Witam na nowym fanfiction autorstwa Fizz. Mam nadzieję, że spodoba wam się ta historia, myślę, że jest dosyć ciekawa. W stronach macie moje drugie ff, jeśli ktoś nie miał okazji się z nim spotkać. Prolog zapewne wyjdzie, jak to mam w zwyczaju, krótki, ale może zdołam was nim zaciekawić. Już na wstępie proszę o to, żebyście, jeśli będziecie coś pisać o tym ff, cokolwiek, chociażby, że je czytacie, dodajcie do niego hashtag - #LegacyPL. Z góry dziękuję. c: Jeśli chodzi o fabuły, które przesyłałam niektórym z was, to to było dosyć orientacyjne, szczegóły mogą się zmienić. Miłego czytania.
____________________________________________
-Słaby żart, Nick - mówi Harry z pokerową twarzą, po czym podnosi się z czarnego, skórzanego fotela i kieruje do drzwi, jednak zatrzymuje go głos przyjaciela. No, nie do końca przyjaciela.
-Hej, czekaj, czekaj! Ja wcale nie kłamię, to nie jest głupi żart - mówi, a w jego oczach pobłyskuje szczerość, ale Styles mu nie wierzy, bo to co mężczyzna właśnie mu powiedział jest kompletnie niedorzeczne i całkowicie nieprawdopodobne.
-Och, doprawdy? - pyta chłopak zaczepnym tonem unosząc brwi.
-Tak - Grimshaw kładzie rękę na sercu, na potwierdzenie swoich słów. - Przysięgam ci, że trochę formalności i staniesz się bardzo, bardzo bogaty. Szybkie samochody, sporo nieruchomości, udziały w różnych firmach. Główną siedzibą twojej ciotki był dom w dzielnicy Chelsea, byłem tam już. Ogromna posiadłość, ale powinien spodobać ci się też dom w Knightsbridge - mówi to z taką pobłażliwością, jakby nie były to dwie najdroższe dzielnice Londynu, a Harry'emu prawie oczy wychodzą z orbit i gdyby miał teraz w ustach herbatę, na pewno by ją wypluł. - Oczywiście ma też wiele domów w innych krajach. Francja, Włochy, Ameryka, Islandia... Spodobałoby ci się na Islandii, przecież bardzo lubisz zimno.
-Jeśli kłamiesz, to przyrzekam ci, że wydrę z ciebie flaki, po czym spalę ciało i będę tańczył w klapkach wokół ogniska - mówi groźnym głosem, ale Nicka nie bardzo zdaje się to przerażać.
-Ile jeszcze razy mam ci powtarzać, że nie kłamię?! Flaki to ja sobie wypruwam pracując po nocach, żebyś się jak najszybciej mógł tam wprowadzić, a ty jak się zachowujesz niewdzięczniku?! - unosi głos, w którym pobrzmiewa rozbawienie. Harry wyczuwa je i parska śmiechem.
-Okay, okay. Przepraszam.
-No - Grimshaw odpowiada krótko, uśmiechając się.
-Trochę głupio przyjmować mi ten majątek, bo nawet nie mam pojęcia jak ona ma na nazwisko.
-Nie bądź taki skromny, kochanie. Emelina Tomlinson.
Harry parska śmiechem na dźwięk imienia.
-Emelina? - pyta unosząc brwi i szeroko rozwierając oczy, po czym odchyla się w fotelu nadal śmiejąc. W sumie to nie powinien w nim siedzieć, bo było to miejsce jego przyjaciela, ale Nickowi chyba podobał się jego widok na tle czarnej skóry. Znajdowali się w biurze mężczyzny, który był docenianym w Londynie prawnikiem. - Nie wierzę, że moja babcia mogła być taka głupia, że dała swojej córce na imię Emelina.
-Niestety, ale taka jest smutna prawda. W każdym bądź razie twoja ciocia wykorkowała, co otworzyło dla ciebie wiele drzwi, nieprawdaż?
-Ale... ona mieszkała sama w tych wielkich domach?
-Co? Och, nie. Zaadoptowała dawno temu takiego chłopaka. To znaczy wtedy był niemowlęciem. Teraz ma dwadzieścia trzy lata i ego jak stąd do księżyca. No wiesz, wychowywał się w bogactwie i w ogóle.
-Co się teraz z nim stanie? Skoro ja dziedziczę wszystko on zostaje z niczym, nie?
-No... Tak.
-Więc wypadało by się z nim podzielić, nie? - Harry robi minę, jakby tłumaczył szafce nocnej, że dwa razy dwa jest cztery, a ona jakimś cudem robiła nikłe postępy.
-No... Tak.
-Więc mógłbyś powiedzieć...
-Louis Tomlinson - podpowiada szybko Nick.
-...Louisowi Tomlinsonowi, że chcę się z nim podzielić majątkiem.
-Mógłbym, ale coś czuję, że on się na to nie zgodzi.
-Czemu?
-W jego przypadku wielkie ego równa się wielka duma. Nie zgodzi się na coś takiego.
-Spróbuj - nakazuje Harry, jakby był jego szefem.
-Okay - wzdycha ciężko Grimshaw podnosząc służbowy telefon z biurka, po czym przeszukuje chwilę papiery leżące na nim i wybiera numer z kartki. Czeka chwilę rozwalając się na mniej wygodnym fotelu dla klientów.
-Halo? Dzień dobry, tu Nick Grimshaw, prawnik zajmujący się sprawą pańskiej ciotki. ... Kojarzy mnie pan? To świetnie. Harold - zaczyna, a Styles posyła mu oburzone spojrzenie. Przecież nie ma tak na imię, dlaczego ten kretyn go używa?! Myśli, że zabrzmi to bardziej profesjonalnie?! - chciałby złożyć panu pewną propozycję. ... Nie chce pan słyszeć o tym idiocie? Ale pan go nawet nie zna... Proszę posłuchać... ... Jak to już się pan wyprowadził?! I gdzie pan mieszka? ... U swojego narzeczonego? Ale... ... Moment - Nick odkłada słuchawkę od ucha zatykając ją, by Louis nie usłyszał ich rozmowy.
-On nie chce cię znać, przeprowadził się do swojego narzeczonego i chce od ciebie tylko tyle, by mógł wrócić zabrać swoje prywatne rzeczy i trochę zdjęć.
-Niech bierze, ale może jakoś mu wytłumaczysz, że nie jestem jego wrogiem.
-Harold zgadza się, by wziął pan te rzeczy. Chciałby panu przekazać, że nie ma on złych zamiarów i chciałby pana poznać. .. Och. ... Dobrze. ... Tak, przekażę. Do widzenia.
-Coś czuję, że nie jest chętny mnie poznać?
-Powiedział, że masz się od niego odpierdolić.
-Och.
-Tak. Och.
-Chyba się nie zaprzyjaźnimy.
-Też tak sądzę.