod moim adresem nie usłyszałem - uśmiecha się ciężko opadając na fotel. - Co takiego zrobiłem?
- Nie powiedziałeś mi, że masz chłopaka!
- Nie wiedziałem, że to ważne. Poza tym chyba wspominałem o tym.
- To bardzo ważne! I nie przypominam sobie.
- Cóż... - zielonooki wzrusza ramionami. - A skąd się o nim dowiedziałeś?
- Groził mi - Tomlinson kiwa głową z powagą, ale za chwilę na jego usta wstępuje uśmiech.
I wtedy Harry orientuje się, że coś jest nie tak. Nick nie mógł grozić Louisowi. Nick zna Louisa. I Louis zna Nicka. Nick jest prawnikiem zajmującym się sprawą Louisa. Grimshaw nie mógł mu grozić, bo szatyn powiązałby te sprawy. Zrobiłby się podejrzliwy. Nick nie mógł tego zrobić. Na pewno nie.
- Och - mówi Styles marszcząc brwi. - Jak wyglądał?
- Wyglądał na rozwścieczonego.
Harry się śmieje.
- Konkrety, słonko.
- Blondyn, niższy od ciebie, ale wyższy ode mnie. Jasne, niebieskie oczy... Chyba był starszy od nas obu. I miał Irlandzki akcent.
Styles klnie cicho.
- Przepraszam, ale muszę zadzwonić.
- Jasne - niebieskooki śmieje się.
Chłopak wychodzi na korytarz, po czym wyciąga komórkę i z wściekłością wybiera numer Nicka. Jego noga podskakuje nerwowo w górę i w dół.
- Jak ty do cholery mogłeś!
- Mogłem co?
- Jak mogłeś nasłać na niego Nialla?!
Nick śmieje się, Harry jest wściekły.
- Przepraszam, kochanie. Porozmawiamy o tym później, mam klienta.
- Oczywiście!
- Wytłumaczę się, słońce. Obiecuję.
Chłopak prycha i rozłącza się. Wraca do Louisa i znowu zajmuje miejsce w fotelu.
- Przepraszam za niego.
- Nie ma za co - szatyn odpowiada z wielkim uśmiechem.
- Czemu jesteś taki rozentuzjazmowany?
- Bo ta sytuacja była zabawna. Twój chłopak jest lekko żałosny, przysięgam. Nie przestraszył mnie ani trochę.
- Oh.
Zielonooki wydaje się być zbity z tropu, ale tak naprawdę po prostu zastanawia się dlaczego Niall. Niall nie pasował do roli złego, zazdrosnego chłopaka.
- I tak przepraszam. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił.
- I tak nie ma za co. Więc co pijemy dzisiaj?
- Wiskey.
- Proponuję rumianek. Albo melisę. Tak. Melisa będzie najodpowiedniejsza.
- Więc kiedy wraca nasz ukochany Malik?
- Za trzy godziny.
- Więc masz dużo czasu, żeby ućpać mnie melisą.
- Otóż to.
***
- Nie chcę go tak okłamywać.
- Wiesz, że musisz.
- Ale...
- Musisz, Nick. Podpisałeś.
- Udało się chociaż?
- Nie wiadomo. Czekamy na wiadomość.
- Ile jeszcze?
- Trzy godziny. Potem możesz pojechać do Harry'ego i się tłumaczyć.