Rozdział VII

Dziękuję!
_________________________________
- Moim zdaniem powinien pan zostać w szpitalu, chociaż na jedną noc.
- Ale ja nie mogę zostać w szpitalu, nawet na jedną noc. Rozumie pan? - mówi wyraźnie zirytowany Louis, kładąc nacisk na niektóre słowa.
- Nie, nie rozumiem.
- To ma pan problem.
- To ty będziesz miał problem, jak cię znowu ktoś uderzy i żebro wbije ci się w płuca!
- To w ogóle możliwe? - chłopak marszczy brwi. - Poza tym nikt mnie nie uderzył! Napadnięto mnie! - prawie krzyczy.
- Uhm - mówi lekarz. Nie wygląda, jakby mu wierzył.
 - No przecież Harry panu opowiedział!
- Oczywiście. Wysłuchałem tej historii.
- Więc dlaczego pan nam nie wierzy?!
- A dlaczego panu tak bardzo zależy na tym, bym wam uwierzył?
Tomlinson spuszcza wzrok na swoje splecione dłonie i ze zdenerwowaniem przygryza wargę. Ten idiota ma rację, cóż. Niestety.
- Więc co z tym żebrem? - pyta Harry, a niebieskooki wzdryga się na dźwięk jego ochrypłego, powolnego głosu.
- Już w porządku, możecie iść.

***
Harry delikatnie układa głowę Louisa na poduszkach na kanapie, po czym siada naprzeciwko niego w fotelu.
- Najpierw noga, teraz żebro. Niedługo połamiesz sobie kręgosłup i tak to się skończy.
Tommo uśmiecha się niemrawo.
- Może nie.
- Więc co robimy?
- Możemy... po prostu pooglądać telewizję?
- Oczywiście, ale gdzie się podziewa nasz serdeczny przyjaciel Z? Kiedy wróci do domu, by spędzić czas z nami?
Louis śmieje się krótko.
- Wychodząc powiedział, że wróci najwcześniej jutro.
- Wierzysz mu?
- Nie do końca, ale to nie powstrzyma mnie przed rozmawianiem z tobą - uśmiecha się, po czym lekko przesuwa na poduszkach. - A teraz chodź tutaj, proszę. Jest mi zimno, potrzebuję twojego ciepła.
Harry przygryza wargę z zawahaniem.
- Jak to zrobimy? Przecież...
- Tak, wiem - przerywa mu Louis. - Mam złamane żebro. Po prostu ty położysz się na kanapie, a ja położę się na tobie - wzrusza ramionami. Schodzi z sofy zsuwając z siebie koc i uśmiecha się do Stylesa zachęcająco. Zielonooki robi minę mówiącą ,,a co mi tam" i układa się na plecach. Tomlinson kładzie się delikatnie na nim. Głowę układa na jego torsie, jedną ręką obejmuje go w pasie, a drugą zaczyna rysować szlaczki na bicepsie młodszego.
- Co oglądamy?

***
- Podjąłeś decyzję?
- Tak, ja... przemyślałem to i chcę z tobą być.
- Naprawdę?! - w oczach Nicka pobłyskuje niewyobrażalna radość, a usta przygryzane są mocno, by twarz mężczyzny nie pękła na pół z powodu zbyt szerokiego uśmiechu. Ale on dobrze wie, że to tylko dawno odłożone na bok zdolności aktorskie.
- Tak - Harry uśmiecha się delikatnie, niezbyt pewnie, niezbyt szczerze, nie do końca z własnej woli, nie do końca tak, jakby tego chciał.
Grimshaw miażdży jego usta w pocałunku, jakby nie zauważył wyrazu twarzy swojego chłopaka. Stara się to ignorować, ale kiedy zielonooki nie chce uprawiać z nim seksu, używając jakiejś głupiej wymówki, wie, że musi interweniować.
Styles się od niego oddala, a to bardzo, bardzo źle.

***
Nick uśmiecha się szeroko zamykając dłoń Harry'ego w swojej. Są na kolacji w jednej, z tych cholernie, cholernie, cholernie drogich restauracji i tak, Grimshaw próbuje przekupić chłopaka. Pod koniec jakże cudownego wieczoru, chce mu dać sygnet wysadzany jakimś drogim gównem. Ma nadzieję, że żeby go zdobyć, jakiś ćpun nie odetnie mu palca, ale cóż, w Londynie wszystko się może zdarzyć.
Tak więc Harry uśmiecha się do niego niepewnie znad swojego talerza, a Nick udaje, że jest idealnie. Pochyla się do chłopaka i delikatnie całuje go w usta.
- Co się dzieje?
- Nic - niepewny uśmiech.
- Jesteś trochę smutny. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? - patrzy na niego z zatroskaniem w oczach.
- To nic takiego, naprawdę. Po prostu nie najlepiej się czuję. To przez tę pogodę - wskazuje głową na okno, gdzie deszcz leje jak z cebra.
- Wiem, że kłamiesz - uśmiecha się. - To Londyn. Pada tutaj cały czas.
Harry spuszcza wzrok na swoje kolana.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj - pociera delikatnie kciukiem jego dłoń.
Kończą jedzenie w ciszy, dopijają swoje czerwone wino i wychodzą z restauracji wprost do taksówki. Styles zaczyna całować Nicka, by zająć myśli, by ten nie pytał go już więcej o jego humor, czy o to, co robił wczoraj. Wie, że mężczyzna tak naprawdę ma to gdzieś, a to nie pomaga ich relacji się poprawić. Dlatego go całuje. Najpierw delikatnie, spokojnie ocierając wargi o wargi. Potem nieco bardziej agresywnie. Kiedy wpadają do mieszkania Grimshawa i próbują się rozebrać jednocześnie nie odklejając od siebie, wszystkie wątpliwości Harry'ego odchodzą. W końcu jest z Nickiem. A Nick jest tylko z nim.

***
- Ty mały chujku!
To pierwsze słowa, które słyszy Harry po wejściu do mieszkania Louisa. Dostał esemesa, że Zayn wyszedł, więc od razu przyszedł do swojego przyjaciela.
- Tego przezwiska jeszcze pod moim adresem nie usłyszałem - uśmiecha się ciężko opadając na fotel. - Co takiego zrobiłem?
- Nie powiedziałeś mi, że masz chłopaka!
- Nie wiedziałem, że to ważne. Poza tym chyba wspominałem o tym.
- To bardzo ważne! I nie przypominam sobie.
- Cóż... - zielonooki wzrusza ramionami. - A skąd się o nim dowiedziałeś?
- Groził mi - Tomlinson kiwa głową z powagą, ale za chwilę na jego usta wstępuje uśmiech.
I wtedy Harry orientuje się, że coś jest nie tak. Nick nie mógł grozić Louisowi. Nick zna Louisa. I Louis zna Nicka. Nick jest prawnikiem zajmującym się sprawą Louisa. Grimshaw nie mógł mu grozić, bo szatyn powiązałby te sprawy. Zrobiłby się podejrzliwy. Nick nie mógł tego zrobić. Na pewno nie.
- Och - mówi Styles marszcząc brwi. - Jak wyglądał?
- Wyglądał na rozwścieczonego.
Harry się śmieje.
- Konkrety, słonko.
- Blondyn, niższy od ciebie, ale wyższy ode mnie. Jasne, niebieskie oczy... Chyba był starszy od nas obu. I miał Irlandzki akcent.
Styles klnie cicho.
- Przepraszam, ale muszę zadzwonić.
- Jasne - niebieskooki śmieje się.
Chłopak wychodzi na korytarz, po czym wyciąga komórkę i z wściekłością wybiera numer Nicka. Jego noga podskakuje nerwowo w górę i w dół.
- Jak ty do cholery mogłeś!
- Mogłem co?
- Jak mogłeś nasłać na niego Nialla?!
Nick śmieje się, Harry jest wściekły.
- Przepraszam, kochanie. Porozmawiamy o tym później, mam klienta.
- Oczywiście!
- Wytłumaczę się, słońce. Obiecuję.
Chłopak prycha i rozłącza się. Wraca do Louisa i znowu zajmuje miejsce w fotelu.
- Przepraszam za niego.
- Nie ma za co - szatyn odpowiada z wielkim uśmiechem.
- Czemu jesteś taki rozentuzjazmowany?
- Bo ta sytuacja była zabawna. Twój chłopak jest lekko żałosny, przysięgam. Nie przestraszył mnie ani  trochę.
- Oh.
Zielonooki wydaje się być zbity z tropu, ale tak naprawdę po prostu zastanawia się dlaczego Niall. Niall nie pasował do roli złego, zazdrosnego chłopaka.
- I tak przepraszam. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił.
- I tak nie ma za co. Więc co pijemy dzisiaj?
- Wiskey.
- Proponuję rumianek. Albo melisę. Tak. Melisa będzie najodpowiedniejsza.
- Więc kiedy wraca nasz ukochany Malik?
- Za trzy godziny.
- Więc masz dużo czasu, żeby ućpać mnie melisą.
- Otóż to.

***
- Nie chcę go tak okłamywać.
- Wiesz, że musisz.
- Ale...
- Musisz, Nick. Podpisałeś.
- Udało się chociaż?
- Nie wiadomo. Czekamy na wiadomość.
- Ile jeszcze?
- Trzy godziny. Potem możesz pojechać do Harry'ego i się tłumaczyć.

Rozdział VI

Mam do was króciutkie pytania.
Pierwsze: Czemu tak słabo komentujecie?
Drugie: Kto topuje? Bo ostatnio jestem skonfundowana co do tego, więc stwierdziłam, że może wy zadecydujecie? Jeszcze nic nie planuję, ale tak na wszelki wypadek.
_____________________________________

Harry zamyka oczy starając się mentalnie przygotować na to, co się zaraz stanie. Chwilowo nastaje cisza i to nie jest normalne, bo Nick powinien się teraz drzeć i rwać włosy z głowy i wypominać mu różne sytuacje. Cisza nie jest w stylu Grimshawa.
Dlatego chłopak otwiera oczy i widzi przed sobą Zayna i nie wie, czy to lepiej, czy gorzej. Chyba gorzej, bo ostatecznie Malik wygląda na wściekłego. Ma zaciśnięte pięści i lekko zgiętą postawę, i jest nieco czerwony na twarzy, i ogólnie wygląda, jakby za chwilę miał wybuchnąć. Harry'emu chce się śmiać, ale dochodzi do wniosku, że to nie jest idealny moment. Dlatego decyduje się dyskretnie szturchnąć Louisa. Uporczywie starając się nie patrzeć w oczy Mulata ostrożnie przesuwa dłoń pod kołdrą i dźga udo Tomlinsona, który jęczy cicho poruczając się lekko. Harry próbuje jeszcze raz. Tym razem niebieskooki się budzi. Leniwie unosi powieki patrząc na Stylesa z lekkim uśmiechem. Brunet próbuje go nie odwzajemnić, ale Louis wygląda tak słodko i przytulaśnie i misiowato. Nie ważne, że takie słowa nie istnieją. Tommo w końcu orientuje się, że coś jest nie tak i unosi się na łokciach spoglądając w stronę drzwi.
- Och - krótkie słowo ucieka z jego ust. Brzmi płaczliwie i w jego oczach zaczynają zbierać się łzy i Harry nie wie o co chodzi. - Zayn, ja... - zaczyna, ale robi pauzę. - Harry wyjdź - mówi pewniejszym tonem.
- Nie, ja... Ja wytłumaczę. My tylko... - mówi zwracając się do Zayna, ale automatycznie traci pewność siebie, gdy na niego patrzy. Jest wyższy i prawdopodobnie silniejszy od niego, ale Malik wygląda w tej chwili nieobliczalnie. - Tak - szepcze do siebie. - Ja już pójdę.
Wyplątuje się z pościeli i praktycznie upada na podłogę. Chaotycznie zbiera swoje ciuchy z podłogi i wychodzi szybko mijając Mulata w przejściu. Jest mu nieprawdopodobnie wstyd. Po chwili słyszy kroki i krzyk, i coś ciężkiego upada na podłogę z wysokim jękiem i Styles automatycznie odwraca się na pięcie i zamaszyście otwiera drzwi. Na podłodze koło łóżka leży Louis zwinięty w kłębek, a Zayn pochyla się nad nim szepcząc coś jadowitym tonem.
Harry'emu automatycznie robi się słabo, a serce przyspiesza szybciej pompując krew do żył. Chłopak krzyczy coś, nawet nie wiedząc co, robi dwa kroki i rzuca się na Zayna wskakując mu na plecy. To musi wyglądać idiotycznie, bo brunet zasłania Malikowi oczy i zaciska długie palce na szyi, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co robi. W końcu Muzułmanin zrzuca go z siebie, a Harry upada na podłogę dostając mocnego kopniaka w brzuch. Spogląda szybko na Louisa, który nie porusza się, ale też na niego patrzy.
- Wyjdź Harry - mówi słabym głosem, a jego oczy przepełnione są smutkiem.
- Tak, Harry - uśmiecha się Zayn. - Najlepiej będzie dla wszystkich, jeśli wyjdziesz.
Więc Styles niezgrabnie podnosi się z podłogi ignorując ból i fakt, że ledwo co może oddychać i wychodzi z pokoju rzucając Louisowi na odchodne jeszcze jedno przerażone spojrzenie.
Korzysta z windy. Wchodzi do niej lekko kuśtykając, a gdy drzwi zamykają się za nim chłopak wypuszcza powietrze z czymś podobnym do ulgi, ale czego nie do końca można tak nazwać. Już w mieszkaniu wdrapuje się na krzesło barowe i kładzie głowę na blacie. Jego głowa pęka od myśli i kłębowiska emocji, a kac jeszcze wszystko pogłębia. Jest mu zimno, bo wciąż ma na sobie tylko bokserki, więc idzie do sypialni się ubrać. Kątem oka spogląda na zegarek i przez jego ciało przebiega dreszcz paniki. Jest już spóźniony do pracy dwie godziny i nie sądzi, by szef mu to wybaczył. Chwilę chodzi po pokoju zastanawiając się co zrobić, aż w końcu decyduje się zadzwonić do tego starego zrzędy, żeby mu oznajmić, że jest chory. Żeby lepiej wczuć się w rolę kładzie się do łóżka, okrywa kołdrą po uszy, na próbę kilka razy pociąga nosem i w końcu dzwoni. Szef jest wściekły, ale Harry chyba wypada przekonująco, więc ostatecznie mu się upieka. Teraz już nic więcej nie zaprząta jego umysłu i może spokojnie myśleć o Louisie, Zaynie i o tym, czym też mogą się w tej chwili zajmować.

***
Nick śmieje się dźwięcznie składając pseudo czuły pocałunek na nosie Liama.
- Więc mówisz, że ci uwierzył?
- Tak, myślę, że tak. Jeszcze nie zdecydował się do mnie wrócić, ale czuję, że to stanie się już wkrótce.
Jeszcze jeden pocałunek, tym razem w usta.
- Dzisiaj pójdę do niego do pracy. Sprawdzę, czy podjął już decyzję. Założę się, że tak. Zbyt wiele mi zawdzięcza, by ode mnie odejść.
Chichot, przyciągnięcie bioder bliżej.
- Odwiedzę go w przerwie na lunch.
- Nie zjemy razem? - Liam robi słodkie oczka.
- Obowiązki - uśmiecha się Nick. - Pewnie trochę mi to zajmie, wiesz. Wczoraj gdy poszedłem do niego do domu nie było go, a powiedział, że będzie. Muszę się na niego odrobinkę pogniewać, bo trochę na niego czekałem. Było nudno - kąciki jego ust wędrują w dół, więc Payne całuje go po raz kolejny.
- Muszę wracać do pracy.
- Oh, okay.
Liam odsuwa się od Nicka, który na pożegnanie klepie go w tyłek.

***
- Harry jesteś tu?! - krzyczy Grimmy wchodząc do mieszkania.
- Nie!
Głos dochodzi z sypialni, więc mężczyzna to tam kieruje swoje kroki. Zielonooki leży zawinięty w pościel i szczerze powiedziawszy wygląda jak kupa nieszczęścia.
- Coś się stało, kochanie?
- Tak.
- Co? - pyta podchodząc do łóżka i kuca tuż obok twarzy chłopaka.
- Nie jestem pewien, czy mogę powiedzieć.
- Czemu?
- Bo to prywatne.
- My nie mamy przed sobą sekretów, pamiętasz? - uśmiecha się lekko gładząc delikatnie młodszego po miękkich lokach.
- Ale to nie jest mój sekret.
- Wobec tego czyj kochanie?
- Louisa. I nie mów do mnie kochanie.
- Och. Louis prosił cię, żebyś nie mówił?
- Nie. Ale jestem pewien, że nie chciałby, żebym to komuś powiedział. Tylko zapomniał o tym powiedzieć, bo był zajęty czymś innym.
- Och.
- Zrobisz mi herbaty?
- Jasne kochanie.
- Nie mów do mnie kochanie.

***
- Louis, ja... - zaczyna Harry spuszczając wzrok na swój napar z mięty.
- Nie chcę o tym mówić.
- Ale...
- Proszę, nie rozmawiajmy o tym.
- Ale cała twoja twarz to jeden wielki siniak!
- No i co z tego?!
- Jak to co z tego?! Przecież ty krzywisz się nawet kiedy przełykasz ślinę! A krzywienie się też sprawia ci ból! Pewnie nawet oddychanie cię boli!
Louis spuszcza wzrok i zajmuje miejsce koło Harry'ego.
- Przepraszam.
- Niby za co?
- Za to, że Zayn cię uderzył. Ty chyba też masz siniaka.
- Ta. W jednym miejscu i już przestał boleć. W twoim przypadku całe twoje ciało to siniak. Powinieneś zostać superbohaterem. Nazywałbyś się Siniak Man. Sprawiałbyś, że czarne charaktery pokrywają się siniakami i są tacy obolali, że nie mogą się ruszać.
Louis się śmieje. To piękny, dźwięczny śmiech, i skóra przy jego oczach marszczy się i Harry też się śmieje i ta chwila jest wyjątkowa, ale po chwili w przypadku Tomlinsona uśmiech zamienia się w grymas.
- Nie sądzisz, że może masz złamane żebro?
- Nie, nie sądzę. Chociaż może... - przygryza wargę.
- Byłeś w szpitalu?
- Nie.
- Czemu?
- A co miałbym powiedzieć, kiedy spytaliby jak mi się to stało?
- Spadłeś ze schodów... Napadli cię bandyci... Twój chłopak to kompletny chuj...
- Narzeczony - poprawia go Louis.
- Jeszcze gorzej - uśmiecha się słabo Harry, po czym następuje chwila ciszy. - Dlaczego przyjąłeś zaręczyny?
- Jesteśmy zaręczeni od roku. Rok temu się kochaliśmy. Bardzo. Zayn kiedyś nie był taki sam. Był miły, uroczy, romantyczny i kochany...
Harry czuje, jak niewidzialna ręka zaciska się wokół jego żołądka.
- ... ale potem się zmienił. To chyba przez dragi i towarzystwo, w które wpadł, wiesz? Zaczął ćpać i zrobił się nieprzyjemny, bardziej agresywny. Naprawdę nie sądzę, by to była jego wina, dlatego nie odejdę.
- Nie odejdziesz od człowieka który cię katuje, bo nie sądzisz, że to jego wina? - brwi Stylesa wędrują do góry, a Louis się krzywi.
- On mnie nie katuje - mówi zbolałym głosem.
- Nie, on tylko złamał ci żebro. Przecież żebra łamią się nawet przy kichnięciu, normalka. Mój narzeczony łamał mi żebra milion razy.
- Nie mów tak - głos Louisa jest cichy i słaby, i brzmi płaczliwie, więc Harry przesuwa się w bok i łapie go w ramiona delikatnie ściskając, przysuwając do siebie. Tomlinson pociąga nosem łkając cicho, a łzy zaczynają skapywać mi po policzkach.
- Przepraszam.
- Nie, nie przepraszaj. Myślę, że masz rację. Ale i tak od niego nie odejdę.
- Czemu?
- Bo nie miałbym się gdzie podziać... Bo nie miałbym wtedy nikogo... Bo boję się pomyśleć co zrobiłby mi on, gdybym odszedł.
- Miałbyś mnie - odpowiada Harry. Mógłbyś zatrzymać się u mnie, dopóki nie znalazłbyś mieszkania. Albo przyjąć majątek, który oferuje ci tamten koleś. Harold.
- Nigdy tego nie zrobię - odpowiada łapiąc w dłonie koszulkę zielonookiego i mocno zaciskając palce na jej materiale.
- Dlaczego?
- Mam jeszcze trochę szacunku do siebie. I dumy.
Styles się śmieje.
- Oczywiście, że masz. Tylko, że nie sądzę, by ten facet, który to odziedziczył chciał tego majątku. Dlaczego nie weźmiesz czegoś, co ci się należy? Przecież doskonale wiesz, że twoja babcia, czy tam ciocia zapisałaby to wszystko tobie.
- Ale nie zapisała.
- No bo...
- Harry, skończ proszę. Mówienie nadal sprawia mi ból. Nie chce mi się kłócić.
- Dobra, teraz to już na pewno wiem, że twoje żebro jest złamane. Nie wiem jak ty wytrzymujesz z tym bólem, naprawdę. Coś czuję, że łyknąłeś taką dawkę środków przeciwbólowych, że już dawno powinieneś nie żyć.
- To prawda - uśmiecha się delikatnie Louis wtulając twarz w szyję młodszego. - Nie czuję od nich języka.
- To koniec - mówi stanowczo chłopak podnosząc się, a niebieskooki jęczy. - Zabieram cię do szpitala.
- Nie chce mi się.
- Wobec tego cię zaniosę.
- Okay - Tomlinson uśmiecha się delikatnie unosząc ręce. - Ale kiedy zapytają jak mi się to stało, to ty wymyślasz historyjkę.
I to właśnie w tamtej chwili do Harry'ego dochodzi, że czuje on coś do starszego chłopaka.